Dariusz Kubicki

Tagi: , , , , , , , ,


Z wykształcenia jestem akordeonistą, kompozytorem i…. astronomem. Ukończyłem Akademię Muzyczną w Bydgoszczy w klasie akordeonu i kompozycji. W tym samym czasie ukończyłem studia astronomiczne na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Instrumentem, na którym skończyłem szkołę muzyczną i studia, jest akordeon. Jeśli człowiek posiada wykształcenie muzyczne, to nauka gry na innych instrumentach przebiega znacznie szybciej – poprzez znajomość nut, jak i przyzwyczajenie do dyscypliny ćwiczenia.

Dudy były bardzo popularnym instrumentem w średniowieczu. Grano na nim także w wiekach późniejszych.  Zawsze chciałem mieć możliwość wcielenia się w średniowiecznego barda. Dudami szkockimi zainteresowałem się głównie za sprawą filmu Braveheart (ciekawostką jest, że muzyka do filmu została nagrana na dudach irlandzkich!). W tym czasie myślałem, że dudy i… kobza to ten sam instrument.

Pierwszą moją fascynacją były dudy szkockie. Kiedy zastanawiamy się nad kupnem Wielkich Dud Szkockich mamy do wyboru dwie drogi: zakup albo tanich dud produkowanych masowo w Pakistanie albo bardzo drogich prosto ze Szkocji. Dudy pakistańskie nadają się głównie na ścianę (za sprawą pięknego wyglądu). Myślę, że to ich główne zastosowanie. Do grania nadają się zwykle po znaczących przeróbkach. Wśród osób grających na dudach jest nawet takie powiedzenie: ,,pakistanów się nie kupuje, pakistanów pada się ofiarą”.

Po długim zastanawianiu się, co zrobić, postanowiłem w końcu zbudować dudy sam.  Ze skórzanego worka i … trzonków od grabi kupionych w markecie narzędziowym. A jak już zacząłem budować instrument dla siebie, to niehonorowo byłoby nie skończyć. I tak, 7-8 lat później, zrobiłem swoje pierwsze dudy! Oczywiście pomagało mi w tym wiele osób, począwszy od mojej żony, która pozwalała lwią część budżetu domowego przeznaczyć na nowe instrumenty, materiały czy narzędzia. Była podróż do Szkocji. Do Alana Wardona – uznanego ,,makera” dud, który chcąc nie chcąc, ujawnił mi sporo sekretów budowy tego instrumentu. Potem odwiedziłem Piotra Szutkę – krakowskiego twórcę, który zaznajomił mnie ze swoim warsztatem. To jest niespotykane w tym fachu. Piotrek, na koniec wizyty, wręczył mi kawał twardej blachy, żebym miał z czego zrobić swój pierwszy rozwiertak. Swoje konstrukcje konsultowałem następnie z dr Lindsayem Davidsonem – Szkotem, pierwszym człowiekiem, który ukończył studia na dudach. U dr. Davidsona bywam dość często, średnio co pół roku, aby pokazać nowości, które wymyśliłem i prosić o recenzję. Według mojej obecnej wiedzy jestem jedyną osobą robiącą szkockie dudy w Polsce. Poza tym wiele satysfakcji daje mi to, że moją pracą mogę pomóc przyszłym dudziarzom w wyborze i zdobyciu instrumentu.

Buduję Wielkie Dudy Szkockie (Great Highland Bagpipes), Małe Dudy Szkockie, dudy niemieckie (Hummelchen), dudy średniowieczne, a ostatnio za sprawą Tomasza ,,Conora” Hałuszkiewicza, także irlandzkie (Uilleann Pipes). Instrumentem podobnym do dud są szałamaje, które również wykonuję. 

