Jestem Radosław Malisz, mówią na mnie Radziu i robię instrumenty muzyczne.
Moja przygoda z lutnictwem zaczęła się w 2008 roku, kiedy jako młody kuc chciałem grać heavy-metal i imponować koleżankom. Jak to często bywa w takich sytuacjach: pobudki szlachetne, ale kieszenie puste, a co za tym idzie, brak narzędzia wykonawczego. Rozwiązanie nasunęło się samo. Skoro ni ma piniędzy, żeby kupić, to trzeba zrobić. Tak też się stało. Urodziłem pierwszy instrument – elektryczną gitarę. Ta biała V-kształtna abominacja obecnie wzbogaca kolekcję mojego znajomego i zbiera kurz.
Wszystkie zdjęcia we wpisie pochodzą z archiwum Radka Malisza
Niewątpliwy i ogromny wpływ na moją twórczość miał i nadal ma mój ojciecJan,któremu zawdzięczam większość umiejętności i wiedzy o tym, jak nie dać się zabić maszynom stolarskim.
Na koncie mam przeróżne instrumenty: gitary (elektryczne, klasyczne, basowe), skrzypce, basy ludowe, kontrabas, ukulele, liry korbowe, fujarki. Aktualnie skupiam się głównie na lirach korbowych – są zdecydowanie ciekawsze i bardziej egzotyczne od np. gitarek.
Wszystkie moje dzieła (no prawie wszystkie) są autorskimi projektami. Nie kopiuję, tylko wymyślam. Nie odnajduję większego sensu w powielaniu już znanych instrumentów. Wolę wypływać na nieznane wody. Ryzykowne, ale jest większa frajda. To trochę tak jak z graniem. Można grać coś, co już ktoś wymyślił, lub tworzyć nowe melodie. Dopóki moja głowa rodzi pomysły, dopóty będę kombinował. Choć niejednokrotnie to, co robię, wykracza poza przyjęty kanon i nie spotyka się z poklaskiem konserwatywnych środowisk. Moją przyszłość w zawodzie wyobrażam sobie w następujący sposób: zasiadam na złotym tronie z akordeonów w blasku wiecznej sławy i chwały, dzierżąc lirę korbową. A i jeszcze chciałbym w kosmos polecieć 🙂
Jeśli ktoś z Was chciałby pomóc mi w realizacji moich hehe, marzeń, poprzez zakup moich wytworów, to zapraszam do kontaktu.
W wieku dziewięciu lat zbudowałem pierwszą gitarę. Zrobiłem ją z kartonu, tektury i drewnianego patyka, a zamiast strun naciągnąłem żyłkę na ryby. I co dalej? I nic. Na piętnaście lat zapomniałem o robieniu instrumentów, choć zostałem gitarzystą i jestem nim do dzisiaj (dziś już gram na takiej z drewna).
Instrumenty zacząłem budować z dwóch powodów: bardzo chciałem mieć lutnię renesansową, po studiach nie miałem na nią pieniędzy. Postanowiłem, że spróbuję sam zbudować lutnię. Oczywiście nie od razu, najpierw coś prostszego. No i moje poszukiwania twórcze, moja droga eksperymentatora – konstruktora, wyznaczyła właściwie listę instrumentów, które wykonuję do dzisiaj. Są to między innymi: gudok, fidel, rebec, tallharpa, jouhikko, suka biłgorajska, giterna, lira korbowa, lira z Kravik, oud i w końcu moja upragniona – lutnia renesansowa. Ale też i średniowieczna. Nie pamiętam dokładnie, jak to się stało, ale dzięki lutni renesansowej zacząłem się interesować instrumentami ze średniowiecza. Paradoks. Od niedawna robię też flety, flażolety, fujary i różne odmiany dawnych i ludowych instrumentów dętych. Oczywiście zdarza się, że coś naprawiam.
Jestem też rekonstruktorem historii średniowiecza. Gram i śpiewam w zespole muzyki średniowiecznej “Żertwa”, którego jestem współzałożycielem. Poza poszukiwaniami dawnego brzmienia, badam też historię instrumentów, historię ich budowy i rozwiązań technologicznych, analizuję archeologiczne znaleziska muzyczne i ramy czasowe ich występowania. Próbuję odnaleźć i odtworzyć dźwięki historycznych instrumentów i muzykę dawnych czasów (głównie średniowieczną). Nie do końca jest to możliwe, ale dla mnie są to fascynujące i inspirujące poszukiwania, przy okazji których mogę innym umilić czas muzyką.
