Dziaczyński Damian

Tagi: 

W wieku dziewięciu lat zbudowałem pierwszą gitarę. Zrobiłem ją z kartonu, tektury     i drewnianego patyka, a zamiast strun naciągnąłem żyłkę na ryby. I co dalej? I nic. Na piętnaście lat zapomniałem o robieniu instrumentów, choć zostałem gitarzystą i jestem nim do dzisiaj (dziś już gram na takiej z drewna).

Instrumenty zacząłem budować z dwóch powodów: bardzo chciałem mieć lutnię renesansową, po studiach nie miałem na nią pieniędzy. Postanowiłem, że spróbuję sam zbudować lutnię. Oczywiście nie od razu, najpierw coś prostszego. No i moje poszukiwania  twórcze, moja droga eksperymentatora – konstruktora, wyznaczyła właściwie listę instrumentów, które wykonuję do dzisiaj. Są to między innymi: gudok, fidel, rebec, tallharpa, jouhikko, suka biłgorajska, giterna, lira korbowa, lira z Kravik, oud i w końcu moja upragniona – lutnia renesansowa.  Ale też i średniowieczna. Nie pamiętam dokładnie, jak to się stało, ale dzięki lutni renesansowej zacząłem się interesować instrumentami ze średniowiecza. Paradoks. Od niedawna robię też flety, flażolety, fujary i różne odmiany dawnych i ludowych instrumentów dętych. Oczywiście zdarza się, że coś naprawiam.

Jestem też rekonstruktorem historii średniowiecza. Gram i śpiewam w zespole muzyki średniowiecznej “Żertwa”, którego jestem współzałożycielem. Poza poszukiwaniami dawnego brzmienia, badam też historię instrumentów, historię ich budowy i rozwiązań technologicznych, analizuję archeologiczne znaleziska muzyczne i ramy czasowe ich występowania. Próbuję odnaleźć i odtworzyć dźwięki historycznych instrumentów i muzykę dawnych czasów (głównie średniowieczną). Nie do końca jest to możliwe, ale dla mnie są to fascynujące i inspirujące poszukiwania, przy okazji których mogę innym umilić czas muzyką.

Kontakt:
Damian Dziaczyński
Koszalin. ul. Orla 10

dziaczynskidamian@gmail.com
tel: 661537656

facebook.com/damiandziaczynskipracownialutnicza
facebook.com/damian.dziaczynski
instagram.com/pracownialutnicza

facebook.com/Żertfa

Andrzej Zembrowski

Tagi: 

Urodziłem się 10 listopada 1965 r w Dzierzbach. Od wczesnego dzieciństwa interesowałem się wyrobem różnego rodzaju gwizdków lub trąb z kory wierzbowej. Około 15 roku życia zacząłem rzeźbić w drewnie lipowym. Zaczynałem od rzeźbienia scyzorykiem , i tak wykonałem kilka małych rzeźb, które mam do dnia dzisiejszego. Pierwsze dłuta rzeźbiarskie kupiłem w Ciechanowcu. Przez wiele lat nie miałem możliwości realizacji swojej pasji, gdyż praca zawodowa i prowadzenie gospodarstwa rolnego pochłaniały zbyt wiele czasu.

Stan zdrowia moich rodziców zmusił mnie do rezygnacji z pracy zawodowej, więc każdą wolną chwilę poświęcałem rzeźbieniu. Za namową mojej żony Doroty zacząłem wyrzynać przy pomocy piły spalinowej rzeźby do ogrodu, materiałem są pnie olszynowe. Rzeźbię postacie i figury zwierząt w desce topolowej lub lipowej, wycinam zwierzęta, ptaki, maski w stylu sztuki afrykańskiej.

W okresie zimowym  postanowiłem spróbować swoich sił i wykonać ligawkę. Pierwsza ligawka była z olchy, kolejne z gałęzi sosnowych i jedna z czarnego bzu. Oglądając film z konkursu gry na ligawkach w Ciechanowcu zainteresowały mnie przywiezione przez górali słowackich fujary pasterskie mierzące ponad 170 cm. Postanowiłem wykonać podobny instrument z drzewa czarnego bzu. Pierwsze próby były nie udane, aż wreszcie powstał grający instrument o długości około 120 cm. Największy problem był z narzędziami, więc musiałem spawać odpowiednie świdry ślimakowe do ręcznego przewiercania otworu w gałęzi czarnego bzu.

