Radosław Malisz

tagi: , , , , , , , , , , , ,

Jestem Radosław Malisz, mówią na mnie Radziu i robię instrumenty muzyczne.

Moja przygoda z lutnictwem zaczęła się w 2008 roku, kiedy jako młody kuc chciałem grać heavy-metal i imponować koleżankom. Jak to często bywa w takich sytuacjach: pobudki szlachetne, ale kieszenie puste, a co za tym idzie, brak narzędzia wykonawczego. Rozwiązanie nasunęło się samo. Skoro ni ma piniędzy, żeby kupić, to trzeba zrobić. Tak też się stało. Urodziłem pierwszy instrument – elektryczną gitarę. Ta biała V-kształtna abominacja obecnie wzbogaca kolekcję mojego znajomego i zbiera kurz. 

Wszystkie zdjęcia we wpisie pochodzą z archiwum Radka Malisza

Niewątpliwy i ogromny wpływ na moją twórczość miał i nadal ma mój ojciec Jan, któremu zawdzięczam większość umiejętności i wiedzy o tym, jak nie dać się zabić maszynom stolarskim. 

Na koncie mam przeróżne instrumenty: gitary (elektryczne, klasyczne, basowe), skrzypce, basy ludowe, kontrabas, ukulele, liry korbowe, fujarki. Aktualnie skupiam się głównie na lirach korbowych – są zdecydowanie ciekawsze i bardziej egzotyczne od np. gitarek. 

Wszystkie moje dzieła (no prawie wszystkie) są autorskimi projektami. Nie kopiuję, tylko wymyślam. Nie odnajduję większego sensu w powielaniu już znanych instrumentów. Wolę wypływać na nieznane wody. Ryzykowne, ale jest większa frajda. To trochę tak jak z graniem. Można grać coś, co już ktoś wymyślił, lub tworzyć nowe melodie. Dopóki moja głowa rodzi pomysły, dopóty będę kombinował. Choć niejednokrotnie to, co robię, wykracza poza przyjęty kanon i nie spotyka się z poklaskiem konserwatywnych środowisk. Moją przyszłość w zawodzie wyobrażam sobie w następujący sposób: zasiadam na złotym tronie z akordeonów w blasku wiecznej sławy i chwały, dzierżąc lirę korbową. A i jeszcze chciałbym w kosmos polecieć 🙂 

Jeśli ktoś z Was chciałby pomóc mi w realizacji moich hehe, marzeń, poprzez zakup moich wytworów, to zapraszam do kontaktu. 

Radziu

Kontakt:
tel. 791 156 279
e-mail knys.basses@gmail.com 

facebook/Radoslaw.malisz
facebook/Knys Instruments

Witold Vargas

Tagi: 

Mój ojciec miał podobno talent muzyczny. W szkole prowadzonej przez jezuitów, w której się uczył, ojczulkowie stawiali go na murku, żeby śpiewał. Ale nikt nawet nie pomyślał, by go wysłać do jakiejś szkoły muzycznej. “Muzyk?! Broń Boże! Toż to pijak!” – mawiało się. Ojciec więc, potajemnie, z własnych oszczędności sprawił sobie malutką harmonijkę i po jakimś czasie mistrzowsko na niej wywijał. Potem, już jako nasz tata, śpiewał głównie tanga przy niedzielnych grillach. Kiedyś powiedział do mnie: chodź, zrobimy fujarkę… Wzięliśmy kawałek trzciny, porządnej, grubej, wywierciliśmy ustnik jak należy, wetknęliśmy korek i… nic. Żadnego dźwięku. I tak zostało. Fujarki się po prostu nie udają. Dlatego ja nauczyłem się grać na quenie – fujarce bez ustnika. 

Rodzice wysłali mnie do szkoły muzycznej. Tym razem to ja stwierdziłem po pewnym czasie, że „…albo nie!”. Zaciągnąłem się do kapeli i przebrzdąkałem kilkanaście dobrych lat. “Varsovia Manta”  tak się nazywała kapela. Objechaliśmy calusieńką Polskę z koncertami. Po tym pomyśleliśmy: a gdyby tak grać polską muzykę ludową? Zaczęliśmy zmieniać repertuar. Okazało się jednak, że nowe pomysły już nie łączą nas tak jak stare. Rozeszliśmy się i każdy poszedł swoją drogą. 