Kontakt: Damian Dziaczyński
Koszalin. ul. Orla 10 dziaczynskidamian@gmail.com
tel: 661537656
Jestem muzykiem, pasjonatem. Nie mogę powiedzieć kolekcjonerem, bo mam znikomą ilość instrumentów. Bardziej pasowałoby do mnie określenie – poszukiwacz tajemniczych brzmień. Uwielbiam sztukę zdobniczą i szeroko pojęte rękodzielnictwo – mają wiele wspólnego z budowaniem instrumentów. Wykonuję różne zadania, w tym zegarmistrzowskie. Dla mnie zegary, to także instrumenty.
Pierwszym moim konstrukcyjnym lutniczym wyzwaniem była dziewiętnastowieczna gitara. Potem lutnia, a następnie gitara elektryczną z własnymi przetwornikami. W związku z pracą zawodową, której musiałem się podjąć, przez kilkanaście lat zapomniałem, że potrafię budować instrumenty muzyczne.
Kiedy narodziły się moje dzieci, zacząłem robić gwizdki wierzbowe. Zostałem nazwany przez dzieci tatą czarodziejem. I stało się. Moje fascynacje instrumentami obudziły się. Powstały: natiwy, queny, fletnie Pana, fujary słowackie, liry korbowe, instrumenty z marchewek i kawale.
Instrumenty lubię robić, nie spiesząc się. Na kawal przeznaczam trzy dni pracy, bywa że dłużej. Wszystko zależy od stopnia komplikacji. Co do trudności w budowie – wiele jest tajemnic. Czasem do dobrych rozwiązań dochodzi się latami i nie ma kogo zapytać. Ja miałem szczęście poznać Stanisława Wyżykowskiego – twórcę lir korbowych. Ważni byli też dla mnie muzycy: Walery Filipow, Dymitr Here oraz Jacek Grekow. Jacek Grekow bardzo pomógł mi w budowie kawali. Praca przy stwarzaniu instrumentów czy reperacji jest dla mnie niezwykle ważna. Nazywam ją świętą robotą.
Instrumenty muzyczne fascynowały mnie od zawsze. O tym, że zająłem się lutnictwem, zdecydowało jednak pewne wydarzenie sprzed wielu lat. Wracałem z długiej przechadzki po podleśnych łąkach. Było jasne październikowe popołudnie, oświetlone jesiennym słońcem. Ten typ światła, który zdaje się przeświecać przez głowy ludzi na których patrzymy i sprawiać, że ich myśli unoszą się wokół nich jak kolorowa para.
Nagle zdałem sobie sprawę, że ulica, po której idę, zmieniła się w ogromną podstrunnicę, a przewody elektryczne i telefoniczne na słupach nad głową stały się strunami. Oczywiście ludzie idący ulicą udawali, że niczego nie zauważyli i z obojętnymi, choć lekko przestraszonymi minami szli dalej, lekko tylko ślizgając się na polerowanym hebanie. Zrozumiałem, że świat próbuje dać mi coś do zrozumienia. Że w razie wątpliwości nie zawaha się podkreślić przekazu wielkim palcem, który opuści się z nieba i zagra dobitną kwintę przyciskając struny dokładnie w miejscu, w którym stoję, a nawet poprze go pasażem po głowach otaczających mnie osób.
Od tamtego dnia buduję i naprawiam instrumenty.
Ul. Krasnowolska 53, Warszawa, tel.: 508 092 765, e-mail: bakshee.jw@gmail.co
Od dziecka miałem kontakt z muzyką, ponieważ w domu rodzinnym wszyscy śpiewali i muzykowali. Od 5 roku życia uczyłem się grać na pianinie. W 14 roku życia zacząłem naukę gry na flecie prostym i gitarze a także na puzonie w orkiestrze przyklasztornej u o. Filipinów na Świętej Górze. Od dziecka trochę rzeźbiłem, pomagałem ojcu w naprawie dawnych mebli, próbowałem też zrobić instrument muzyczny (to było skrzyżowanie rozwalonego pudła rezonansowego skrzypiec z szyjką zniszczonej gitaro-lutni) Instrument oczywiście nie grał ale dość ciekawie wyglądał (mam go do dziś).