Tak rozwija się moja pasja i powstają coraz to nowe rzeźby i instrumenty grające. Ligawki wykonuję od trzech lat. Oglądając zamieszczony na YouTube filmik z 1982r. zrobiłem pierwszą ligawkę .Na początku moich prac miałem problem z odpowiednimi narzędziami najlepsze są kowalskiej roboty, śledząc aukcje internetowe zakupiłem kilka odpowiednich dłut jak również bardzo stare świdry ślimakowe. Okres zimowy jest najlepszy do gromadzenia materiału więc wycinam gałęzie na ligawki które po odpowiednim  wysuszeniu  są przydatne do dalszej pracy.

Czarny bez z którego wyrabiam fujary i fujarki jest ogólnie dostępny w naszym rejonie w starożytności był rośliną magiczną i świętą, teraz jest uważany jako chwast. Gałęzie czarnego bzu po przewierceniu suszę w kotłowni przy piecu,  końce niepokryte korą smaruję smarem do łożysk aby w trakcie suszenia nie popękały.  

Andrzej Zembrowski
Dzierzby Szlacheckie 23
08-304 Jabłonna Lacka
tel. 692 266 754
andrzejzembrowski@gmail.com
Link do profilu na Facebooku

Waldemar Kempka

Tagi: , , , ,

Od zawsze lubiłem wędrować po górach, lasach i poznawać nowe rejony mojej małej ojczyzny oraz to, co poza nią. Wędrując, zakochałem się w muzyce gór i w folklorze rejonów, które odwiedzałem. Rozmaite nagrania z muzyką tradycyjną na równi z muzyczną klasyczną zagościły w moim domu. A w sercu pojawiło się marzenie, by zakupić instrument, na którym mógłbym grać.

Zainteresowałem się ludowymi fletami i kupiłem fujarę wielkopostną. Jestem muzykiem, więc nie miałem większej trudności z opanowaniem gry. Wkrótce stałem się właścicielem kolejnych instrumentów: fujarki, dwojnicy, fujarki sześciootworowej, fujary, fujary sałaśnikowej, gajdzicy, okaryny, trombity, rogu pasterskiego. Gra na tych instrumentach stała się moją pasją.  Jednak moje ówczesne poszukiwania i spełnianie muzycznych marzeń nie zaspokajały mnie do końca. Postanowiłem sam wykonywać instrumenty. Zajmuję się tym już od trzech lat – ciągle uczę się i udoskonalam swój warsztat, popatrując na najlepszych w swoim fachu.

Dużo czasu zajęło mi skompletowanie właściwych narzędzi. Do przewiercenia długiego patyka potrzeba specjalnych wierteł, których w sklepach już się nie znajdzie. Praca z drewnem i moje krwawiące palce nauczyły mnie ogromnej cierpliwości i pokory. Nie raz okazuje się, że cały trud idzie na marne i gotowa fujarka ląduje w piecu. Fascynuje mnie proces twórczy. Bardzo cieszę się, gdy flecik jest udany, brzmi pięknie i pięknie wygląda. A pełnia szczęścia jest wówczas, gdy jego właściciel jest zadowolony. Radować ludzi – taka jest chyba rola sztuki ludowej.

Zdjęcia z archiwum Waldemara Kempki

Kontakt

Waldemar Kempka

Tychy
tel. 695 781 010
email: waldemar.kempka@gmail.com

Krzysztof Siuty zwany „Sękiem”

Tagi: , , , ,

Nazywam się Krzysiek Siuty „Sęk”. Urodziłem się w Zakopanem w roku 1974. Pochodzę z góralskiej rodziny, a życie na Podhalu w naturalny sposób splecione jest z góralską muzyką i z przyrodą. Każda poważniejsza impreza typu: chrzciny, wesela, pogrzeby musi być ograna góralską muzyką. To muzyka wprowadza odpowiedni nastrój. Poza tym, w większości góralskich rodzin śpiewa się lub gra góralskie nuty bez specjalnej okazji, z potrzeby chwili, po to, by wyrazić czasem żal, smutek, a innym razem szczęście, euforię. Podobnie było i jest u mnie w domu. Od dziecka muzyka kojarzy mi się z przekazywaniem emocji.

