Tomek Kiciński

Ze smykałką do grania na dudach chyba się urodziłem. Gdy zaczynałem się dud uczyć, moi rówieśnicy potrzebowali jakiegoś roku, żeby opanować podstawy, a ja, już po pół roku rozgrywałem nawet te trudniejsze kawałki. Miałem też smykałkę do dłubania w drewnie. Jako dziecko śmiało radziłem sobie z kozikiem – takim małym, ostro zakończonym nożykiem. Strugałem ptaszki, zwierzęta, jakieś tam proste fujarki i rozmaite inne rzeczy, których potrzebowaliśmy do zabawy. Pistolety i karabiny też. Byłem sprawny manualnie i mama zapisała mnie do kółka rzeźbiarskiego u Jerzego Sowijaka. U niego nauczyłem się porządnej roboty ręcznej i rzeźbienia twarzy. 

Dudy wpadły mi w oko wtedy, kiedy byłem mały. W Bukówcu, gdzie się urodziłem i gdzie mieszkam, grano na dudach od dawnych czasów. Do naszego domu dudy przyniósł syn mojego dziadka. To wtedy po raz pierwszy miałem okazję z bliska się z nimi zapoznać. Na poważnie grania na dudach zacząłem uczyć się u Edwarda Ignysia, który mieszkał w Śmiglu, w sąsiedniej wsi. W Bukówcu długo grali bracia Ratajczakowie, ale zmarli. Zabrakło wtedy w kapeli dudziarza i dlatego ściągnęli Ignysia. Ignyś nie dość, że był dudziarzem, był też z wykształcenia nauczycielem techniki. Dobrze znał się na ślusarstwie i obróbce drewna, więc oprócz tego, że wprowadził mnie w tajniki grania na dudach, to nauczył mnie też rozmaitych prac przy dudach. 

Z początków nauki grania na dudach mocno zostało we mnie takie wspomnienie. Po pierwszej lekcji wróciłem do domu i popłakałem się. Było nas – dzieciaków chętnych do nauki trzech – a dud tylko dwie pary. Dla mnie zabrakło. Ja się pobeczałem, a mama powiedziała: “Nie martw się, poczekaj chwilę”. I faktycznie, za jakiś czas, ktoś zrezygnował i zacząłem się uczyć. Największym wyzwaniem było dla mnie wtedy trzymanie ciśnienia, ale po jakimś czasie opanowałem technikę. 

fot. Piotr i Dorota Piszczatowscy

Budowania dud nauczyłem się sam. Było to w czasie, gdy to ja uczyłem grania na dudach innych i często gęsto po prostu zeźliłem się na dudy, na których graliśmy. A to się coś zepsuło, a to rozkleiło, a to urwało, a to nie wiadomo czemu dudy przestawały stroić. W dodatku sam musiałem robić stroiki – nie sposób było ich wtedy kupić. Dlatego zawziąłem się i postanowiłem budować dudy sam. Skonstruowałem domowej roboty tokarkę i tak to się zaczęło… Do wszystkich rozwiązań technicznych, detali, dochodziłem sam. Z całym szacunkiem dla starszego pokolenia mistrzów, muszę powiedzieć, że niechętnie dzielili się wiedzą. Trzymali swoje tajemnice. Wiadomo, przeżyli dużo: dwie wojny i bieda po wojnie. Budowanie dud to był ich fach, dzięki któremu mieli chleb. A dudy budowali z tego, co mieli pod ręką. Prawie z niczego. Więc trzymali swoje sekrety.

Ja miałem swoich uczniów, którzy motywowali mnie do budowy kolejnych dud. Każdy chce się uczyć na własnych dudach, a u mnie mogli kupić za pół ceny. Ponieważ gram na dudach, potrafię praktycznie rozpoznać, jakie mają mankamenty, co w nich nie działa. Przez lata gry człowiek nabiera instynktownego czucia. Tego nie da się opisać w podręczniku ani nikogo wyuczyć. To jest takie czucie, do którego dochodzi się samemu. 

O dudach mówi się, że są kapryśnym instrumentem. Nawet Szkoci mają o nich takie przekonanie. Mój największy sukces z nimi związany? Zacznę od innej strony. Instrumenty kupowały ode mnie różne muzea (m. in. muzeum w Szydłowcu, Warszawie), otrzymałem rozmaite nagrody i wyróżnienia na festiwalach, konkursach, z których jestem bardzo dumny, ale największym sukcesem był pewien ranek. Przyjechałem z zespołem na przegląd kapel dudziarskich i podczas prób wysiadł mi burdon. Mój zespół imprezował całą noc. a ja siedziałem nad dudami, jak ten mnich i naprawiałem je. Nad ranem udało się!

Do tej pory zbudowałem jakieś 50 dud. A może i więcej. Nie mam zapału muzealniczego, nie robię rozpisek i tak dokładnie ich nie liczę, ale wszystkie moje instrumenty mam w pamięci. Najbardziej nietypowe zamówienie miałem niedawno. Zrobiłem kozła całkowicie syntetycznego. Nic w nim nie było naturalnego – ani rogu, ani skóry, ani włosia. Grał. Bardzo dobrze grał. Dudy buduję raz dłużej, raz krócej. Jak przyjdzie wena, zbudować można szybko. Zwłaszcza, jak się jest dobrym spryciarzem i pracuje dzień w dzień, to w 3 tygodnie robotę można okiełznać. Ale dudy potrzebują czasu. Często odkłada się je, tak na tydzień. Potem strojenie idzie łatwiej. 

Spotkania z innymi twórcami są dla mnie bardzo ważne. Każdy z nas czego innego poszukuje, co innego przepracował, w czym innym widzi istotę instrumentu. Inspirujemy się nawzajem.

Jakie mam marzenia? Mam wiele pomysłów. Teraz mam zamówienie na zbudowanie 2 par dud: siermiężnych i klasycznych. Czasu mi potrzeba.

 

fot. Piotr i Dorota Piszczatowscy

 

Kontakt

Tomasz Kiciński
Bukowiec Górny
tel. 663963807

 

Andrzej Budz

Tagi: , , , , , , , , , , , , , ,

Jestem muzykiem, muzykantem, twórcą instrumentów, instruktorem, pasjonatem. Lubię o sobie myśleć jako o twórcy instrumentów. Lubię obcować z kulturą tradycyjną i przekazywać ją młodym pokoleniom.