Tak naprawdę moja przygoda z instrumentami wiąże się z zespołami muzyki dawnej, które prowadzę. Sam początek jest dość ciekawy…
W 1991 r. założyłem zespół muzyki dawnej „Rocal Fuza” , zaczęliśmy grać oczywiście na NRD-owskich używanych fletach. Było to straszne ale zawsze jakiś początek. Po dwóch latach dzałalności poproszono nas o oprawę Międzynarodowych Targów Turystycznych w Stadthalle w Görlitz. Dzieciaki oczywiście pobrały ze stoisk, na pamiątkę, różne foldery. Po dwóch dniach przyszła do mnie Kasia, żeby pokazać mi jaki dziwny instrument jest na jednym ze zdjęć . Tym instrumentem okazała się lira korbowa…. byłem w szoku… tego nam było potrzeba! Niewiele myśląc napisałem do tego Biura Podróży ze Szwarcwaldu, prosząc aby przekazano (załączony) mój list do pana, który trzyma lirę korbową.
Jak nie trudno się domyślić, prosiłem owego budowniczego dawnych instrumentów o kontakt ponieważ interesuje mnie lira korbowa. Po sześciu dniach otrzymałem list od Tibora Ehlrsa (owego lutnika) który zapraszał mnie do siebie, żebym mógł obejrzeć instrumenty a poza tym bardzo był zainteresowany tym, że prowadzę młodzieżowy zespół muzyki dawnej. Oczywiście czym prędzej wybrałem się „maluchem” do Szwarcwaldu. Wszedłszy do domu Tibora oniemiałem z zachwytu! Prawie wszystko co znajdowało się w domu grało… Po obiedzie usiedliśmy w pokoju dziennym – muzeum (samych viol da gamba wisiało na ścianach ok. 20-tu).
Lirę korbową, jak się okazało, dla mnie miał już gotową choć mieliśmy dopiero o niej rozmawiać. Właściwie po stosunkowo krótkiej rozmowie zabrał mnie do pracowni i zacząłem pomagać mu w budowie zaczętego instrumentu. Zostałem zarażony!!! Od tego czasu nie wyobrażałem sobie mojej egzystencji bez budowania dawnych instrumentów. Wiele lat jeździłem do Tibora aby się uczyć. Płytę którą nagrał mój zespół „Rocal fuza” – „…poszukiwanie brzmienia średniowiecza…” dedykowaliśmy Tiborowi Ehlersowi naszemu wielkiemu mecenasowi i przyjacielowi. Ponieważ w tamtych czasach w Polsce oprócz NRD-owskich fletów ciężko było zdobyć dawne instrumenty zacząłem przywozić od Tibora wspólnie zbudowane instrumenty (Scheitholt, fidele kolanowe, harfy, Gemshorny..) . Po kilku latach, dzięki pomocy Tibora zacząłem sam budować kopie dawnych instrumentów. Założyłem kolejne zespoły: „Tiboryus”, Ugly racket quartet”, „Rustica puellae” „Dominiques consort” i najnowszy „Od Nova” (który gra już głównie na moich instrumntach). Obecnie buduję violę da gamba i wiolonczelę barokową dla duetu „Oak Brothers” (moich synów, którzy studiują a tych instrumentach na Akademii Muzycznej we Wrocłwiu).
Prowadziłem seminaria na temat dawnych instrumentów i wystawiałem moje prace m. in. na Akademii Muzycznej we Wrocławiu, w PSzM II st.w Głubczycach, na zamku w Łęczycy, w Muzeum Ziemi Kaliskiej w Kaliszu, w Krakowie, P.Sz.M w Sopocie, P.Sz.M. w Zgorzelcu, w P.Sz.M. W Legnicy podczas festiwali: Zabrzańskie Dni Muzyki Dawnej, Maj z Muzyką Dawną we Wrocławiu oraz „Wielki Renesans” w Akademii Muzycznej w Niżnym Nowgorodzie w Rosji. Od 1993 roku organizuje Międzynarodowe Spotkania z Muzyką Dawną w Świeradowie-Zdroju, gdzie można zobaczyć i posłuchać moich instrumentów, które grają obecnie w wielu polskich zespołów.
Buduję instrumenty: dawne harfy, liry korbowe, fidele da braccio i kolanowe, cymbały, tubmaryny, viole da gamba, Scheitholty, citole, gitterny, cister, mandory, rebeki, psałteria.