Miałem marzenie, żeby grać tylko ze sobą. Żeby było sześciu Witków i żeby wszyscy myśleli tak samo o muzyce. Zajrzałem do archiwów rodzinnych. Nie znalazłem jednak żadnego śladu naprowadzającego na sześcioraczki. Nie – nie zostaliśmy jednak rozdzieleni na porodówce. Witek Vargas jest jeden. No to kupiłem sprzęt do nagrywania.  Zacząłem sklejać własne utwory,  dogrywając kolejne instrumenty. Niestety któregoś razu zepsuł się sprzęt i na tym moja przygoda z muzyką skończyła się. 

Z zawodu jestem ilustratorem książek i nauczycielem plastyki. Razem z Pawłem Zychem piszemy książki o polskich legendach i podaniach oraz o stworkach, które je zamieszkują. Prowadzę też warsztaty muzyczne i jeżdżę po Polsce jako opowiadacz bajek. Nie udało się mi się przestać grać. Dziś prowadzę zajęcia z gry na bębnach, tworzę zespoły dziecięce. Gramy głównie jazz, na czym się da. Efekty są naprawdę zaskakujące. 

Skoro nie mogłem rzucić grania, to zacząłem robić z dziećmi instrumenty. I jeśli mam się określić jako budowniczy instrumentów, to właśnie takich. Dziecięcych. Przeróżnych fujarek, trąb, saksofonów i fletni. Wykonuję je z materiałów łatwo dostępnych. Głównie z rdestu i z PCV. Ale stare pokrywki, balony, sprężyny też u mnie znajdują nowe życie. 

Czy można u mnie coś zamówić? Tak – najlepiej warsztaty dla dzieci. Na urodziny, na festiwale, jarmarki. Robimy instrumenty i tworzymy orkiestry. Jest dużo zabawy. To najważniejszy punkt programu. Na upartego można u mnie zamówić instrument. Ale równie dobrze można samemu pójść na łąkę, urwać badyl, zrobić dzióbek, kilka dziurek i wyjdzie na to samo. Poniżej załączam filmiki, jak to robić. Można też zerknąć na klip, ma którym cała orkiestra Witków gra na instrumentach zrobionych z jednego badyla. Jest tam trochę postprodukcji, ale ani jeden dźwięk nie jest sztuczny. Wszyściutko napędzane własnymi płucami. Takie autentyczne dylu, dylu na badylu.

Na stałe mieszkam w Warszawie. Na Gocławiu. Latem spędzam trochę czasu na Lubelszczyźnie. Tam też można do mnie wpaść. Ale trzeba się umówić. Często jestem w podróży. 

Kontakt
https://www.facebook.com/witold.vargas

Sylwek Białas

Tagi: , , , , , , , , , , ,    

 Jestem muzykantem i twórcą instrumentów. 

     Kiedyś sąsied podarował mi piscołe jednootworową i zapragnołem samemu zrobić podobną. Tak to się zaczeło… Uczyłem się od Stanisława Piwowarczyka, Zbyszka Wałacha, Drahosa Dalosa, Franciska Skurcaka. Moim własnym wynalazkiem jest okaryna drzewiana o kształcie, który sam wymyśliłem. 

     Staram się budować takie instrumenty, by cieszyły odbiorców. Do tej pory zrobiłem około 500 instrumentów z Żywiecczyzny, Opoczyńskiego i z Bałkanów: fujarki, piscoły, dwojnice, okaryny drzewiane i rogowe, rogi sygnałowe, gwizdki, słomcoki z zyta i szuwara, gajdzice, piscoły i szałasznice. 

     Każdy z tych instrumentów jest osobny. I osobisty. Natura sprawia, że drewno zawsze daje inny, niepowtarzalny dźwięk. Ja staram się pięknie wyrzeźbić, wypalić, ozdobić, co trzeba. Wszystko robię własnoręcznie. Obrabiam myślą. Wsłuchuje się, wpatruję, obmyślam – to już nie jest zwykły przedmiot. Kocham drewno, a kiedy jeszcze pięknie odpowiada mi muzyką – to dla mnie najwspanialszy moment. 

