Eugeniusz Szymaniak

Tagi:

 

Ligawka to instrument pasterski, zrobiony z drewna, o długości około 1,5 metra. Jest to głośny instrument – dźwięk może ciągnąć się na 10 km. Dawniej grano na ligawkach na wypasach bydła. Porozumiewano się na duże odległości umówionymi dźwiękami. Ligawka to też instrument adwentowy – służy do grania w adwencie. Zapowiada się w ten sposób przyjście na świat Bożego dzieciątka

Ligawka, którą pamiętam, to ligawka, którą mój ojciec otrzymał od brata matki, pochodzącego z rodziny Walendzików z Kamieńczyka. Ligawka ta miałaby teraz ze 200 lat. Wraz z ligawką ojciec przekazał mi melodię. To bardzo stara melodia. Ja tę melodię zapamiętałem i o tę melodię walczę i przekazuje młodemu pokoleniu. Jak gram, to gram, co trzeba w danym okresie tzn. starą melodię adwentową.

Urodziłem się tuż po wojnie. To były ciężkie czasy. Byłem uzdolnionym dzieckiem. Gdy miałem 8 lat grałem na ligawce jak trzeba, a kiedy miałem 12 lat, ojciec mówił, że grałem po mistrzowsku. Marzyłem o innym instrumencie – harmonii, akordeonie, harmonijce ustnej. Niestety przyszła długa przerwa w moim graniu. Stara ligawka rozpadła się, a kiedy miałem 13 lat od pioruna spaliły się budynki w naszym gospodarstwie. Było ciężko – ojciec chory na serce, roboty dużo. Potem wojsko. Śmierć ojca. Trudny czas. O ligawkach nie myślałem i tak mijały kolejne lata, choć ja zostałem z tym głosem starej ligawki w sobie. Jakiś czas temu słyszałem kilka razy w telewizji, że odbywają się przeglądy w Muzeum w Ciechanowcu. Dzięki mojej żonie, która pochodzi z tej samej wsi co ja i która słyszała w dzieciństwie, jak graliśmy, wybraliśmy się na przegląd do Ciechanowca. Kupiłem ligawkę, zacząłem sobie wszystko przypominać…

Od tamtego czasu zrobiłem ponad 200 ligawek. Mam uczniów, którzy pobierają ode mnie nauki. Tak więc po długiej przerwie, znów rozchodzą się głosy ligawek w różnych kierunkach świata.

———————–

Ojciec opowiadał mi, że w wojnę można było dostać kulkę za granie na ligawkach. Niemcy uważali, że w ten sposób porozumiewają się partyzanci. W jego wiosce było takie zdarzenie, że jeden z grajków miał być za granie rozstrzelany, ale sołtys znał niemiecki i jakoś przetłumaczył, że to jest adwentowe granie. Niemcy sprawdzili i dali spokój. Po wojnie na ligawkach stopniowo zaprzestano grania. Komunistyczna władza była przeciwko.

Zdjęcia: Piotr i Dorota Piszczatowscy

 

Kontakt

Eugeniusz Szymaniak

Dzierzby  woj. Podlaskie
25 781 48 66

 

 

 

 

Jan Maliszewski

Tagi: 

Zdjęcia: Piotr i Dorota Piszczatowscy

Kontakt:
Jan Maliszewski
Wieska

Przemysław Ficek

Tagi: 

Z wykształcenia jestem rysownikiem domów. Z powołania – folklorystą. Z zamiłowania i  szczątkowego wykształcenia muzycznego – dudziarzem, z ciągotami do wszelakich instrumentów  pasterskich. Potrafię też takie instrumenty budować. 