zdjęcia: Piotr i Dorota Piszczatowscy oraz archiwum Dominika Dembińskiego
Jestem lirnikiem, twórcą lir i pedagogiem. Budową lir zajmuję się od 2001 roku. Budowy instrumentów muzycznych uczyłem się w pracowni Pana Stanisława Wyżykowskiego. Podczas naszego spotkania w 1997 roku zauroczyłem się brzmieniem liry, a przede wszystkim niezwykłą osobą Mistrza. Po wielu spotkaniach w pracowni zostałem jego uczniem i przez prawie trzy lata zdobywałem wiedzę i pracowałem pod okiem Pana Stanisława. W 2003 roku otworzyłem własną pracownię, w której skupiałem się głównie na budowie lir, od kopii lir dziadowskich aż po instrumenty współczesne. Obecnie, wzbogacony o nowe doświadczenia i pomysły, skupiam się na tworzeniu instrumentów bardzo rozbudowanych, dających muzykom coraz większe możliwości, również z wykorzystaniem wbudowanej elektroniki. Moje instrumenty wykorzystywane są przez muzyków wędrownych, pieśniarzy, dziadów – lirników, muzyków instrumentalistów, w muzyce folkowej, eksperymentalnej i jazzowej, jak również jako eksponaty w muzeach.
Jestem absolwentem Akademii IGNATIANUM w Krakowie. Swoją wiedzę wykorzystuję również w działalności edukacyjnej, prowadząc wspólnie z moim Mistrzem Stanisławem Wyżykowskim lekcje, prezentacje instrumentów i warsztaty nauki gry na lirze oraz spotkania wprowadzające w historię lirnictwa w Polsce. Moja działalność została udokumentowana w pracy dyplomowej autorstwa Darka Trzcińskiego Podtrzymywanie lirnictwa w Polsce. Stanisław Wyżykowski, Stanisław Nogaj – sylwetki, budownictwo, wykonawstwo. Występuję również z Zespołem Muzyki Dawnej Vox Angeli. W 2013 roku uczestniczyłem w programie Instytutu Muzyki i Tańca „Szkoła Mistrzów Budowy Instrumentów Ludowych”, którego celem była nauka budowy liry korbowej, nauka pieśni oraz gry na lirze korbowej. Wspólnie z Basią i Maćkiem Bator oraz Stanisławem Wyżykowskim w 2014 roku rozpoczęliśmy nowy cykl spotkań pod nazwą „Podkarpackie Spotkania Lirników w Haczowie”, w kolebce polskiego lirnictwa.
„Jestem równocześnie takim korektorem i budowniczym instrumentów, który z olbrzymią troską i uczuciem podchodzi do każdego naprawianego instrumentu. W swoim warsztacie uratowałem, przywróciłem do świetności niejeden stary, zniszczony instrument.
Ktoś nazywał mnie nawet nowatorem i ostatnim budowniczym liry korbowej. Jestem człowiekiem, który całe swoje życie poświęcił konstruowaniu i umiejętności gry właśnie na tym instrumencie”.
Stanisław Wyżykowski
Stanisław Wyżykowski urodził się 3 maja 1927 roku w Haczowie. Miał czterech braci i sześć sióstr, każde z nich potrafiło grać i śpiewać, wyrastał więc w atmosferze zamiłowania do muzyki. Wspomina, że ojciec muzykował z Szajną, często gościł u siebie braci Kaszowskich i Władysława Rymara, którzy byli wówczas członkami orkiestry haczowskiej. Miał również okazję przysłuchiwać się dyskusjom na temat liry korbowej, kupionej przez Szajnów za pół miarki pszenicy, o którą później wypytywał ojca i która zapadła mu głęboko w pamięć.
Za swój pierwszy występ publiczny uznaje nieśmiałą próbę grania na skrzypcach w czasie lekcji śpiewu w szkole powszechnej. Uczył się, poznawał również zapis nutowy, aż w końcu już po okupacji w 1946 roku, za namową znajomego muzyka wojskowego, poszedł na czteroletni kurs gry na skrzypcach do szkoły muzycznej w Krośnie. Warto zaznaczyć, że szkołę opłacił za zarobione przez siebie pieniądze, aby odciążyć ojca od wydatków. Jak sam mówi, dniami ćwiczył, a nocami pracował. Okazał się na tyle zdolnym uczniem, że kurs ten skończył w dwa lata.