     Cierpliwości nauczyłem się przy instrumentach. Miałem taką przygodę, że instrument, który zrobiłem, najpierw nie grał, potem zaczął grać, potem przestał grać… Odłożyłem go na “jutro”.  Po jakimś czasie zagrał. I to jak!  Pracuję 2-3 godziny dziennie. Instrumenty zamawiają u mnie muzycy, muzykanci i zwykli ludzie. Mam nadzieję, że daję ludziom radość.

Zdjęcia z archiwum Sylwka Białasa

Kontakt

Sylwek Białas
Bielsko-Biała
fb profil –  Sylwek Białas muzyka z patyka

 

Piotr Matlok

Jestem inżynierem, stolarzem, budowlańcem, tatą czwórki wspaniałych dzieci. Mieszkam w kilku miejscach pomiędzy Polską a Norwegią. Jakiś czas temu zafascynowały mnie flety Indian Ameryki Północnej. Zafascynowały i uwiodły mnie dźwiękiem, bogactwem kształtów, kolorów i znaczeń.

W dzisiejszym świecie trudno się zatrzymać. Cywilizacja przyspieszyła. Człowiek coraz częściej staje się oddanym trybikiem korporacji, kapitalistycznego rynku, wykreowanych konsumenckich potrzeb. Oddala się od natury. Brakuje mu czasu, by na chwilę spojrzeć w głąb siebie, usłyszeć muzykę duszy, niepowtarzalny dźwięk, własną wibrację. Jednak, żeby tego doświadczyć, potrzebujemy wewnętrznego spokoju, w którym możemy usłyszeć odpowiedzi na pytania zadawane światu, a które nosimy w sobie. Sam bywam takim trybikiem zatopionym w problemach codzienności. Na szczęście, kiedy odkryłem flet, przekonałem się, że spotkanie ze sobą jest możliwe. Muzyka daje radość, wycisza i uspokaja, pozwala przywrócić równowagę. Natomiast tworzenie instrumentu daje poczucie sprawczości, autokreacji dobrych zmian. Pobudza do działania. Dlaczego flet indiański? Flet północno-amerykańskich Indian to instrument, który wspiera kontakt z naturą, pozwala na wyrażenie całego spektrum emocji, równoważy energię kobiecą i męską. Związany z żywiołem powietrza jest jednym z najmocniejszych szamańskich instrumentów. Flety tworzę z cedru, drzewa w wielu tradycjach uważanego za potężne źródło energii i mocy.

fot. z archiwum Piotra Matloka

Zdjęcia z archiwum Piotra Matloka

Kontakt
Piotr Matlok
piotr.matlok@yahoo.no

Józef Maślanka (1937 – 2019)

fot. Piotr Baczewski

Piotr Szutka

Tagi: 

Jestem człowiekiem, który prawdopodobnie nie mógłby żyć bez dwóch rzeczy: pracy i muzyki. Wdzięczny więc jestem niezmiernie Sile Wyższej, że udało mi się te rzeczy połączyć w jednym życiu. Ukończyłem podstawową klasę akordeonu dzięki czemu zdobyłem podstawy zasad muzyki, jednak dopiero w szkole średniej zaczęła się moja przygoda z instrumentami. Na jej początku zakochałem się w instrumentach perkusyjnych: conga, djemba, dun-dun i inne, uderzane dłońmi lub pałkami stały się całym moim światem. Z racji specyfiki mojej szkoły (technikum mechaniczne) miałem możliwość wykonania dla siebie pierwszych dłut i tak to się zaczęło.