Urodziłem się w 1980 roku w Nowym Targu. Pochodzę z góralskiej wielodzietnej rodziny (mam dziewięcioro rodzeństwa). Dorastałem w wiosce Groń w gminie Bukowina Tatrzańska, gdzie od najmłodszych lat miałem styczność z folklorem: śpiewaniem, muzykowaniem, tańczeniem. Moje ciocie śpiewały i tańczyły w zespole Ślebodni, wujkowie tańczyli, śpiewali i grali podczas wesel i spotkań rodzinnych. Grania na skrzypcach uczyli się jeszcze za młodu. Moi dziadkowie i wujkowie byli pasterzami – paśli owce w Tatrach w Dolinie Małej Łąki, bo tam mieliśmy własności. Moja rodzina to rodzina pasterska od prawieków. W Dolinie Małej Łąki stały szałasy pasterskie (najstarszy podobno z XVII wieku), które niestety zostały zburzone przez straż parku pod koniec lat 60 (w 1968 bodajże, jeśli dobrze pamiętam). Na tej polanie miał własność słynny dudziarz Stanisław Budz Mróz Lepsiok (Budzowie wywodzą się z Gronia). Dziadek słynnego dudziarza Józef Budz ur 1794 pochodził z Gronia.

Chodziłem do szkoły podstawowej w Groniu. Byłem wtedy członkiem zespołu regionalnego “Honielnik”, którego instruktorem, a zarazem kierownikiem był Jerzy Dudek – mój nauczyciel wychowania fizycznego, a zarazem mąż Marysi Dudek – kierowniczki zespołu “Zawaternik” w sąsiedniej wsi, w którym tańczyły starsze dzieci. Tam w końcu trafiłem. W 8 klasie szkoły podstawowej zacząłem uczyć się gry na skrzypcach. Skrzypce to moja miłość. Uczył mnie mój kuzyn Jacek Mucha. Bardzo zachęcał mnie do szkoły muzycznej, ale nie miałem instrumentu (nie było nas stać ) no i byłem za stary. Dzięki Agnieszce Gąsienicy Giewont (Agnieszka wszystkiego mi się dowiedziała) wylądowałem w końcu w ognisku muzycznym przy Państwowej Szkole Muzycznej w Nowym Targu u prof. Wiesława Bieniasza. Po 3 semestrach ogniska zdałem egzamin do szkoły muzycznej drugiego stopnia, ale niestety na kontrabas… Uczył mnie prof. Piotr Augustyn. Zostałem absolwentem tej szkoły. Równolegle kształciłem się w Zasadniczej Szkole Zawodowej w Zakopanem w klasie stolarstwa galanterii drzewnej i trenowałem łyżwy szybkie w szkole mistrzostwa sportowego. Po jakimiś czasie zaprzestałem sportu. Złożyłem papiery do Technikum Budownictwa Ogólnego w Zakopanem (słynna Budowlanka) i tu zdałem maturę.

Folklor zawsze był blisko mnie. Jeszcze za młodego chłopca stryj mojej mamy – Stanisław Budz i dziadek mojej mamy – Tadeusz Budz uczyli mnie, jak robić fujarki z wierzby. Takie proste fujarki, co to tylko piskają albo aż piskają. Jakoś to we mnie mocno zostało.  Ale na profesjonalne instrumenty długo nie było mnie stać. 

fot. Grzegorz Gaj

Moja przygoda z budową instrumentów pasterskich zaczęła się na dobre jakieś 6 lat temu. Wziąłem udział w warsztacie prowadzonym przez Jana Karpiela Bułeckę o budowie piszczałki bezotworowej, a potem w warsztacie o trombitach (warsztaty zainicjowała Agnieszka Gąsienica Giewont). Na tych warsztatach zostałem wtajemniczony w technikę budowy i zrobiłem moją pierwszą piszczałkę. W piszczałkach najważniejszy jest sposób strojenia. Nie znałem nikogo na Podhalu, kto by miał odpowiedni patent na strojenie. Grzebałem po sieci z miesiąc i nic nie mogłem znaleźć. W jakimś momencie odwiedziłem kolegę, którego tata Władysław Gacek, był moim nauczycielem od matematyki. On to wytłumaczył mi, że strojenie opiera się na pewnych stałych zależnościach matematycznych (jakiś ciągach arytmetycznych czy czymś takim). To pomogło mi opracować mój własny wzór wyznaczania otworów bocznych. Popatruję też na flety klasyczne i piszczałki robione przez różnych twórców i kombinuję, jak ulepszyć moje instrumenty.

Buduję instrumenty pasterskie. Do tej pory wykonałem: trombitę, końcówkę, palicę trzyotworową (maciatową), dwojnicę, piszczałkę sześciootworową, piszczałkę z kości siedmiootworową, piszczałkę z kości trójotworową, piszczałkę smaciarską dwu lub trzyotworową, okaryny z rogów wołowych, kaval macedoński, fujarę słowacką. Obecnie pracuję nad dudami podhalańskimi. Przy pracy nad nimi zbieram wiedzę i doświadczenia od różnych osób. Lepiej  tak pracować, niż metodą prób i błędów niszczyć materiał bez sensu. Jestem już blisko skończenia tych dud.

filmy: Grzegorz Gaj

Wszystkie te instrumenty można u mnie zamówić. Daję instrument z częścią mojej osoby. To ja go wykonałem i cieszę się, jak widzę, gdy na nim ktoś gra. Nie robię ich dużo, bo nie ma wielu ludzi grających na takowych instrumentach. 

Moje instrumenty są tradycyjne – nie zdobię ich przesadnie, bo dla mnie najważniejszy jest dźwięk. Nad instrumentem pracuję po to, żeby dobrze grał. Wyglądał też –  ale o tyle, o ile wyznacza to rysunek drewna, położony nań olej, delikatny lakierek czy politura.