Grać nauczył mnie Czesław Węglarz, budować instrumenty – Zbyszek Wałach. Józef Broda  uświadomił mi, po co to wszystko robię. Ale moim najpierwszym nauczycielem był mój Ojciec  nieboszczyk, Gienek Ficek, Panie łodpuś mu ta grzychy, człowiek jak nikt zakochany w żywieckim  folklorze. On przyniósł do domu pierwszą heligonkę, ponagrywał na kasetę kilku muzykantów z  okolicy i dźwięk po dźwięku próbował nauczyć siebie, a kiedy nic z tego nie wyszło zaczął uczyć  mnie. Muzyka w domu musiała być.  

I tak pogrywałem na tej heligonce przez kilka lat w dziecięcym zespole regionalnym, aż przyszedł  czas na szkołę muzyczną. I tu znowu pasja ojca (moja jeszcze wtedy nie) wygrała – dlatego nie  gram dziś na perkusji. Moim nauczycielem w klasie instrumentów ludowych został Czesław  Węglarz, który do dziś jest dla mnie wielkim autorytetem.  

Przez wiele lat kontakt z folklorem podtrzymywałem poprzez rozmaite konkursy i festiwale, na  których poznałem znakomitych muzyków i śpiewaków z Żywiecczyzny, których od dawna nie ma  już między nami. Grałem też w kapeli ZPiT Ziemia Żywiecka, gdzie poznałem Marcina Pokusę,  znakomitego skrzypka (a obecnie wziętego śpiewaka operowego), z którym w 2003r. założyliśmy  tradycyjną kapelę w składzie dudy + skrzypce. Nazywaliśmy się Fickowo Pokusa i przez długi  czas, obok braci Byrtków z Pewli Wielkiej, byliśmy jedyną taką kapelą na Żywiecczyźnie.  

Parę lat później zbudowałem swoją pierwszą fujarkę, którą trzymam do dzisiaj (całkiem nieźle  stroi). Byłem wtedy jeszcze na studiach w Krakowie i otwory palcowe wypalałem gwoździem  rozgrzanym w piecu centralnym w piwnicy nowohuckiej stancji. W 2011r. na warsztatach u  Zbigniewa Wałacha w Istebnej wykonałem swoje pierwsze gajdy. Rok później, już we własnym  warsztacie, zbudowałem dudy żywieckie. 

zdjęcia z archiwum Przemysława Gerwazego Ficka

Obecnie z przyjacielem Marcinem Blachurą, z którym też wspólnie grywamy, buduję dudy  żywieckie, gajdy, okaryny, piszczałki wielkopostne (końcówki), fujary, fujarki, dwojnice, a także  rozmaite sowy, sówki, gwizdki i gwizdawki.  

W zdobieniu instrumentów staram się być wierny tradycji – podpatruję dawnych mistrzów, wzoruję  się na architekturze beskidzkiej i przedmiotach użytkowych, wymyślam też swoje własne wzory.  Lubię eksperymentować z fakturą i kolorami. Piszczałki buduję z drewna czarnego bzu,  wykańczam olejem lnianym, woskiem lub szelakiem. Do produkcji dud wykorzystuję przeważnie  drewno owocowe (najlepsze z beskidzkich sadów). Bardzo ważne jest dla mnie brzmienie  instrumentu – każdy egzemplarz wykonuję tak, abym sam mógł na nim z przyjemnością zagrać. 

Kupują u mnie zarówno profesjonalni muzycy, szukający dobrego brzmienia, jak i początkujący, dla których ważna jest łatwość wydobycia czystego dźwięku. Moje instrumenty wystąpiły na kilku  ładnych płytach z bardzo różnorodną muzyką. Grają i zdobią kolekcje muzealne w Indonezji,  Kanadzie, Indiach i USA, cieszą też uszy i oczy licznych Europejczyków. Wielka w tym zasługa  wspaniałego warszawskiego targowiska instrumentów, organizowanego przez Piotra  Piszczatowskiego podczas festiwalu Wszystkie Mazurki Świata.