Już w 1947 roku był członkiem małej orkiestry symfonicznej przy Krośnieńskich Zakładach Przemysłu Lniarskiego, gdzie grał drugie skrzypce. Później pracował w różnych zakładach jako stolarz, ciągle jednak myśląc o lirze korbowej. W 1965 roku trafił do Krośnieńskich Hut Szkła. W Zakładowym Domu Kultury działała kapela ludowa „Stachy”, której kierownik Stanisław Inglot poprosił pana Wyżykowskiego o zrobienie dla zespołu liry korbowej. Wtedy jeszcze niezbyt dokładnie rysował się w wyobraźni kształt liry i pomocne okazało się kino objazdowe, gdzie wyświetlano francuską komedię. Na filmie dwóch lirników prowadziło korowód weselny i można było dokładnie zobaczyć kształt instrumentu. Poza tym, w muzeum w Krośnie była stara, dwustuletnia, rozbita lira Szajnów, którą podjął się naprawić, co dało mu możliwość dokładnego zapoznania się z budową tego instrumentu. Właśnie ta lira służyła przez jakiś czas Bronisławie Masłyk ze wsi Malinówka, która śpiewała i grała w kapeli „Stachy”. Później lira ta trafiła do muzeum w Bieczu. Te wszystkie zdobyte doświadczenia dały w końcu możliwość wykonania w 1967 roku pierwszego, własnego instrumentu.
Kolejne lata to koncerty z kapelą „Stachy”. Repertuar oparty był o folklor podkarpacki, składał się z około siedmiuset melodii z przyśpiewkami. Utworów uczono się ze słuchu – nie były rozpisywane za pomocą nut na poszczególne instrumenty. Kapela „Stachy” odnosiła wiele sukcesów, między innymi na festiwalach w Tarnowie, Kędzierzynie, Jeleniej Górze, Grudziądzu, występowała w radiu i telewizji, nagrywała płyty. Zdobyła wiele dyplomów i eksponatów, listów pochwalnych oraz wyróżnienie Ministra Kultury.
W latach 1983-1986 Stanisław Wyżykowski, przebywając na rencie, zajmował się naprawami instrumentów smyczkowych i gitar. Od 1986 roku przeszedł na emeryturę, co pozwoliło mu zająć się konstruowaniem lir korbowych. Do dzisiaj mieszka w Haczowie, aktywnie konstruując kolejne instrumenty i uczestnicząc w wielu wydarzeniach muzycznych, również poza swoim regionem. Kilka lat temu skonstruował dwa niezwykle cenne i unikalne instrumenty: średniowieczną odmianę liry korbowej o nazwie organistrum oraz lirę basową, której jest jedynym konstruktorem w Polsce.
Stanisław Wyżykowski cieszy się dużym szacunkiem i poważaniem, o czym mogą świadczyć nagrody i podziękowania: tytuł Indywidualności Roku 1997 Regionu Brzozowskiego, Nagroda II Stopnia im. Franciszka Kotuli przyznana w 1999 roku (w szczególności za rekonstrukcję liry korbowej) przez Muzeum Etnograficzne im. F. Kotuli w Rzeszowie, podziękowanie Muzeum Regionalnego im. Adama Fastnachta w Brzozowie za bezpłatne przekazanie liry korbowej w 1999 roku, wyrazy podziękowania Instytutu Języka Polskiego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach za wszechstronne przedstawienie kultury ludowej Haczowa. W 1995 roku zdobył nagrodę za rękodzieło w III Ogólnopolskim Konkursie Na Budowę Ludowych Instrumentów Muzycznych, organizowanym przez Muzeum Ludowych Instrumentów Muzycznych w Szydłowcu. W 2005 roku, w IV edycji tego konkursu, zdobył II nagrodę. Jego liry z muzeum w Szydłowcu były prezentowane na wystawach czasowych między innymi w 2008 roku w Muzeum Podkarpackim w Krośnie i na zamku w Baranowie Sandomierskim, w 2009 roku w Muzeum Wsi Radomskiej w Radomiu i Muzeum Kultury Ludowej w Węgorzewie. Jego instrumenty były wykorzystane podczas premierowego pokazu filmu Pan Tadeusz, jak również podczas nagrania ścieżki dźwiękowej do filmów Ogniem i mieczem oraz Wrota Europy.
Poświęcał też wiele czasu na pracę edukacyjną w zakresie nauki gry na skrzypcach czy lirach, kierując przez kilka lat zespołem „Młode Staszki”. Wielokrotnie prowadził wykłady połączone z prezentacją swoich instrumentów w szkołach i podczas spotkań lirniczych. Grał również koncerty; jednym z najbardziej niezwykłych był Podniebny koncert na lirę, zagrany podczas lotu paralotnią. Ważną częścią jego pracy było również przekazywanie wiedzy w zakresie budowania instrumentów. Jednym z pierwszych uczniów, który zresztą do dzisiaj zajmuje się budową lir, jest Stanisław Nogaj. Zainteresowanie budową instrumentów zainspirowało także innych twórców, którzy zasięgali wiedzy u Mistrza w tej dziedzinie.