Co takiego wyjątkowego, niezwykłego jest w instrumentach? To nie tylko drewno, co daje dźwięk. Kiedy instrument gra, jest niczym pędzel malarza, który dobiera odpowiednie barwy i maluje przepiękne krajobrazy. I to jest wielkie wzruszenie i radość. Choć zdarzały się sytuacje, po których chciałem z budowaniem skończyć.

Dla mnie każdy człowiek jest ważny i każdy twórca, bo każdy daje to swoje spojrzenie na instrument.

Moje marzenie to zostawić dla przyszłych pokoleń instrumenty i skończyć książkę, którą zacząłem pisać.

Zdjęcia z archiwum Andrzeja Budza 

Kontakt

Andrzej Budz
Dębno
telefon 505355734
budzband@gmail.com

Dariusz Kubicki

Tagi: , , , , , , , ,


Z wykształcenia jestem akordeonistą, kompozytorem i…. astronomem. Ukończyłem Akademię Muzyczną w Bydgoszczy w klasie akordeonu i kompozycji. W tym samym czasie ukończyłem studia astronomiczne na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Instrumentem, na którym skończyłem szkołę muzyczną i studia, jest akordeon. Jeśli człowiek posiada wykształcenie muzyczne, to nauka gry na innych instrumentach przebiega znacznie szybciej – poprzez znajomość nut, jak i przyzwyczajenie do dyscypliny ćwiczenia.

Dudy były bardzo popularnym instrumentem w średniowieczu. Grano na nim także w wiekach późniejszych.  Zawsze chciałem mieć możliwość wcielenia się w średniowiecznego barda. Dudami szkockimi zainteresowałem się głównie za sprawą filmu Braveheart (ciekawostką jest, że muzyka do filmu została nagrana na dudach irlandzkich!). W tym czasie myślałem, że dudy i… kobza to ten sam instrument.

Pierwszą moją fascynacją były dudy szkockie. Kiedy zastanawiamy się nad kupnem Wielkich Dud Szkockich mamy do wyboru dwie drogi: zakup albo tanich dud produkowanych masowo w Pakistanie albo bardzo drogich prosto ze Szkocji. Dudy pakistańskie nadają się głównie na ścianę (za sprawą pięknego wyglądu). Myślę, że to ich główne zastosowanie. Do grania nadają się zwykle po znaczących przeróbkach. Wśród osób grających na dudach jest nawet takie powiedzenie: ,,pakistanów się nie kupuje, pakistanów pada się ofiarą”.

Po długim zastanawianiu się, co zrobić, postanowiłem w końcu zbudować dudy sam.  Ze skórzanego worka i … trzonków od grabi kupionych w markecie narzędziowym. A jak już zacząłem budować instrument dla siebie, to niehonorowo byłoby nie skończyć. I tak, 7-8 lat później, zrobiłem swoje pierwsze dudy! Oczywiście pomagało mi w tym wiele osób, począwszy od mojej żony, która pozwalała lwią część budżetu domowego przeznaczyć na nowe instrumenty, materiały czy narzędzia. Była podróż do Szkocji. Do Alana Wardona – uznanego ,,makera” dud, który chcąc nie chcąc, ujawnił mi sporo sekretów budowy tego instrumentu. Potem odwiedziłem Piotra Szutkę – krakowskiego twórcę, który zaznajomił mnie ze swoim warsztatem. To jest niespotykane w tym fachu. Piotrek, na koniec wizyty, wręczył mi kawał twardej blachy, żebym miał z czego zrobić swój pierwszy rozwiertak. Swoje konstrukcje konsultowałem następnie z dr Lindsayem Davidsonem – Szkotem, pierwszym człowiekiem, który ukończył studia na dudach. U dr. Davidsona bywam dość często, średnio co pół roku, aby pokazać nowości, które wymyśliłem i prosić o recenzję. Według mojej obecnej wiedzy jestem jedyną osobą robiącą szkockie dudy w Polsce. Poza tym wiele satysfakcji daje mi to, że moją pracą mogę pomóc przyszłym dudziarzom w wyborze i zdobyciu instrumentu.

Buduję Wielkie Dudy Szkockie (Great Highland Bagpipes), Małe Dudy Szkockie, dudy niemieckie (Hummelchen), dudy średniowieczne, a ostatnio za sprawą Tomasza ,,Conora” Hałuszkiewicza, także irlandzkie (Uilleann Pipes). Instrumentem podobnym do dud są szałamaje, które również wykonuję. 

Zdjęcia z archiwum Dariusza Kubickiego

W 2019 roku założyłem sklep internetowy copernicusbagpipes.com, w którym można kupić robione przeze mnie instrumenty. W 2020 roku do ekipy copernicusbagpipes dołączył pierwszy według mojej wiedzy student dudziarstwa w Polsce – Patryk Pawluczuk, który odpowiedzialny jest za sklep i część akcesoriów. Muszę podkreślić, że stroiki, jak i instrumenty, które wykonujemy do instrumentów, są standaryzowane w taki sposób, żeby stroik kupiony np. w Szkocji, czy Hiszpanii pasował do naszych dud. Często bowiem zdarzają się instrumenty, do których stroiki trzeba wykonywać osobno i nigdzie nie da się ich kupić. To bardzo kłopotliwe dla początkujących, dlatego staramy się trzymać standardów innych.

Instrument, który niejako sam wymyśliłem, to małe dudy średniowieczne. Uwielbiam je. Dudy te zbudowane są na bazie Małych Dud Szkockich, które dostałem od dr. Davidsona. Małe dudy to niezwykle przydatny instrument. Można na nich grać w domu – a to jest nie do przecenienia. Dudy mogą bowiem zniszczyć najlepsze relacje sąsiedzkie…Miałem kiedyś taką przygodę… Razem z żoną przygotowywaliśmy koncert – w programie świeżo napisany utwór na głos i głośne dudy galicyjskie. Trzeba gdzieś ćwiczyć. Niestety, granie w zamkniętym pomieszczeniu jest bardzo kłopotliwe z powodu wysokiego natężenia dźwięku. Muzykowanie na powietrzu to zupełnie co innego – tembr dźwięku staje się podniosły i elegancki. Zawsze kiedy zbliża się koncert, wykorzystuję każdą nadarzającą się okazję do ćwiczeń i wożę dudy w samochodzie. Tak było i wtedy. Któregoś razu, w drodze do domu, przystanąłem przy polu rzepaku i chwilę pograłem. Po paru dniach okazało się, że byłem słyszany 3 km dalej – usłyszała mnie znajoma ze szkoły muzycznej. A nie grałem na dudach szczególnie głośnych w swojej klasie! 🙂