 

34-340 Jeleśnia
tel. 880 386 868
ficekblachura.pl/muzyka/
hyrkawki.wordpress.com
facebook.com/beskidzkie.hyrkawki
instagram.com/beskidzkie_hyrkawki/
dudyzywieckie.pl/

 

Grzegorz Karczewski

Tagi: 

Jestem stroicielem akordeonów, harmonii i bandoneonów, muzykiem, muzykantem, pasjonatem – wszystkie te określenia do mnie pasują. Moja przygoda z akordeonem zaczęła się w wieku 8 lat od ogniska muzycznego i trwała do muzycznej szkoły średniej. Rozpierała mnie też ciekawość, jak taki rozciągany instrument wygląda od środka, jak to się dzieje, że basy grają inaczej niż strona dyszkantowa itp. Potem z przyjaciółmi utworzyłem zespół grający po weselach i festynach. Ale cały czas miałem głód wiedzy technicznej o akordeonach i zwiedziłem chyba wszystkie biblioteki w województwie (było to w latach 80., gdy o internecie nikt jeszcze nie słyszał) w poszukiwaniu odpowiednich lektur. Jak już się oczytałem, ruszyłem w teren, aby teorię wprowadzić w czyn. W ten sposób trafiłem do kilku doskonałych pracowni stroicielskich w województwie łódzkim, gdzie pokazano mi niuanse sztuki budowania instrumentów i ich strojenia. Bardzo cenię sobie tamte podpowiedzi i do dziś staram się utrzymywać kontakt z poznanymi wówczas stroicielami.

Tak pokrótce wyglądała moja edukacja, następne kroki to już samodzielna praktyka i jeszcze raz praktyka…Po dwudziestu latach doświadczenia zdobywanego przy wszelkiego rodzaju instrumentach rozciąganych mogę powiedzieć, że wiem dużo, ale jak życie pokazuje, cały czas uczymy się, pracując przy różnych instrumentach, niekoniecznie konwencjonalnych. Wykonuję przy akordeonach wszystkie możliwe prace: przeróbki w budowie, stroju, wyglądzie zewnętrznym, dorabianie brakujących elementów, których już nigdzie się nie dokupi. Jednak najbardziej satysfakcjonuje mnie kompleksowe odnawianie instrumentu. Wtedy w największym stopniu można poczuć się twórcą.

Często zdarza się, że pozornie błaha naprawa potrafi zająć sporo czasu, a i czasem odwrotnie: instrument wyglądający na kiepski potrafi mile zaskoczyć. Utkwiła mi w pamięci naprawa guzikówki Paolo Soprani starszego typu. Z klientem uzgodniłem dość duży zakres prac przy akordeonie, ktoś w jego imieniu przywiózł instrument do naprawy. Pracę wykonałem, a dodatkowo z własnej inicjatywy wyrównałem guziki. Kiedy właściciel zjawił się po odbiór guzikówki, okazało się, że jest osobą niewidzącą. Nierówności, które zlikwidowałem, musiałem przywrócić do pierwotnego stanu zgodnie z sugestiami właściciela, ponieważ się do nich przyzwyczaił.

Każdy naprawiony instrument daje mi satysfakcję z dobrze wykonanej pracy. Według domowników, jestem „pokręconym instrumentalistą”, tzn. więcej serca mam dla instrumentów niż dla ludzi. Realizuję swoją pasję, a przecież najważniejsze w życiu jest to, aby wykonywać pracę, którą się lubi.