Dawne to czasy… później nastąpiła kilkuletnia przerwa: Niemcy, Szwajcaria, Holandia, podróże, praca i nowe horyzonty. W Berlinie nastąpiło moje pierwsze zetknięcie z dudami. Na tej samej ulicy co ja mieszkał pewien człowiek imieniem Hans (nazwiska nie pomnę), który wykonywał właśnie te instrumenty. Zaprosił mnie do swojej pracowni, której atmosfera mnie, laikowi, kojarzyła się z pracownią alchemiczną. I tak zakochałem się w dudach. Trochę wody musiało jednak jeszcze upłynąć zanim zrobiłem swój pierwszy instrument. Były to dudy z pojedynczym stoikiem i z jednym bąkiem, w naturalnej skórze kozy. Wyglądały archaicznie i tak też grały ale, jak to mówią – pierwsze koty za płoty.

Jestem samoukiem-praktykiem, potrzebne informacje zdobyłem w internecie, wertując książki i sprawdzając tę wiedzę na żywo. W ten sposób przerobiłem już całą górę drewna (góra rośnie do dziś). Jakieś trzy lata temu kolega mój Jan Gałczewski, zainteresował mnie dudami zachodniej Europy: gaita, dudy średniowieczne i szkockie. To co je łączy to podwójny stroik, stożkowa przebierka, głośność i przenikliwość dźwięku. I znowu się zakochałem. Teraz dzielę czas miedzy dwie miłości: wschodnią i zachodnią. Poza dudami buduję również fujarki bezotworowe, otworowe, kavale, proste klarnety bezklapowe, bębny dwustronne. W swojej pracy wykorzystuję gotowe plany, ale też tworzę nowe instrumenty, według własnych rozwiązań lub pomysłów i życzeń ludzi, dla których je wykonuję. Moim ulubionym tworzywem jest drewno gruszy ale wykorzystuję również czereśnię, śliwę, jawor, jesion i czarny bez.

Jestem przede wszystkim idealistą. Moim marzeniem jest, aby dudy znów stały się popularne jak przed wiekami i trafiły pod strzechy, tak jak kiedyś stamtąd wyszły.

Zdjęcia z archiwum Piotra Szutki

 

KONTAKT

Piotr Szutka
tel:792839555.
Kraków
facebook.com/piotr.szutka

Jarek Mazur i Jakub Augustyn

Tagi: , , ,

Fujarka używana na terenie Puszczy Sandomierskiej była kiedyś instrumentem powszechnym. Grały na niej małe dzieci, kawalerka uderzająca w konkury i starsi mężczyźni przy pilnowaniu pasącego się bydła. To właśnie na fujarce grał Paweł Kalinka – muzykant, od którego Witold Lutosławski spisał nuty „Cebuli”, „Lasowiaka” i „Hurra Polki” – utworów wchodzących w skład „Małej Suity”.

Fujarka, w trakcie przyspieszonej industrializacji w latach gomułkowskiego komunizmu, tak samo, jak gwara i rodzimy obyczaj, zaczęła być przedmiotem wstydliwym. Zarzucono jej budowanie. Zapomnieniu uległa technika gry. Do dziś wyrabia się w Leżajsku podobne instrumenty, jednak ze względu na maszynowy sposób produkcji wyprodukowane egzemplarze nie nadają się do gry.

Na podstawie relacji naocznych świadków, a zwłaszcza Stanisława Stępnia z Korczowisk (1920), podjąłem się wraz z kolegą Jakubem Augustynem rekonstrukcji zapomnianego instrumentu. Oprócz opowieści, dysponowałem fotografią grającego Pawła Kalinki. Zrekonstruowane instrumenty nadają się do praktyki wykonawczej i szeroko rozumianej edukacji.

Materiałem do budowy zrekonstruowanych fujarek był m.in.: jawor, kora wierzbowa i czarny bez. Czarny bez od wieków uznawany był za roślinę magiczną. Stanowił budulec wielu instrumentów dętych używanych w kulturze pasterskiej i to właśnie z czarnego bzu powstały egzemplarze okazowe naszych fujarek. Drewno bzu czarnego jest twarde i odporne na wilgoć. Materiał na piszczałki najlepiej zbierać zimą. Drewno, które posłużyło do wykonania egzemplarzy okazowych pochodziło z 4- letnich sezonowanych zbiorów.  Drewno z czarnego bzu przez stulecia chętnie wykorzystywano do budowy instrumentów dętych z racji pustych konarów, a dokładnie rzecz ujmując konarów wypełnionych białym, lekkim rdzeniem, łatwym do wypchnięcia przy pomocy np. cienkiego patyka. Po oczyszczeniu wnętrza konarów, puste otwory trzeba poszerzyć do odpowiedniej średnicy. Do tego celu posłużył nam stary międzywojenny świder ręczny. Labium, czyli miejsce gdzie rozpoczyna się dźwięk, zostało wykonane ręcznie, z największa precyzją, za pomocą odpowiednich dłut.