Jako dziecko miałem wiele zainteresowań – sport (narty, piłka, ping pong), a szeroko rozumiana przyroda: las, grzyby, ryby i żyjątka, napotkane w lesie, na łące i w wodzie przykuwały moja uwagę. Od małego próbowałem wszystko wokół siebie narysować lub wyrzeźbić. Wylądowałem więc w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych im. A. Kenara w Zakopanem, ale… na meblarstwie artystycznym. Na meblarstwie, bo wydawało mi się, skoro nie umiem grać na skrzypcach, to nie mogę iść na lutnictwo. Teraz trochę tego żałuję. Będąc już na studiach – inżynieria środowiska na Politechnice Krakowskiej – postanowiłem, że muszę zrozumieć, jak to się dzieje, że skrzypek mając melodię w głowie, z taką biegłością przebiera palcami, że wygrywa tę melodię. Wydawało mi się to jakaś abstrakcją. Mój tata załatwił mi wtedy skrzypce. Chcąc „rozkminić” tę abstrakcję, zacząłem uczyć się grać. Uczyłem się sam, próbując grać ze słuchu, z taśm.

Potem przyszła fascynacja piscołkami. Udało mi się zakupić kilka słowackich, ponieważ rok rocznie jeździłem na słowackie festiwale folklorystyczne na detve, terchovą i vychodną i zacząłem trochę na nich grać. Ale znów zacząłem kombinować, żeby takie coś grające zrobić. Nie miałem odpowiednich wierteł, więc wypychałem rdzeń z bzu koralowego różnymi prętami …. W końcu udało mi się zrobić miniaturkę końcówki, która zagrała! Niestety wydawało mi się, że za cicho. Próbowałem ją poprawić i po kilku dniach zepsułem ją całkiem. To mnie zniechęciło. Następny instrument zrobiłem jakieś 15 lat później, w roku 2008.

Największą fascynacją muzyczną okazała się dla mnie fujara podpolańska z okolic Detvy w środkowej Słowacji. Usłyszałem ją w Zakopanem na przeglądzie muzyk łuku Karpat około roku 1992. Grał na niej jeden z najlepszych słowackich instrumentalistów Igor Danihel. Jej głos wydawał mi tak piękny, nietypowy, nostalgiczny, że zamarzyłem, żeby taką fujarę mieć. Pierwszą kupiłem dopiero w 2007 roku, potem jeszcze dwie. Przy zakupie jednej z nich, poprosiłem twórcę o zrobienie dodatkowego ustnika. Wyśmiał mnie, mówiąc, że wystarczy przewiercić kawałek patyka. I wtedy tak naprawdę się zaczęło. Od tych ustników. Zrobiłem ich kilka, potem zacząłem załatwiać specjalne wiertła, szyny do wiercenia. I Rozkładałem też instrumenty, które miałem w domu. Podglądałem, jak są zbudowane. Odtwarzałem metodą prób i błędów (częściej błędów) pierwsze końcówki, piscołki 6 otworowe, dwojnice, a na końcu fujary podpolańskie. Trochę się napsuło towaru… Ale z czasem coraz lepiej „popiskiwały.”

W roku 2010 zgłosiłem się na przegląd twórców instrumentów ludowych (Instrumentum Excellens) na Detve. Właśnie z ichniejszą fujarą detviańską oraz dwojnicą. Wystawiłem zrobione przeze mnie instrumenty oraz wystąpiłem na koncercie. Grałem na własnych instrumentach z  fujaristami, których znałem z płyt cd. Było to dla mnie olbrzymie wyróżnienie, gdyż skład grających na koncercie dobierał Igor Danihel. To zmotywowało mnie jeszcze bardziej, by bawić się moją pasją intensywniej. Tera każdą wolna chwilę poświęcam na zrobienie coraz to lepszych instrumentów. Początkowo instrumenty robiłem tylko dla siebie. Ale z czasem, raz jeden raz drugi znajomy wpada i pyta, czy nie wystrugałbym mu jakiegoś instrumentu i tak się rozkręciło. W roku 2014 wystawiałem swoje instrumenty na Międzynarodowym Festiwalu Folkloru Ziem Górskich w Zakopanem.