Budowę instrumentu zaczynam od znalezienia odpowiedniego kawałka drewna. Ten kawałek musi schnąć czasem kilka lat.  Trzeba czekać. Generalnie staram się używać drewna już wysuszonego albo z drzewa ściętego kilka lat wcześniej. Materiał kupuję w sprawdzonym miejscu. Najbardziej lubię drewno egzotyczne – popularnym jest grenadill (African Blackwood). Jest to bardzo twarde drewno, a przez to łatwe do toczenia.Twardego drewna nie trzeba też lakierować, by chronić przed wilgocią. Wystarczy konserwacja olejem lub woskiem. Drewno grenadill jest niestety bardzo drogie i coraz rzadsze. Na szczęście do produkcji instrumentów nadaje się też wiele gatunków drewna krajowego: śliwa, jesion, buk, jawor, grusza czy nawet jarzębina (zbyt często lądują jako opał w piecu). Z drewna krajowego najbardziej lubię jesion. Co ciekawe: dąb, król polskich drzew, jest bardzo niewdzięcznym tworzywem – wymaga specjalnej technologii. Dudy można również wykonać ze specjalnego tworzywa zwanego delrinem albo polioxymetylenem. Instrument wykonany z tego materiału jest niezwykle odporny na wahania temperatury i uszkodzenia mechaniczne. Niestety brzmi gorzej. Ale zawsze można go mieć w samochodzie – czy upał, czy zima jest na czym grać! Od jakiegoś czasu zacząłem drukować dudy na drukarce 3D. To pozwoliło znacząco obniżyć cenę – practice chanter można już kupić od 100 zł! Najdziwniejszymi instrumentami, które zrobiłem były gwizdki naśladujące pohukiwanie sowy. Zamówienie przyszło z Wielkiej Brytanii. Nie było proste w realizacji… Gwizdki miały być wydrążone w jednym kawałku drewna i to z korą oraz zachowaniem naturalnego kształtu gałęzi. 

Można u mnie zamówić: dudy szkockie (małe i wielkie), dudy Hummelchen, dudy średniowieczne, małe dudy średniowieczne, dudy irlandzkie (Uilleann Pipes) oraz wszelkiego rodzaju szałamaje (practice chanter, czyli przebierki ćwiczebne). Można do mnie zadzwonić, porozmawiać. Nie mam oporów, żeby polecić dudy innych producentów albo naprawić dudy (np. zrobione w Pakistanie). Całą gamę instrumentów i akcesoriów można  zobaczyć na stronach www.bagpipes.pl i www.copernicusbagpipes.com .

Zdjęcia z archiwum Dariusza Kubickiego

Kontakt

Dariusz Kubicki
facebook.com/Copernicus-bagpipes

 

 

Piotr Majerczyk

Tagi: , , , , , ,

Urodziłem się w 1971 roku w Zakopanem. Wychowałem w rodzinie góralskiej w Poroninie. W latach 30-tych XX w. mój dziadek Franciszek Majerczyk prowadził orkiestrę dętą przy poroniańskim kościele. Poza tym w rodzinie nikt nie grał. Od dziecka do lat młodzieńczych, byłem członkiem zespołów regionalnych, tj. „ Małe Harnasie” w Poroninie, „Budorze” i „Bartusie” (im. Bartusia Obrochty)  w Zakopanem. Pierwszym moim nauczycielem gry na skrzypcach był Andrzej Cudzich „Gondek” z Poronina, następnie Władysław Trebunia – Tutka z Białego Dunajca. Umiejętności gry na dudach przejąłem od Tomasza Skupnia z Kuźnic.

Jestem multiinstrumentalistą. Gram na czym się da, ale głównie na skrzypcach, złóbcokach, dudach podhalańskich, piszczałkach, trombicie, trochę na heligonce. Od dziecka chciałem być lutnikiem, ale nauka mi nie szła😊 Skończyłem szkołę zawodową jako stolarz, co pomogło mi odkryć tajemnice drewna. Dodatkowo jako młody chłopak jeździłem do Jacka Krupy, lutnika z Kościeliska, pod okiem którego wykonałem swoje pierwsze skrzypce i złóbcoki.

fot. Maryna Majerczyk

Buduję dudy podhalańskie – instrumenty, które są dla mnie wyjątkowe, ale i kapryśne. Pierwsze dudy w 1988 r. zamówiłem u Tomasza Skupnia w Kuźnicach. Drugie próbowałem już zrobić sam… Pech chciał, że po jakiejś zakrapianej „baciarce” zgubiłem instrument i zostałem z niczym. Postanowiłem zagłębić się poważnie w tajemnice budowy dud podhalańskich. Na początku nie było łatwo. Dzięki poradom Lubomira Tatarki ze Słowacji, odkrywałem stopniowo etapy strojenia instrumentu. Dzisiaj to moja pasja. W prowadzonym przeze mnie rejestrze wykonanych instrumentów jest ich czterdzieści dwa 😊. Moją dumą są dudy wykonane w 2016 roku na Ogólnopolski Konkurs Budowy Instrumentów Ludowych w Szydłowcu, które nie tylko zajęły I miejsce, ale również wzbogaciły kolekcję muzealną. Zaraziłem „kozim muzykowaniem” całą moją rodzinę. Na dudach mojej roboty grają: moja żona Dorota, dwie córki Katarzyna i Maria oraz dwaj synowie Jan i Franek. Ponadto umiejętności muzykowania przekazuję moim uczniom Adamowi Czyszczoniowi ze Rdzawki oraz dzieciom z zespołu regionalnego „Majeranki” przy którym prowadzę szkółkę ludowego muzykowania.  Udało mi się również przekazać umiejętności budowy instrumentu moim uczniom: Krzysztofowi Siutemu z Zakopanego, Monice Gigier z Warszawy, Klemensowi Słodyczce ze Zębu oraz mojemu synowi Janowi Majerczykowi.