Wielkość instrumentów była zróżnicowana: od kilkunastu centymetrów do około 60 cm. Większość ozdobiliśmy  motywami roślinnymi. Otwory palcowe zostały dodatkowo wypalone w celu odpowiedniego zabezpieczenia. Całość została pokryta specjalną mieszanką: oleju lnianego, terpentyny, olejku cytrynowego w celu zabezpieczenia przed wilgocią oraz zabrudzeniami.

Rozpiętość dźwięków fujarek była różna i zależna od ich menzury. Dla piszczałek o wąskiej menzurze można bez trudności zagrać 2 oktawy. Skala instrumentu dla stroju D wygląda następująco D, E, Fis, G, A, H, cis1, d1. Bez “pół-dziurek” można wydobyć również dźwięki Gis, C, co daje możliwość łatwego grania skali lidyjskiej D, E, Fis, Gis, A, H, Cis.

 

Zdjęcia z archiwum Jarka Mazura

 

Kontakt

Jarek Mazur

607 364 307
facebook.com/emjarek

Aleksander Michniewski

Tagi: , , , , , , , ,

 

Mieszkam w Sławkowie, małej miejscowości na południu Polski. Jestem muzykantem i pasjonatem – wraz z bratem i znajomym tworzymy w naszym miasteczku grupę folkową Jar. Pasję do muzyki zaszczepił we mnie dziadek, kiedy byłem jeszcze dzieckiem. Prowadził kilka zespołów, m.in. dziecięcy zespół mandolinistów, gdzie również grałem i właściwie od tego się zaczęło moje muzykowanie. Dziadek potrafił także budować instrumenty; nie wiem, jakim cudem, ale umiał nawet z czajnika zrobić bandżo! To on nauczył mnie grać na instrumentach strunowych. Potem już samodzielnie opanowywałem grę na różnych instrumentach, co zawsze sprawiało mi ogromną przyjemność.

Zajmuję się również wykonywaniem instrumentów dętych, takich jak piszczałki (fujarki), żalejki, dudki stroikowe, dwojnice, fujary alikwotowe (wielkopostne), okaryny z rogów kozich, gemshorny z rogów bydlęcych oraz instrumenty dudziarskie (wszystkie wymienione można oczywiście u mnie zamówić). Jako budulec stosuję – jak na muzykanta przystało – dziki bez. Swoje instrumenty wystawiam głównie na festiwalach historycznych, gdzie bywamy dość często wraz z zespołem Jar.

Ale UWAGA! Chociaż fantastycznie jest dla siebie „wydłubać instrumencik”, na którym można potem grać, to konsekwencją są trociny rozrzucone dosłownie wszędzie!

Kontakt:

Aleksander Michniewski
Sławków
tel. 510 071 440

e-mail: aleksander_michniewski@wp.pl
www.jar.org.pl 

Przemysław Ficek

Tagi: 

Z wykształcenia jestem rysownikiem domów. Z powołania – folklorystą. Z zamiłowania i  szczątkowego wykształcenia muzycznego – dudziarzem, z ciągotami do wszelakich instrumentów  pasterskich. Potrafię też takie instrumenty budować. 

Grać nauczył mnie Czesław Węglarz, budować instrumenty – Zbyszek Wałach. Józef Broda  uświadomił mi, po co to wszystko robię. Ale moim najpierwszym nauczycielem był mój Ojciec  nieboszczyk, Gienek Ficek, Panie łodpuś mu ta grzychy, człowiek jak nikt zakochany w żywieckim  folklorze. On przyniósł do domu pierwszą heligonkę, ponagrywał na kasetę kilku muzykantów z  okolicy i dźwięk po dźwięku próbował nauczyć siebie, a kiedy nic z tego nie wyszło zaczął uczyć  mnie. Muzyka w domu musiała być.  