 

Oprócz tego, że robię instrumenty mam żonę Teresę i 3 letnią córkę Julcię. Pracuję w PKL, jestem instruktorem narciarskim, tańczę, gram i śpiewam w zespole folklorystycznym „TABOR”, który inspirowany jest  tradycyjną muzyką i tańcem całych Karpat. Mamy w swoim repertuarze tańce węgierskie, rumuńskie, słowackie, mołdawskie cygańskie oraz podhalańskie. Jeśli nie jestem w pracy, na nartach, na próbie albo w lesie, to na pewno dłubię w jakimś patyku, próbując nadać  mu głos.

Mój pra pra dziadek od strony taty – Jan Folfas „Grzybek” – też wyrabiał instrumenty: dwojnice i piszczałki oraz grał na nich. Grał też na dudach, ale nie wiem, czy robił je sam. Nawiązałem więc do tradycji rodzinnych. Również od strony mojej mamy, która jest z rodziny Gąsienica Mracielnik, muzykowanie oraz zainteresowanie folklorem góralskim było bardzo żywe. Wpatrując się w drzewo genealogiczne rodziny, można odnaleźć bliskie spokrewnienie ze znanym myzykantem i gawędziarzem Janem Krzeptowskim Sabałą.

Przy wyrobie instrumentów, najważniejszy jest dobór towaru, tj. gatunku, ale przede wszystkim jakości drewna, gęstości usłojenia. Ja używam najczęściej: bzu czarnego, jesionu, śliwki, dzikiej róży. Już w lesie wiadomo, że jak się znajdzie piękny, zdrowy kawałek drewna to jest szansa na pięknie brzmiący instrument. Po ścięciu, najlepiej od razu przewiercić drewno. Tu najlepiej sprawdzają się stare ręczne wiertła, na Podhalu nazywane teblokami. Na czas wiercenia trzeba drewno sprostować przy pomocy imadeł i ścisków. Tu czeka nas setki obrotów wiertła przy pomocy rąk, od najmniejszego wiertła do coraz większego. Potem trzeba odczekać minimum rok. Potem zwykle znów trzeba wiercić do odpowiedniego rozmiaru przewiertu, gdyż pierwszy przewiert zwykle zsycha się o parę milimetrów. Jak się już doczekamy, to bierzemy się za kolejną brudną robotę, czyli okorowanie, heblowanie, tarnikowanie, wygładzanie papierami ściernymi, tak aby uzyskać odpowiednią grubość ścian. I wtedy czas na dłuta, nożyki, pilniki, bo trzeba zrobić tzw. okienko, szczelinę, języczek, czyli duszę instrumentu, gdzie powstaje głos. Potem dopasowuje się do tego kołek z odpowiednim nachyleniem do języczka i już powinno grać.  Zwykle jednak potrzeba jeszcze kilka korekt, zanim głos będzie czysty i przyjemny. Na początku, kiedy zaczynałem tę przygodę, korektom nie było końca. W efekcie instrument tracił głos i lądował w piecu. Nawet niewielkie części milimetra w tym elemencie decydują o tym, czy instrument będzie grał czy nie.  Jeśli podstawowe brzmienia na przeduchu są przyjemne w odsłuchu, bierzemy się za ustalenie tonacji. Do tego służy zwykły stroik elektroniczny lub inny postrojony instrument. Ucina się z długości fujarkę kawałek po kawałku, tak aby uzyskać idealny ton podstawowy w danej tonacji. Jeśli jest to końcówka czyli piszczałka bezotworowa, to możemy już na niej grać, ale jeśli ma to być piszczałka 6 otworowa lub 3 otworowa fujara lub fujarka, trzeba obliczyć rozstaw otworów dźwiękowych bocznych. Jest to o tyle skomplikowane , że nawet piszczałki w jednej tonacji, jeśli mają choć nieduże różnice w średnicy przewiertu, będą się różniły długością, wiec również rozstawem otworów. I tu kłania się fizyka i matematyka. Ja obliczyłem zależności odległościowe miedzy różnymi piszczałkami o różnych długościach i zrobiłem sobie swój wzór, z którego korzystam i jest dość niezawodny. Z tego, co wiem, każdy twórca ma swój wzór i jest to jego słodka tajemnica. Potem zostaje tylko wyżłobienie instrumentu. Ja rzeźbię motywy geometryczne, rozety, motywy roślinne, zwierzęce, czasem inkrustuje lub wcinam intarsje, bejcuje, wypalam kwasem, a na końcu lakieruje szelakiem. Jeśli chodzi o fujary detvanskie oprócz głównej fujary, która wygląda, jak zwykła piszczałka 6 otworowa (z tym, że np. w najbardziej powszechnej w tonacji G, ma około 170cm długości, dlatego ma tylko 3 dolne otwory, bo górnych i tak nie dało by się używać), trzeba dorobić jeszcze przewód doprowadzający powietrze do głównej fujary (ten przewód z obu stron zatykamy korkiem), kołek spajający obie oraz ustnik. Całość wiąże się rzemieniem. Otwór z góry (tam, gdzie w zwykłych fujarkach się dmucha) zapycha się kawałkiem skóry. Jeszcze tylko zapuścić wnętrze instrumentu parafiną ciekłą, dla ochrony przed wilgocią i można już na niej czarować niesamowite dźwięki. Pomimo tego, że fujary mają tylko 3 otwory, dzięki przedęciu można na nich zagrać dwie oktawy, tak jak na piszczałkach 6 otworowych. Oprócz takich fujar robię tez fujary 3 otworowe,  takie jak ta niedawno znaleziona na Podhalu w Białym Dunajcu (ma prawdopodobnie więcej niż 150lat)  i znajduje się w Muzeum Tatrzańskim. Zrobiłem kopię tej fujary.