Obecnie buduję razem ze Zbigniewem Wałachem z Istebnej gajdy śląskie.  Generalnie wykonuję dudy podhalańskie tradycyjne, jednak w mojej kolekcji znajdują się instrumenty w różnych tonacjach (F-dur, G-dur, A-dur, E-dur).  Instrumenty mojej roboty zdobione są intarsjami z mosiądzu lub cyny. Formą nawiązują do eksponatów muzealnych z XIX wieku. Zrobienie dud intarsjami z cyny zajmuje mi około jednego miesiąca, natomiast z mosiądzu trzy tygodnie.  Pozostaję w kontakcie z innymi twórcami dud, m.in. z Szymonem Bafią z Olczy oraz ze Zbigniewem Wałachem z Istebnej. Obecnie na wykonanych przeze mnie dudach grają: Adam Gąsienica  Makowski z Murzasichla, Bartłomiej Koszarek Benkowy i jego syn Benedykt z Bukowiny Tatrzańskiej, Paweł Trebunia- Tutka z Poronina, Regina Gąsienica – Giewont z Zakopanego, Jarek Buczek i Dawid Chrobak z Ochotnicy, Marek Traczyk i Adam Czyszczoń  ze Rdzawki, Dariusz Bańka i Wojciech Bańka z Raby Wyżnej, Paulina Andresz-Żok z Nowego Targu, Klemens Pranica z Chabówki, Grzegorz Świder i Aleksandra Bogdał  z Chabówki, Aleksandra Wnękowicz z Rabki- Zdroju, Małgorzata Żmuda z Olszówki, Marcin Bobak z Odrowąża, Andrzej Ostafin z Trzebini, Jakub Rusiecki z Rabki-Zdroju, Andrzej Kalata z Suchego, Tadeusz Lolej-Tomecek  z Wiednia. 

Najtrudniejszym etapem w wyrobie instrumentu jest jego strojenie. Czasem przychodzą trudne momenty, wówczas odkładam robotę na kilka dni.  Do finału podchodzę z wielką pokorą. Uważam, że człowiek uczy się całe życie i zawsze odkrywa coś nowego. Każdy instrument jest inny. Podobnie jak dzieci, mimo że pochodzą od jednych rodziców, różnią się od siebie…. Bardzo chętnie dzielę się swoją wiedzą i umiejętnościami z innymi. Cieszę się sukcesami innych i każdemu życzę jak najlepiej. Uważam, że budowniczym instrumentów staje się ten, który wykonał ich ponad 10 sztuk, grających i strojących😊. Denerwuje mnie to, że często na temat budowy i muzykowania wypowiadają się ludzie, którzy nigdy nie budowali ani nie grali na dudach.

fot. Maryna Majerczyk

 

Pracownia dudziarska:
Piotr   Majerczyk
Chabówka 263
34-720 Chabówka
tel. 507066999

 

Anton Korolev

Tagi: , , , , , , , , , ,

Jestem artystą na rozmaite sposoby: muzykuję, tańczę, tworzę i naprawiam instrumenty. Wszystko to staram się robić dobrze. Albo tak, by powstała lepsza jakość, niż jest.

Pochodzę z Ukrainy, w Polsce jestem od kilku lat. Moja przygoda z muzyką zaczęła się dość późno – miałem około 20 lat (granie na perkusji w zespole punkowym w wieku 16 lat nie liczy się, bo  nie robiłem tego dobrze). Mój ojciec potrafił grać na akordeonie, ale grał na nim rzadko, był inżynierem skupionym na swojej pracy. Lubiłem tę muzykę. Jednak na akordeonie nie zacząłem grać. Zacząłem grać na dudach.

Z dudami po raz pierwszy spotkałem się na koncercie zespołu Musica Radicum w Muzeum im. Gonczara w Kijowie, chyba w 2004 roku. Byłem wtedy biednym studentem, ale tak się zafascynowałem, że postanowiłem wydać drobne na plastikowy flet prosty i zacząłem coś tam na słuch podbierać z kupionej na koncercie płyty. Kolejne (przełomowe) spotkanie z dudami miało miejsce na Festiwalu Rekonstrukcji Historycznej pod Czernihowym w 2006 roku. Tam poznałem Rodiona, który był wykształconym flecistą, a poza tym sprawnym dudziarzem. Grał na dudach galicyjskich (Gaita Gallega) o mocnym, przenikliwym i jednocześnie subtelnym brzmieniu. Od razu zakochałem się w tych dudach. Dzięki Rodionowi dowiedziałem się też dużo nowego o muzyce na dudach i samym instrumencie. R. dał mi również namiary na producenta jego instrumentów – Mistrza Eugeniusza Ilarionowa (*www.fontegara.one), słynnego przede wszystkim ze swoich historycznych fletów prostych. Uzbierałem pieniądze pracując w kuźni u znajomego płatnerza i zamówiłem swoje pierwsze gaity. 

Tylko, że Mistrz był bardzo zajęty codziennymi sprawami i powiedział, że na uczenie mnie znajdzie czas dopiero za rok, chyba… chyba, że zostałybym u niego na wsi (60 km od Kijowa) i pomagał w codziennych obowiązkach. Powiedziałem tak – i to zmieniło moje życie. Zostałem oddany pod opiekę jego ucznia i razem z nim przygotowywałem drewno i toczyłem części do moich przyszłych dud. Dowiedziałem się też wtedy tysiąca rzeczy o budowie instrumentów, o materiałach,  sposobach ich przygotowywania i obrabiania, strojeniu i wiele innych ciekawostek. Kiedy moje dudy były gotowe, nastrojone i sprawdzone przez mojego Mistrza, zacząłem uczyć się na nich grać. Mój kolega Rodion udzielał mi dobrych rad, pomogły również nagrania muzyki dudziarskiej od Włodzimierza. Później zacząłem pomagać mu budować inne instrumenty i w taki sposób sam zostałem uczniem dudowniczego.