I tak pogrywałem na tej heligonce przez kilka lat w dziecięcym zespole regionalnym, aż przyszedł  czas na szkołę muzyczną. I tu znowu pasja ojca (moja jeszcze wtedy nie) wygrała – dlatego nie  gram dziś na perkusji. Moim nauczycielem w klasie instrumentów ludowych został Czesław  Węglarz, który do dziś jest dla mnie wielkim autorytetem.  

Przez wiele lat kontakt z folklorem podtrzymywałem poprzez rozmaite konkursy i festiwale, na  których poznałem znakomitych muzyków i śpiewaków z Żywiecczyzny, których od dawna nie ma  już między nami. Grałem też w kapeli ZPiT Ziemia Żywiecka, gdzie poznałem Marcina Pokusę,  znakomitego skrzypka (a obecnie wziętego śpiewaka operowego), z którym w 2003r. założyliśmy  tradycyjną kapelę w składzie dudy + skrzypce. Nazywaliśmy się Fickowo Pokusa i przez długi  czas, obok braci Byrtków z Pewli Wielkiej, byliśmy jedyną taką kapelą na Żywiecczyźnie.  

Parę lat później zbudowałem swoją pierwszą fujarkę, którą trzymam do dzisiaj (całkiem nieźle  stroi). Byłem wtedy jeszcze na studiach w Krakowie i otwory palcowe wypalałem gwoździem  rozgrzanym w piecu centralnym w piwnicy nowohuckiej stancji. W 2011r. na warsztatach u  Zbigniewa Wałacha w Istebnej wykonałem swoje pierwsze gajdy. Rok później, już we własnym  warsztacie, zbudowałem dudy żywieckie. 

zdjęcia z archiwum Przemysława Gerwazego Ficka

Obecnie z przyjacielem Marcinem Blachurą, z którym też wspólnie grywamy, buduję dudy  żywieckie, gajdy, okaryny, piszczałki wielkopostne (końcówki), fujary, fujarki, dwojnice, a także  rozmaite sowy, sówki, gwizdki i gwizdawki.  

W zdobieniu instrumentów staram się być wierny tradycji – podpatruję dawnych mistrzów, wzoruję  się na architekturze beskidzkiej i przedmiotach użytkowych, wymyślam też swoje własne wzory.  Lubię eksperymentować z fakturą i kolorami. Piszczałki buduję z drewna czarnego bzu,  wykańczam olejem lnianym, woskiem lub szelakiem. Do produkcji dud wykorzystuję przeważnie  drewno owocowe (najlepsze z beskidzkich sadów). Bardzo ważne jest dla mnie brzmienie  instrumentu – każdy egzemplarz wykonuję tak, abym sam mógł na nim z przyjemnością zagrać. 

Kupują u mnie zarówno profesjonalni muzycy, szukający dobrego brzmienia, jak i początkujący, dla których ważna jest łatwość wydobycia czystego dźwięku. Moje instrumenty wystąpiły na kilku  ładnych płytach z bardzo różnorodną muzyką. Grają i zdobią kolekcje muzealne w Indonezji,  Kanadzie, Indiach i USA, cieszą też uszy i oczy licznych Europejczyków. Wielka w tym zasługa  wspaniałego warszawskiego targowiska instrumentów, organizowanego przez Piotra  Piszczatowskiego podczas festiwalu Wszystkie Mazurki Świata.

 

34-340 Jeleśnia
tel. 880 386 868
ficekblachura.pl/muzyka/
hyrkawki.wordpress.com
facebook.com/beskidzkie.hyrkawki
instagram.com/beskidzkie_hyrkawki/
dudyzywieckie.pl/

 

Andrzej Staśkiewicz

Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , , ,

Urodził się 4 kwietnia 1954 roku w Kadzidle na Kurpiach. Od 2000 roku zajmuje się rzeźbą w drewnie oraz budową ludowych instrumentów muzycznych, grywa w kapeli kurpiowskiej, prowadzi warsztaty dla młodzieży, występuje na scenach, prezentując wykonane własnoręcznie instrumenty. Ściśle związany ze środowiskiem muzyki tradycyjnej, bierze udział w różnych imprezach i warsztatach organizowanych m.in. przez Fundację Wszystkie Mazurki Świata, Dom Tańca, Stowarzyszenie Trójwiejska. Co roku bywa na Targowisku Instrumentów w Warszawie oraz w Kazimierzu Dolnym.