Zdjęcia z archiwum Dariusza Kubickiego

W 2019 roku założyłem sklep internetowy copernicusbagpipes.com, w którym można kupić robione przeze mnie instrumenty. W 2020 roku do ekipy copernicusbagpipes dołączył pierwszy według mojej wiedzy student dudziarstwa w Polsce – Patryk Pawluczuk, który odpowiedzialny jest za sklep i część akcesoriów. Muszę podkreślić, że stroiki, jak i instrumenty, które wykonujemy do instrumentów, są standaryzowane w taki sposób, żeby stroik kupiony np. w Szkocji, czy Hiszpanii pasował do naszych dud. Często bowiem zdarzają się instrumenty, do których stroiki trzeba wykonywać osobno i nigdzie nie da się ich kupić. To bardzo kłopotliwe dla początkujących, dlatego staramy się trzymać standardów innych.

Instrument, który niejako sam wymyśliłem, to małe dudy średniowieczne. Uwielbiam je. Dudy te zbudowane są na bazie Małych Dud Szkockich, które dostałem od dr. Davidsona. Małe dudy to niezwykle przydatny instrument. Można na nich grać w domu – a to jest nie do przecenienia. Dudy mogą bowiem zniszczyć najlepsze relacje sąsiedzkie…Miałem kiedyś taką przygodę… Razem z żoną przygotowywaliśmy koncert – w programie świeżo napisany utwór na głos i głośne dudy galicyjskie. Trzeba gdzieś ćwiczyć. Niestety, granie w zamkniętym pomieszczeniu jest bardzo kłopotliwe z powodu wysokiego natężenia dźwięku. Muzykowanie na powietrzu to zupełnie co innego – tembr dźwięku staje się podniosły i elegancki. Zawsze kiedy zbliża się koncert, wykorzystuję każdą nadarzającą się okazję do ćwiczeń i wożę dudy w samochodzie. Tak było i wtedy. Któregoś razu, w drodze do domu, przystanąłem przy polu rzepaku i chwilę pograłem. Po paru dniach okazało się, że byłem słyszany 3 km dalej – usłyszała mnie znajoma ze szkoły muzycznej. A nie grałem na dudach szczególnie głośnych w swojej klasie! 🙂

Budowę instrumentu zaczynam od znalezienia odpowiedniego kawałka drewna. Ten kawałek musi schnąć czasem kilka lat.  Trzeba czekać. Generalnie staram się używać drewna już wysuszonego albo z drzewa ściętego kilka lat wcześniej. Materiał kupuję w sprawdzonym miejscu. Najbardziej lubię drewno egzotyczne – popularnym jest grenadill (African Blackwood). Jest to bardzo twarde drewno, a przez to łatwe do toczenia.Twardego drewna nie trzeba też lakierować, by chronić przed wilgocią. Wystarczy konserwacja olejem lub woskiem. Drewno grenadill jest niestety bardzo drogie i coraz rzadsze. Na szczęście do produkcji instrumentów nadaje się też wiele gatunków drewna krajowego: śliwa, jesion, buk, jawor, grusza czy nawet jarzębina (zbyt często lądują jako opał w piecu). Z drewna krajowego najbardziej lubię jesion. Co ciekawe: dąb, król polskich drzew, jest bardzo niewdzięcznym tworzywem – wymaga specjalnej technologii. Dudy można również wykonać ze specjalnego tworzywa zwanego delrinem albo polioxymetylenem. Instrument wykonany z tego materiału jest niezwykle odporny na wahania temperatury i uszkodzenia mechaniczne. Niestety brzmi gorzej. Ale zawsze można go mieć w samochodzie – czy upał, czy zima jest na czym grać! Od jakiegoś czasu zacząłem drukować dudy na drukarce 3D. To pozwoliło znacząco obniżyć cenę – practice chanter można już kupić od 100 zł! Najdziwniejszymi instrumentami, które zrobiłem były gwizdki naśladujące pohukiwanie sowy. Zamówienie przyszło z Wielkiej Brytanii. Nie było proste w realizacji… Gwizdki miały być wydrążone w jednym kawałku drewna i to z korą oraz zachowaniem naturalnego kształtu gałęzi. 