Z czasem założyłem swój zespół, w którym grałem na dudach. Zacząłem podróżować, a w trakcie podróży spotykałem innych muzyków, od których się uczyłem. Do dziś zresztą, staram się wybierać na różne festiwale, tabory oraz letnie szkoły muzyki, ponieważ takie wydarzenia i spotkania z innymi muzykami kształcą mnie jako muzyka. Badanie różnych instrumentów innych muzyków, pozwala mi zrozumieć, jak zbudować lepszy instrument. 

Ale to są sprawy dni minionych, teraz mieszkam w Polsce. Kilka razy zmieniałem miejsce zamieszkania i przez dłuższy czas nie miałem warsztatu. Nie budowałem instrumentów, zajmowałem się przeważnie muzykowaniem. Przełomowym momentem okazała się kolejna przeprowadzka, tym razem do Poznania. Tam znalazłem w końcu fajne miejsce na warsztat – Zakład Makerspace (który niestety zamknął z początkiem epidemii). Aktualnie mam mały, ale przytulny pokoik w kamienicy na poznańskich Jeżycach. To jest miejsce, w którym czuję się, jak w domu i mogę spokojnie realizować plany twórcze. 

Buduję różne instrumenty.  W większości są to dudy z zachodu i północy Europy. Do tej pory zrobiłem: dudy galicyjskie, szwedzkie, francuskie, niemieckie średniowieczne, a także szałamaje kapsułowe i żalejki białoruskie. Wzory bazują na instrumentach tradycyjnych: tych z muzeum oraz tych poznanych i zbadanych podczas wypraw festiwalowych. Próbuję również wnosić korekty do konstrukcji oraz używam współczesnych materiałów dla uzyskania lepszej jakości np.: twarde drewno egzotyczne, włókno węglowe na stroiki, worki z tkanin membranowych. Jestem otwarty na eksperymenty – byłem przyjemnie zaskoczony, kiedy zgłosił się do mnie brat D. z zakonu w Warszawie, żebym zbudował dla niego cornamuse renesansowy dla celów liturgicznych.

Instrumenty buduję głównie dla siebie i wąskiego grona przyjaciół, ale przyjmuję również rozmaite zamówienia. Zrobione przez mnie instrumenty są m.in. w Danii, Finlandii, Litwie, Niemczech, Polsce oraz na Ukrainie.

Na moich instrumentach grają m. in.: Józef Broda, Sebastian Wielądek, Robert Cichy, Michał Żak. Zbudowałem ponad 50 różnych instrumentów, starając się, aby każdy z nich cieszył swojego właściciela. Lubię przy różnych okazjach posłuchać, jak moje instrumenty grają i oddać się wspólnemu muzykowaniu. Zawsze cieszę się z takiego grania i dzielenia się doświadczeniami. Bardzo jest mi miło, być częścią wspólnoty twórczej Targowiska Instrumentów 🙂

fot. Anton Korolev

 

Kontakt

Anton Korolev

Poznań (pracownia)
tel: 536452549
mail: lihoy.veter@gmail.com

facebook.com/Dudelzaklad

Korolev Anton

Jestem artystą szeroko pojętym. Trochę muzykuję, trochę tańczę, trochę tworzę oraz naprawiam instrumenty. Staram się robić te rzeczy dobrze, albo lepiej niż dotąd.

W Polsce jestem od kilku lat, pochodzę z Ukrainy. Moja przygoda z muzyką zaczęła się dość późno – miałem około 20 lat (granie na perkusji w zespole punkowym, w wieku 16 lat, się nie liczy – nie robiłem tego dobrze). Ojciec umie grać na akordeonie, ale grał na nim rzadko – był skupionym na swojej pracy inżynierem, ale lubiłem ten dźwięk. Jednak ja na akordeonie nie zacząłem grać, ale na dudach. 

Pierwsze spotkanie z dudami oraz pierwsze inspiracja do zapoznania się z tym instrumentem były na koncercie zespołu Musica Radicum podczas koncertu w muzeum im. Gonczara w Kijowie. Było to chyba w 2004 roku. Byłem wtedy biednym studentem, ale postanowiłem wydać drobne na plastikowy flet prosty i zacząć coś tam, na słuch, podbierać z kupionej na koncercie płyty. 

Kolejne (przełomowe) spotkanie z dudami odbyło się na festiwalu rekonstrukcji historycznej pod Czernihowym w r. 2006, gdzie poznałem R., który był wykształconym flecistą a poza tym sprawnym dudziarzem. Grał na dudach galicyjskich (Gaita Gallega) o mocnym, przenikliwym i jednocześnie subtelnym brzmieniu, w którym od razu się zakochałem. Dzięki R. dowiedziałem się dużo nowego o muzyce oraz samym instrumencie, dał mi również namiary na producenta jego instrumentów – Mistrza Eugeniusza Ilarionowa (*www.fontegara.one), słynnego przede wszystkim ze swoich historycznych fletów prostych. Uzbierałem pieniądze pracując w kuźni u znajomego płatnerza i zamówiłem swoje pierwsze gaity. Tylko, że pan Mistrz był bardzo zajęty codziennymi sprawami i powiedział, że na uczenie mnie znajdzie czas dopiero za rok, chyba że wolałbym zostać u niego na wsi, 60 km od Kijowa i trochę pomóc. Powiedziałem tak i to zmieniło moje życie. Zostałem oddany pod opiekę jego ucznia – W. i razem z nim przygotowywaliśmy drewno i toczyliśmy części do moich przyszłych dud. Dowiedziałem się wtedy tysiąc rzeczy o materiałach, sposobach ich przygotowywania oraz obrabiania, o budowie instrumentów oraz o sposobach ich strojenia i wiele innych ciekawostek. Kiedy moje dudy były gotowe i nastrojone/sprawdzone przez pana Mistrza, zacząłem uczyć się na nich grać. Mój kolega R. udzielał mi dobrych rad, pomogły również nagrania muzyki dudziarskiej od W. 

Z czasem założyłem swój zespół, w którym grałem na dudach. Zacząłem podróżować, a w trakcie podróży spotykałem innych muzyków, od których się uczyłem. Do dziś zresztą, staram się wybierać na różne festiwale, tabory oraz letnie szkoły muzyki, ponieważ takie wydarzenia i spotkania z innymi muzykami kształcą mnie jako muzyka. A badanie różnych instrumentów innych muzyków, pozwala mi zrozumieć, jak zbudować lepszy instrument. 