Pierwsze ludowe skrzypce – dłubanki zbudował w 2004 roku, potem jeszcze wiele innych, które trafiły m.in. do zbiorów Muzeum Ludowych Instrumentów Muzycznych w Szydłowcu, a także do prywatnych kolekcjonerów. Z czasem kolekcja powiększyła się o rekonstrukcje historycznych instrumentów, takich jak rebek, fidel płocka, surdynka (skrzypce kieszonkowe), suka biłgorajska, moraharpa (skrzypce klawiszowe). Osobny rozdział to budowa liry korbowej, z którą wiąże się przypadkowe odkrycie wizerunku instrumentu w miejscowym kościele i odnalezienie innych śladów obecności liry w regionie. Andrzej Staśkiewicz pojawił się w niewielkim środowisku lirników jako jedyny z Kurpi. Bierze udział w warsztatach lirniczych w Koźlikach na Podlasiu, był na Taborze Lirniczym w Narolu oraz w Haczowie na Podkarpackim Spotkaniu Lirników z okazji Roku Oskara Kolberga, a także na wielu innych imprezach w całym kraju (festyny, jarmarki, targi turystyczne, cepeliada i inne). Dotychczas zbudował kilka takich lir korbowych.

Jako ludowy muzykant samouk grywa na zbudowanych przez siebie instrumentach. Widzi potrzebę rekonstrukcji zapomnianych instrumentów pasterskich, dawniej powszechnie używanych, jak np. ligawy, fujarki, trąby zwijane z kory wierzby, gwizdki, różne narzędzia dźwiękowe, np. kołatki, grzechotki, diabelskie skrzypce i inne. Wśród najbardziej potrzebnych znajduje się basetla kurpiowska – maryna. Kiedyś bardzo popularna na wiejskich weselach, a wyparta przez harmonię pedałową królującą obecnie w muzyce kurpiowskiej. Podobnie jak na Mazowszu południowym, basy grały do tańca, podkreślając rytm oberka i polki. Taką basetlę udało się zrekonstruować w roku 2011 podczas I edycji warsztatów tradycji Kurpiogranie (których Staśkiewicz był pomysłodawcą). Dzięki temu odtworzono dawny sposób gry kurpiowskiej muzyki. Basetla jest obecna na każdym kolejnym Kurpiograniu i jest nadzieja, że zagra w lokalnych kapelach kurpiowskich – po dziesięcioleciach przerwy. Efekty tej warsztatowej pracy można ocenić na potańcówkach, gdzie w kapeli grają obokskrzypiec i bębenka również basy. Na Kurpiach basy były używane w rejonie Czarni w okresie międzywojennym i tuż po wojnie (XX wiek), a także w Kadzidle w latach powojennych oraz w okolicy Nowogrodu k. Łomży, gdzie istniała kapela kurpiowska z muzykantem Bolesławem Olbrysiem, znanym równieżz tego, że budował instrumenty muzyczne, w tym basy. Andrzej Staśkiewicz jest obecnie jedynym na Kurpiach ludowym lutnikiem – następcą Bolesława Olbrysia z Dębnik k. Nowogrodu.

Jest członkiem Stowarzyszenia Twórców Ludowych w Lublinie. W 2009 roku przyznano mu odznakę honorową „Zasłużony dla Kultury Polskiej” oraz „Nagrodę Starosty Ostrołęckiego” za całokształt pracy twórczej.

Tekst: Andrzej Staśkiewicz

Zdjęcia z archiwum Andrzeja Staśkiewicza

 

Kontakt

Andrzej Staśkiewicz
Kadzidło

tel. (29) 761-83-85
e-mail: ast11@wp.pl