Można u mnie zamówić: dudy szkockie (małe i wielkie), dudy Hummelchen, dudy średniowieczne, małe dudy średniowieczne, dudy irlandzkie (Uilleann Pipes) oraz wszelkiego rodzaju szałamaje (practice chanter, czyli przebierki ćwiczebne). Można do mnie zadzwonić, porozmawiać. Nie mam oporów, żeby polecić dudy innych producentów albo naprawić dudy (np. zrobione w Pakistanie). Całą gamę instrumentów i akcesoriów można  zobaczyć na stronach www.bagpipes.pl i www.copernicusbagpipes.com .

Zdjęcia z archiwum Dariusza Kubickiego

Kontakt

Dariusz Kubicki
facebook.com/Copernicus-bagpipes

 

 

Piotr Szutka

Tagi: 

Jestem człowiekiem, który prawdopodobnie nie mógłby żyć bez dwóch rzeczy: pracy i muzyki. Wdzięczny więc jestem niezmiernie Sile Wyższej, że udało mi się te rzeczy połączyć w jednym życiu. Ukończyłem podstawową klasę akordeonu dzięki czemu zdobyłem podstawy zasad muzyki, jednak dopiero w szkole średniej zaczęła się moja przygoda z instrumentami. Na jej początku zakochałem się w instrumentach perkusyjnych: conga, djemba, dun-dun i inne, uderzane dłońmi lub pałkami stały się całym moim światem. Z racji specyfiki mojej szkoły (technikum mechaniczne) miałem możliwość wykonania dla siebie pierwszych dłut i tak to się zaczęło.

Dawne to czasy… później nastąpiła kilkuletnia przerwa: Niemcy, Szwajcaria, Holandia, podróże, praca i nowe horyzonty. W Berlinie nastąpiło moje pierwsze zetknięcie z dudami. Na tej samej ulicy co ja mieszkał pewien człowiek imieniem Hans (nazwiska nie pomnę), który wykonywał właśnie te instrumenty. Zaprosił mnie do swojej pracowni, której atmosfera mnie, laikowi, kojarzyła się z pracownią alchemiczną. I tak zakochałem się w dudach. Trochę wody musiało jednak jeszcze upłynąć zanim zrobiłem swój pierwszy instrument. Były to dudy z pojedynczym stoikiem i z jednym bąkiem, w naturalnej skórze kozy. Wyglądały archaicznie i tak też grały ale, jak to mówią – pierwsze koty za płoty.

Jestem samoukiem-praktykiem, potrzebne informacje zdobyłem w internecie, wertując książki i sprawdzając tę wiedzę na żywo. W ten sposób przerobiłem już całą górę drewna (góra rośnie do dziś). Jakieś trzy lata temu kolega mój Jan Gałczewski, zainteresował mnie dudami zachodniej Europy: gaita, dudy średniowieczne i szkockie. To co je łączy to podwójny stroik, stożkowa przebierka, głośność i przenikliwość dźwięku. I znowu się zakochałem. Teraz dzielę czas miedzy dwie miłości: wschodnią i zachodnią. Poza dudami buduję również fujarki bezotworowe, otworowe, kavale, proste klarnety bezklapowe, bębny dwustronne. W swojej pracy wykorzystuję gotowe plany, ale też tworzę nowe instrumenty, według własnych rozwiązań lub pomysłów i życzeń ludzi, dla których je wykonuję. Moim ulubionym tworzywem jest drewno gruszy ale wykorzystuję również czereśnię, śliwę, jawor, jesion i czarny bez.

Jestem przede wszystkim idealistą. Moim marzeniem jest, aby dudy znów stały się popularne jak przed wiekami i trafiły pod strzechy, tak jak kiedyś stamtąd wyszły.

Zdjęcia z archiwum Piotra Szutki

 

KONTAKT

Piotr Szutka
tel:792839555.
Kraków
facebook.com/piotr.szutka