Później zacząłem pomagać W. budować inne instrumenty i w taki sposób sam zostałem uczniem dudowniczego.

Ale to są sprawy dni minionych, teraz mieszkam w Polsce, zmieniłem kilka miast i przez dłuższy czas nie miałem warsztatu i nie budowałem instrumentów, zajmując się przeważnie muzykowaniem. Przełomowym momentem była kolejna przeprowadzka, tym razem do Poznania. Tam znalazłem w końcu fajne miejsce na warsztat – Zakład Makerspace, który zresztą już się zamknął z początkiem epidemii. Aktualnie mam mały ale bardzo przytulny pokoik w kamienicy na poznańskich Jeżycach – miejsce, gdzie czuje się jak w domu i mogę spokojnie realizować swoje plany twórcze. 

Buduje różne instrumenty: są to przeważnie dudy zachodnio oraz północnoeuropejskie. Wsród zrobionych przez mnie instrumentów są dudy galicyjskie, dudy szwedzkie, francuskie, niemieckie średniowieczne, szałamaje kapsułowe oraz żalejki białoruskie. Wzory bazuje na instrumentach tradycyjnych – tych z muzeum oraz tych zbadanych w trakcie wypraw festiwalowych. Próbuję również wnosić korekty do konstrukcji oraz używam współczesnych materiałów dla uzyskania lepszej jakości – drewno twarde egzotyczne, włókno węglowe na stroiki, worki z tkanin membranowych. Jestem otwarty na eksperymenty – byłem przyjemnie zaskoczony kiedy zgłosił się do mnie brat D. z zakonu w Warszawie żebym zbudował dla niego cornamuse renesansowy dla celów liturgicznych.

Głównie robię instrumenty dla siebie oraz dla wąskiego grona przyjaciół, ale również przyjmuje zamówienia, zrobione przez mnie instrumenty są m.in w Danii, Finlandii, Litwie, Niemczech, Polsce oraz Ukrainie. Ze znanych polskich muzyków mają ode mnie instrumenty: Józsko Broda, Sebastian Wielądek, Robert Cichy, Michał Zak 🙂 oraz inni Zbudowałem w swoim życiu ponad 50 różnych instrumentów, starając się żeby z każdego nowy właściciel był zadowolony. Lubie przy okazji posłuchać jak grają oraz udzielić się wspólnemu graniu. Zawsze się ciesze możliwości razem zagrać lub podzielić się doświadczeniami, dlatego bardzo mi miło być częścią wspólnoty twórczej Targowiska Instrumentów 🙂

 

KONTAKT 
ul. Roosevelta 5, Poznań (pracownia)
 tel: 536452549
lihoy.veter@gmail.com
.facebook.com/Dudelzaklad

Józef Maślanka (1937 – 2019)

fot. Piotr Baczewski

Piotr Szutka

Tagi: 

Jestem człowiekiem, który prawdopodobnie nie mógłby żyć bez dwóch rzeczy: pracy i muzyki. Wdzięczny więc jestem niezmiernie Sile Wyższej, że udało mi się te rzeczy połączyć w jednym życiu. Ukończyłem podstawową klasę akordeonu dzięki czemu zdobyłem podstawy zasad muzyki, jednak dopiero w szkole średniej zaczęła się moja przygoda z instrumentami. Na jej początku zakochałem się w instrumentach perkusyjnych: conga, djemba, dun-dun i inne, uderzane dłońmi lub pałkami stały się całym moim światem. Z racji specyfiki mojej szkoły (technikum mechaniczne) miałem możliwość wykonania dla siebie pierwszych dłut i tak to się zaczęło.

Dawne to czasy… później nastąpiła kilkuletnia przerwa: Niemcy, Szwajcaria, Holandia, podróże, praca i nowe horyzonty. W Berlinie nastąpiło moje pierwsze zetknięcie z dudami. Na tej samej ulicy co ja mieszkał pewien człowiek imieniem Hans (nazwiska nie pomnę), który wykonywał właśnie te instrumenty. Zaprosił mnie do swojej pracowni, której atmosfera mnie, laikowi, kojarzyła się z pracownią alchemiczną. I tak zakochałem się w dudach. Trochę wody musiało jednak jeszcze upłynąć zanim zrobiłem swój pierwszy instrument. Były to dudy z pojedynczym stoikiem i z jednym bąkiem, w naturalnej skórze kozy. Wyglądały archaicznie i tak też grały ale, jak to mówią – pierwsze koty za płoty.

Jestem samoukiem-praktykiem, potrzebne informacje zdobyłem w internecie, wertując książki i sprawdzając tę wiedzę na żywo. W ten sposób przerobiłem już całą górę drewna (góra rośnie do dziś). Jakieś trzy lata temu kolega mój Jan Gałczewski, zainteresował mnie dudami zachodniej Europy: gaita, dudy średniowieczne i szkockie. To co je łączy to podwójny stroik, stożkowa przebierka, głośność i przenikliwość dźwięku. I znowu się zakochałem. Teraz dzielę czas miedzy dwie miłości: wschodnią i zachodnią. Poza dudami buduję również fujarki bezotworowe, otworowe, kavale, proste klarnety bezklapowe, bębny dwustronne. W swojej pracy wykorzystuję gotowe plany, ale też tworzę nowe instrumenty, według własnych rozwiązań lub pomysłów i życzeń ludzi, dla których je wykonuję. Moim ulubionym tworzywem jest drewno gruszy ale wykorzystuję również czereśnię, śliwę, jawor, jesion i czarny bez.

Jestem przede wszystkim idealistą. Moim marzeniem jest, aby dudy znów stały się popularne jak przed wiekami i trafiły pod strzechy, tak jak kiedyś stamtąd wyszły.