Osobie Stanisława Wyżykowskiego zostało poświęconych kilka prac dyplomowych, m.in.: Stanisław Wyżykowski jako lirnik i wytwórca lir korbowych na Rzeszowszczyźnie autorstwa Jolanty Jaracz, Podtrzymywanie lirnictwa w Polsce. Stanisław Wyżykowski, Stanisław Nogaj – sylwetki, budownictwo, wykonawstwo autorstwa Darka Trzcińskiego, a także artykuły autorstwa Zbigniewa Przerembskiego, Stanisław Wyżykowski z Haczowa – ostatni lirnik ludowy w Polsce, Innowacje w budowie lir korbowych oraz wiele innych artykułów w prasie regionalnej. Jedną z najważniejszych pozycji jest książka autorstwa Stanisława Wyżykowskiego Lirnik z Haczowa, w której dzieli się wiedzą historyczną i doświadczeniem w budowie lir. Jako zakończenie niniejszego artykułu pragnę tu zacytować tekst z zakończenia tejże książki, w której Wyżykowski pisze:
Tekst: Stanisław Wyżykowski, Darek Trzciński, Stanisław Nogaj
Muzykiem, bo mam za sobą etap regularnych studiów z zakresu fortepianu, organów, chorału gregoriańskiego, zasad harmonii itp. W domu Ojciec – perkusista weselny – uczył mnie gry na perkusji i pierwszych akordów na gitarę.
Muzykantem, bo jednak wielu rzeczy nauczyłem się sam, podpatrując innych oraz przeszukując tzw. źródła.
Twórcą instrumentów, ponieważ kiedy wykonuję nawet najprostszą fujarkę, to jest to jednak „moja” fujarka, która jest efektem tylko moich błędów i „patentów”.
Kolekcjonerem. Moja żona Karolina mówi, że mam w domu muzeum instrumentów różnych i jest we mnie trochę „gadżeciarza”.
Pasjonatem, z dużą dozą szewskiej pasji! Pasja niesie ze sobą duży ładunek emocjonalny i chociaż emocje nie są moją mocną stroną, to nie wyobrażam sobie, by bez pasji można było – po raz setny zacinając się dłutem – wciąż robić swoje.
Przygodę z instrumentami zacząłem od marzeń i lekcji muzyki w szkole podstawowej, na których (poza grą na cymbałkach i śpiewaniem pieśni patriotycznych). Pani Od Muzyki uczyła nas grać na flecie prostym. Wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że kiedyś będę robił takie flety. Potem przeszedłem oczywiście zawieruchę wieku dojrzewania, słuchałem punk rocka, reggae itp. Aż wreszcie wziąłem udział w warsztatach z Maciejem Rychłym podczas Festiwalu Skrzyżowanie Kultur. Jest on nietuzinkową i charyzmatyczną postacią. Przyszedł wtedy na zajęcia z wiązką rdestu, z którego zrobiłem swój pierwszy instrument. To Maciej Rychły pokazał mi, jak zrobić prosty instrument z pojedynczym stroikiem. Poza tym nie miałem jednego nauczyciela. Podczas takich wydarzeń, jak Targowisko Instrumentów, spotykam ludzi, z którymi wymieniam się doświadczeniami i którzy mniej lub bardziej chętnie dzielą się ze mną swoją wiedzą. Potem trzeba iść do swojego kącika, żeby zepsuć mnóstwo materiału. Dopiero za którymś razem udaje się zrobić dobry instrument, a potem, robiąc kolejny, doskonali się własne umiejętności.
Oprócz tego źródłem wiedzy może też być internet – zwłaszcza jeśli chodzi o fujarki. Natomiast wiedzę lutniczą i dotyczącą lir korbowych przekazał mi głównie Paweł Kowalcze, lutnik z Chabówki. Pośrednio uczyłem się także od Staszka Nogaja i Lucjana Kościółka.
Robię przede wszystkim fujarki i piszczałki z czarnego bzu, proste instrumenty trzcinowe, pojedynczo stroikowe. Trudno jest precyzyjnie określić region, z jakiego pochodzą, ze względu na ich pewnego rodzaju uniwersalność. Na przykład prosty, trzcinowy instrument w Turcji jest znany jako sipsi, w Europie Wschodniej jako dutka, żalejka, w Egipcie arghul, na Sardynii launeddas. Istnieją między nimi drobne różnice konstrukcyjne, ale zasada działania i źródło dźwięku są takie same. Podejmowałem też próby wykonania chińskiego guanzi, instrumentu z podwójnym stroikiem, a w planach mam albokę. Do tej pory zrobiłem wiele fujarek i piszczałek z czarnego bzu, fujar sześciootworowych, dwojnic, fujar pasterskich i prostych trzcinowych, a także kavale mołdawskie, kilkanaście klarnetów bambusowych i jedną lirę korbową. Nad instrumentem pracuję od kilku do kilkunastu dni.