Robię instrumenty we wszystkich tonacjach, na konkretne zamówienia. Od czasu do czasu, zrobię dla odmiany jakiś mebelek, półkę, kołyskę lub „malnę” jakiś portret. Ale to instrumenty dają mi najwięcej satysfakcji. Mają duszę. Każdy jest inny. Każdy ma inną, niepowtarzalną barwę dźwięku, zależną od drewna. Najlepiej dobierać je do barwy głosu instrumentalisty. Wtedy powstaje spójność, a każdy wdmuchany do nich strumień ciepłego powietrza, ożywia drewno na nowo.

Zdjęcia Piotr i Dorota Piszczatowscy

Kontakt

Krzysztof Siuty

Zakopane

tel. 889343497
e-mail: siutyx@wp.pl
Wolę kontakt telefoniczny☺

Jan Malisz

Tagi:

Jestem muzykiem, muzykantem, multiinstrumentalistą, twórcą instrumentów, kolekcjonerem instrumentów, pasjonatem muzyki tradycyjnej, rzeźbiarzem, stolarzem, cieślą, rolnikiem i ojcem. Moja przygoda z muzyką zaczęła się w łonie matki, która bardzo lubiła śpiewać i kiedy się urodziłem, znałem już kilka ówczesnych hitów muzyki ludowej. Potem to już było z górki.

Pierwszych lekcji gry na instrumentach udzielał mi ojciec (ur. 1919), który w latach międzywojennych, jako kawaler grał już na skrzypcach. Po wojnie na skutek wypadku i złamania ręki nie powrócił do gry na tym instrumencie, ale zamienił go na mandolinę. Tak więc pierwszym instrumentem, na którym zacząłem grać, była mandolina. Ojciec nauczył mnie kilku melodii, między innymi polki „Mojemu tacie ukradli gacie”. Drugi instrument, na którym zacząłem grać, to harmonia klawiszowa, 24 basy, na której również ojciec nauczył mnie wielu melodii obowiązujących w tamtym czasie (m.in. „Zagraj mi czarny Cyganie” i „Jagem chodził do kowola, uczyłem się dymać”). Trzeba tu dodać, że mój ojciec był kowalem i codziennie przed pójściem do szkoły musiałem najpierw iść do kuźni i dymać na miechach, aby rozniecić paleniska. Zaowocowało to w późniejszym czasie niebywałą tężyzną fizyczną.