Zdjęcia z archiwum Piotra Szutki

 

KONTAKT

Piotr Szutka
tel:792839555.
Kraków
facebook.com/piotr.szutka

Aleksander Michniewski

Tagi: , , , , , , , ,

 

Mieszkam w Sławkowie, małej miejscowości na południu Polski. Jestem muzykantem i pasjonatem – wraz z bratem i znajomym tworzymy w naszym miasteczku grupę folkową Jar. Pasję do muzyki zaszczepił we mnie dziadek, kiedy byłem jeszcze dzieckiem. Prowadził kilka zespołów, m.in. dziecięcy zespół mandolinistów, gdzie również grałem i właściwie od tego się zaczęło moje muzykowanie. Dziadek potrafił także budować instrumenty; nie wiem, jakim cudem, ale umiał nawet z czajnika zrobić bandżo! To on nauczył mnie grać na instrumentach strunowych. Potem już samodzielnie opanowywałem grę na różnych instrumentach, co zawsze sprawiało mi ogromną przyjemność.

Zajmuję się również wykonywaniem instrumentów dętych, takich jak piszczałki (fujarki), żalejki, dudki stroikowe, dwojnice, fujary alikwotowe (wielkopostne), okaryny z rogów kozich, gemshorny z rogów bydlęcych oraz instrumenty dudziarskie (wszystkie wymienione można oczywiście u mnie zamówić). Jako budulec stosuję – jak na muzykanta przystało – dziki bez. Swoje instrumenty wystawiam głównie na festiwalach historycznych, gdzie bywamy dość często wraz z zespołem Jar.

Ale UWAGA! Chociaż fantastycznie jest dla siebie „wydłubać instrumencik”, na którym można potem grać, to konsekwencją są trociny rozrzucone dosłownie wszędzie!

Kontakt:

Aleksander Michniewski
Sławków
tel. 510 071 440

e-mail: aleksander_michniewski@wp.pl
www.jar.org.pl 

Szymon Bafia

Tagi: 

Szymon jako dziecko wstąpił do dziecięcego zespołu góralskiego „Zornica” działającego przy Tatrzańskim Centrum Kultury i Sportu „Jutrzenka” w Zakopanem. Sztuki tańca i śpiewu góralskiego uczył go ówczesny kierownik zespołu, wybitny podhalański artysta Jan Fudala.

W wieku 9 lat rozpoczął naukę gry na skrzypcach w zakopiańskiej Szkole Muzycznej, jednocześnie poznając muzykę góralską. Góralskiego grania na skrzypcach uczył się od wybitnych, nieżyjących już muzykantów pokolenia przedwojennego: wuja Franciszka Stachonia „Nozajcyka” i sąsiada Stanisława Ustupskiego „Kaźmika”.

W wieku 13 lat rozpoczął naukę gry na bardzo rzadko występującym już instrumencie – dudach podhalańskich, zwanych przez górali kozą. Instrument wykonał dla niego nieżyjący już mistrz tej sztuki – Tomasz Skupień (trzykrotny laureat kazimierskiej „Baszty”). Skupień wprowadził Bafię nie tylko w tajniki gry na dudach, ale także w tajniki budowy tego instrumentu.

Potomkowie Szymona Bafii od strony ojca byli dudziarzami. Na dudach grali wujowie jego dziadka – Józef i Andrzej Galica „Baca” oraz ich ojciec (a także najprawdopodobniej jego przodkowie). Dudy, na których grał Józef Galica, zostały odnowione przez Bafię i gra na nich jego uczennica, prawnuczka Józefa, Martyna Galica. Inne dudy, na których grano w rodzinie Galiców, trafiły do Muzeum Tatrzańskiego.

Szymon Bafia jest absolwentem zakopiańskiej Szkoły Plastycznej im. Antoniego Kenara, gdzie uczył się sztuki lutniczej pod okiem prof. Stanisława Marduły. Po zdaniu matury w 2002 roku rozpoczął studia na Akademii Muzycznej im. Ignacego Jana Paderewskiego w Poznaniu. W czasie studiów lutniczych odbył czteromiesięczną praktykę zawodową w USA, w Kalifornii, w pracowni amerykańskiego lutnika rodem z Kuby –  Borisa Odio di Granda. Studia w poznańskiej Akademii Muzycznej ukończył z wyróżnieniem w 2007, prezentując wykonany przez siebie kontrabas i uzyskując tytuł magistra sztuki lutniczej.

Po studiach rozpoczął pracę zawodową w swojej pracowni lutniczej na zakopiańskiej Olczy. Oprócz instrumentów klasycznych tworzy także instrumenty pasterskie m.in. dudy podhalańskie. Czerpiąc inspirację z nauki Tomasza Skupnia, buduje własne dudy, według osobistej wizji tego unikatowego instrumentu. Do tej pory zbudował około 30 dud podhalańskich.

W 2007 roku podjął pracę w Tatrzańskim Centrum Kultury i Sportu „Jutrzenka” w Zakopanem, gdzie został kierownikiem dziecięcego zespołu góralskiego „Zornica”. Oprócz uczenia dzieci i młodzieży tańca i śpiewu góralskiego, prowadzi w zakopiańskiej „Jutrzence” szkółkę gry na dudach podhalańskich. Nauczył gry na dudach już blisko 15 młodych górali (w tym dziewczyny). Najbardziej cieszą go sukcesy wychowanków, z których należy wymienić 2 miejsce Jakuba Klusia na Międzynarodowym Festiwalu „Gajdowacka” w Oravskiej Polhorze na Słowacji.

Jest także pomysłodawcą i kierownikiem artystycznym dwóch imprez folklorystycznych w Zakopanem: Artystycznego Memoriału Jana Fudali oraz Tatrzańskiego Festiwalu Dziecięcych Zespołów Regionalnych „O Złote Kierpce”.

Wielokrotnie nagradzany na różnych festiwalach i przeglądach folklorystycznych.
Ważniejsze sukcesy: Baszta czyli Grand Prix Ogólnopolskiego Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym oraz dwukrotnie 1 miejsce na tymże festiwalu w konkursie Duży – Mały, podczas którego prezentował swoich uczniów. Ponadto 1 miejsce na Festiwalu Górali Polskich „Sabałowe Bajania” w Bukowinie Tatrzańskiej oraz na Festiwalu Folkloru Górali Polskich w Żywcu. Otrzymał także nagrodę amerykańskiej Polonii za kontynuowanie gry na dudach podhalańskich.

Zdjęcia: Piotr i Dorota Piszczatowscy

KONTAKT

Szymon Bafia
Zakopane
szymekbafia@gmail.com