W tej chwili moim celem jest profesjonalizacja wykonywanych przeze mnie instrumentów i rozszerzenie „oferty” przede wszystkim o liry korbowe i dudy. Można u mnie zamówić fujarki z czarnego bzu, dwojnice, sopiłki, trzcinowe instrumenty pojedynczostroikowe, bambusowe klarnety, kaval mołdawski, fujary bezotworowe. Kilka miesięcy temu (i za sprawą mojego kolegi, Huberta Połoniewicza, który wykonuje przepiękne fidele kolanowe, np. suki biłgorajskie) z zamówieniem na wykonanie kilku „polskich” fujarek zwróciło się do mnie Muzeum Instrumentów Muzycznych w Phoenix, w Arizonie. To dla mnie wielka promocja i powód do dumy, że moje instrumenty znalazły się w Stanach Zjednoczonych. Galeria Zamawiających jest zróżnicowana. Zamawiają u mnie „poważni” muzycy, ale również amatorzy, szukający (pozornie) niewymagającego instrumentu na tzw. dobry początek.
Mam nadzieję, że w każdym wykonanym instrumencie przekazuję jednocześnie kawałek historii, tradycji i ciut mnie samego. Lubię myśleć o sobie jak o „nośniku tradycji”, ale określiłbym siebie przede wszystkim rzemieślnikiem.
Urodził się 4 kwietnia 1954 roku w Kadzidle na Kurpiach. Od 2000 roku zajmuje się rzeźbą w drewnie oraz budową ludowych instrumentów muzycznych, grywa w kapeli kurpiowskiej, prowadzi warsztaty dla młodzieży, występuje na scenach, prezentując wykonane własnoręcznie instrumenty. Ściśle związany ze środowiskiem muzyki tradycyjnej, bierze udział w różnych imprezach i warsztatach organizowanych m.in. przez Fundację Wszystkie Mazurki Świata, Dom Tańca, Stowarzyszenie Trójwiejska. Co roku bywa na Targowisku Instrumentów w Warszawie oraz w Kazimierzu Dolnym.
Pierwsze ludowe skrzypce – dłubanki zbudował w 2004 roku, potem jeszcze wiele innych, które trafiły m.in. do zbiorów Muzeum Ludowych Instrumentów Muzycznych w Szydłowcu, a także do prywatnych kolekcjonerów. Z czasem kolekcja powiększyła się o rekonstrukcje historycznych instrumentów, takich jak rebek, fidel płocka, surdynka (skrzypce kieszonkowe), suka biłgorajska, moraharpa (skrzypce klawiszowe). Osobny rozdział to budowa liry korbowej, z którą wiąże się przypadkowe odkrycie wizerunku instrumentu w miejscowym kościele i odnalezienie innych śladów obecności liry w regionie. Andrzej Staśkiewicz pojawił się w niewielkim środowisku lirników jako jedyny z Kurpi. Bierze udział w warsztatach lirniczych w Koźlikach na Podlasiu, był na Taborze Lirniczym w Narolu oraz w Haczowie na Podkarpackim Spotkaniu Lirników z okazji Roku Oskara Kolberga, a także na wielu innych imprezach w całym kraju (festyny, jarmarki, targi turystyczne, cepeliada i inne). Dotychczas zbudował kilka takich lir korbowych.
Jako ludowy muzykant samouk grywa na zbudowanych przez siebie instrumentach. Widzi potrzebę rekonstrukcji zapomnianych instrumentów pasterskich, dawniej powszechnie używanych, jak np. ligawy, fujarki, trąby zwijane z kory wierzby, gwizdki, różne narzędzia dźwiękowe, np. kołatki, grzechotki, diabelskie skrzypce i inne. Wśród najbardziej potrzebnych znajduje się basetla kurpiowska – maryna. Kiedyś bardzo popularna na wiejskich weselach, a wyparta przez harmonię pedałową królującą obecnie w muzyce kurpiowskiej. Podobnie jak na Mazowszu południowym, basy grały do tańca, podkreślając rytm oberka i polki. Taką basetlę udało się zrekonstruować w roku 2011 podczas I edycji warsztatów tradycji Kurpiogranie (których Staśkiewicz był pomysłodawcą). Dzięki temu odtworzono dawny sposób gry kurpiowskiej muzyki. Basetla jest obecna na każdym kolejnym Kurpiograniu i jest nadzieja, że zagra w lokalnych kapelach kurpiowskich – po dziesięcioleciach przerwy. Efekty tej warsztatowej pracy można ocenić na potańcówkach, gdzie w kapeli grają obokskrzypiec i bębenka również basy. Na Kurpiach basy były używane w rejonie Czarni w okresie międzywojennym i tuż po wojnie (XX wiek), a także w Kadzidle w latach powojennych oraz w okolicy Nowogrodu k. Łomży, gdzie istniała kapela kurpiowska z muzykantem Bolesławem Olbrysiem, znanym równieżz tego, że budował instrumenty muzyczne, w tym basy. Andrzej Staśkiewicz jest obecnie jedynym na Kurpiach ludowym lutnikiem – następcą Bolesława Olbrysia z Dębnik k. Nowogrodu.