Potem były kolejne instrumenty, na których uczyłem się grać: gitara, harmonijka ustna, fujarka, bęben, skrzypce, heligonka (wszystkie te instrumenty były w domu). Kiedy byłem dzieckiem, moi starsi bracia i siostry już grali, wyrastałem więc w atmosferze muzykującej rodziny. W późniejszym czasie, już jako dorosły człowiek, powiększałem kolekcję instrumentów, na których grałem. Doszły: kontrabas, akordeon klawiszowy i guzikowy, klarnet, saksofon, cytra. Wciąż jednak czegoś mi brakowało. Zacząłem więc budować własne instrumenty: lirę korbową, skrzypce, basy, lutnię, cytarę, moraharpę, sukę biłgorajską, fidele o różnych wymyślonych przez siebie kształtach, fujarki otworowe i bez otworów, bęben obręczowy, baraban. Wszystkie te instrumenty stworzyłem z potrzeby grania na nich.

Budowy instrumentów uczyłem się sam, a początkiem tej przygody była rekonstrukcja starych skrzypiec ojca, które zachowały się w stanie szczątkowym do lat 80 XX wieku. Wskazówek, co do budowy liry korbowej, udzielił mi Stanisław Wyżykowski.

Instrumenty, jakie tworzę, to: lira korbowa, skrzypce, basy, lutnia, cytara, moraharpa, suka biłgorajska, fidele o różnych wymyślonych przeze mnie kształtach, fujarki otworowe i bez otworów, bęben obręczowy, barabany, skrzypce trąbkowe (skrzypce Stroha) . Są to instrumenty z różnych epok i regionów. Oprócz nich trzeba jeszcze wymienić kolejne: harfa, lira szarpana, lutnia, cytara, skrzypuszki (instrumenty eksperymentalne z wykorzystaniem puszek metalowych, jako części rezonujących). Nie sposób wyliczyć wszystkich.

Można u mnie zamówić: lirę korbową, moraharpę, nyckrelharpę, sukę biłgorajską, skrzypce, basy, bęben obręczowy, baraban i fujarki. Jestem otwarty na eksperymentowanie i mogę wykonać instrument według nowego pomysłu. Instrumenty zamawiają u mnie przeważnie ludzie młodzi, którzy chcą uczyć się na nich grać oraz wykwalifikowani muzykanci uprawiający swoje wspaniałe rzemiosło. Większość wykonanych przeze mnie instrumentów, to instrumenty tradycyjne, ale są również wymyślone przeze mnie, takie jak eksperymentalne skrzypuszki oraz fidele o różnych kształtach. Cechą indywidualną niektórych instrumentów są zdobienia, reliefy, główki itp. Wykonałem około 20 lir korbowych, pozostałe ciężko zliczyć. Wiele instrumentów gotowych i niedokończonych spłonęło wraz ze starą pracownią w 2010 roku.

Nad lirą korbową pracuję około jednego miesiąca, ale pod warunkiem, że są już przygotowane wszystkie materiały. Z innymi instrumentami bywa różnie. Praca przy instrumencie sama w sobie jest przygodą, szczególnie jak się ma ku końcowi. Człowiek bardzo chce wreszcie usłyszeć dźwięk instrumentu i znika w pracowni na długie dni, nie goli się, nie myje, nie ma go wtedy dla rodziny i otoczenia, zatraca poczucie dnia i nocy. Nie istnieje nawet na facebooku, z czego wynikają czasem śmieszne sytuacje, a niektóre mogłyby skończyć się rozwodem.

Oprócz instrumentów daję ludziom również muzykę, którą gram razem ze swoją rodziną – jest to Kapela Maliszów. Chcę dalej podążać obraną drogą i muzyczną pasję przekazać własnym dzieciom.

Bardzo ważni są dla mnie inni twórcy, z którymi mogę wymieniać doświadczenia. Dzięki temu, że spotykam ich na różnych imprezach (np. na Targowisku Instrumentów przy Festiwalu Wszystkie Mazurki Świata), wiem, że jest więcej takich maniaków jak ja… To daje kopa do dalszego działania.

Instrumenty: baraban, basy, bęben obręczowy, cytara, fidel, fujarja, fujarka bezotworowa, harfa, lira korbowa, lira szarpana, lutnia, moraharpa, nyckrelharpa, skrzypce, skrzypuszki, suka biłgorajska

Zdjęcia: Piotr i Dorota Piszczatowscy

Kontakt:

Jan Malisz
Pracownia Instrumentów
Męcina Mała 
tel. 183518926, 604417521

e-mail yancik@vp.pl
www.facebook.com/jan.malisz.9
www.facebook.com/pages/Kapela-Maliszów