Jest członkiem Stowarzyszenia Twórców Ludowych w Lublinie. W 2009 roku przyznano mu odznakę honorową „Zasłużony dla Kultury Polskiej” oraz „Nagrodę Starosty Ostrołęckiego” za całokształt pracy twórczej.
Andrzej Król tworzy swoje instrumenty o menzurze wiolonczeli: Wspak i Kij. Są to kreacje lutnicze, których najważniejszym tworzywem w budowaniu przestrzeni rezonansowej jest (obok drewna i kleju) napięcie. Jest ono obecne w lutnictwie od zawsze, jako jeden ze środków kształtowania formy instrumentu. Nowością kreacji i inspiracji Andrzeja Króla jest uczynienie z napięcia tematu nr 1.
Dla promocji swojej idei Andrzej Król organizuje koncerty i spektakle na Wspaki i Kije w Polsce i we Francji. Na te instrumenty powstały oryginalne kompozycje Ryszarda Bednarczuka i Jeana Poisignona. Wielu muzyków grywało na Wspakach i Kijach w zespołach etnicznych i są one obecne w nurcie muzyki etnicznej. Grają na nich między innymi: Maria Pomianowska, Bart Pałyga, Seba Wielądek i Maciej Cierliński, a we Francji Agnès Vesterman, Deborah Walker i Patrick Langot.
Nowe instrumenty (kreacje) pojawiają się obok tych zapomnianych, zepchniętych na margines i przywracanych życiu muzycznemu. I te, i te są spoza głównego nurtu i sobie pomagają.
Instrumenty: Wspak, Kij, lira korbowa
fot: Piotr i Dorota Piszczatowscy
Podwójność mojego działania: konsekwencja i jej brak. Jak dwie strony powierzchni jednostronnej spotykają się czasem, lecz najczęściej są do siebie oddzielone. Nawet przestrzennie w mojej pracowni najbliżej wejścia jest jasna “witryna” ze względnym ładem. Całkiem z tyłu jest ciemne “zaplecze”, gdzie chowam pomyłki, obsesje i sny. Bezradny w bezcennej wolności, wierzyłem w przyjmowane kolejno założenia, które tę wolność ograniczają. Budowany na tych ograniczeniach ład z upływem czasu napotyka swój kres. Poszerzanie założeń w miarę wyczerpywania się możliwości, przenoszenie ich piętro wyżej, przeplatane bywa regresem w działania impulsywne i nieprzejrzyste.
Utopia, czyli “niemożebność”, którą odkryłem w kształtach i opisujących je słowach, towarzyszyć mi będzie przez całe życie i twórczość. Są tacy, dla których najważniejsze są słowa, dźwięki, barwy, kształty. Piętro wyżej są obrazy, dla których są one tworzywem. Dla mnie jednak najważniejsza jest utopia. Może dlatego, że każdy dobry obraz można by do niej sprowadzić. Jest przeznaczeniem każdego dobrego obrazu. Jest bardziej dosłowna niż słowa, które wokół niej krążą. Jest samą naturą rzeczy. Opis rzeczywistości jest możliwy tylko z różnych punktów widzenia i dlatego jest pełen sprzeczności. Utopijny. Jeśli jest spójny, to jest fragmentaryczny. Struktura rzeczywistości, tak jak moje rzeźby, jest napięta, bo sprzeczna. W serii instrumentów muzycznych – Wspak i Kij, napięta struktura formy, pudła rezonansowego wzmacnia dźwięki.
Napięcie, którego skutki w świecie nas otaczającym dostrzegamy najczęściej jako destrukcję, jest najbardziej wydajnym tworzywem ludzkich dzieł.