Kontakt:
Grzegorz Karczewski
Szkolna 8
97-400 Bełchatów
tel. 607676421
e-mail: gkarcz@interia.pl

 

 

Franciszek Krasnodębski

Tagi: 

Zdjęcia: Piotr i Dorota Piszczatowscy

 

KONTAKT

Franciszek Krasnodębski

Roguszyn

tel: 25 6613232

Tomasz Czypul

Urodził się 18 grudnia 1983 roku. Muzyka jest jego pasją od najmłodszych lat. W wieku 7 lat zaczął występować z Zespołem Muzyki Dawnej „EUTERPE” Młodzieżowego Domu Kultury w Gdyni pod kierownictwem swojej matki, Barbary Czypul. Jako nastolatek podglądał pracę swojego ojca, Jerzego Czypula, który zapoczątkował budowę replik instrumentów dawnych w Polsce, zaczynając od budowy chrotty. W wieku 19 lat, po śmierci ojca przejął rekonstrukcje instrumentów dawnych, zaczynając od budowy rebecu, który zdobył uznanie za wykonanie i walory brzmieniowe. Tym samym Tomasz Czypul stał się najmłodszym budowniczym replik instrumentów w Polsce. Przez wiele lat, uczestnicząc w zespołach muzyki dawnej, warsztatach i festiwalach, rozwijał swoją wiedzę na temat instrumentarium historycznego. Jego instrumenty znajdują się na wyposażeniu zespołów amatorskich i profesjonalnych w całej Polsce.

W 2007 roku zespół Muzyki Średniowiecznej „EUTERPE”, dla którego wykonał blisko 12 instrumentów, otrzymał nagrodę za instrumentarium historyczne, przyznaną przez Jury powołane przez Zarząd Kaliskiego Stowarzyszenia Edukacji Kulturalnej Dzieci i Młodzieży „Schola Cantorum” w porozumieniu z Ministerstwem Edukacji Narodowej. W 2009 roku jego instrumenty zostały wystawione w Muzeum Ziemi Kaliskiej. W 2012 roku zespół jego matki, dla którego wykonał instrumentarium, otrzymał dwie Złote Harfy Eola i Grand Prix na XXXIV OGÓLNOPOLSKIM FESTIWALU ZESPOŁÓW MUZYKI DAWNEJ „SCHOLA CANTORUM” Kalisz 2012.

Oprócz rekonstrukcji Tomasz Czypul zajmuje się również naprawą i serwisowaniem fletów prostych. Stawia sobie za cel budowę jak najwierniejszych kopii dawnych instrumentów z zachowaniem ówczesnych technik. Obecnie pracuje nad instrumentem lira organizzata.

Instrumenty, jakie dotąd wykonał, to: portatyw, liry korbowe, średniowieczne liry korbowe – model „symphonie”, tubmaryny, citole, rebeki, fidele altowe i sopranowe, strakharpa, cymbały, moraharpy, viole, dudy średniowieczne, harfy, organistrum

Akcesoria: pulpity barokowe, statywy fletowe, statywy do cymbałów, futerały, smyczki

Kontakt:

Tomasz Czypul
Medira Instrumenty Historyczne
Podlaska 7/3
81-325 Gdynia
tel.796786936
e-mail: brovarius@gmail.com
Facebook: https://www.facebook.com/MEDIRAinstruments

Katarzyna Bednarz

Tagi:  

Jestem twórczynią instrumentów, lutniczką z wykształcenia.

Moja przygoda z lutnictwem zaczęła się, gdy miałam 15 lat i rozpoczęłam naukę w Szkole Plastycznej im. Antoniego Kenara w Zakopanem. Uczyłam się tam pod okiem cudownego pedagoga – prof. Stanisława Marduły. Po liceum podjęłam studia na Akademii Muzycznej im. Ignacego Jana Paderewskiego w Poznaniu. Moimi nauczycielami byli prof. Antoni Krupa i jego syn Marcin Krupa. 

Kiedy studiowałam w Poznaniu, uczestniczyłam w kolejnych edycjach Festiwalu Ethno Port, podczas których zobaczyłam wiele niezwykłych  instrumentów i poznałam ludzi, którzy zainspirowali mnie do robienia instrumentów ludowych. Wśród nich szczególną rolę odegrali: Malwina Paszek i Stanisław Nogaj. To oni okazali się najlepszym źródłem wiedzy na temat lir korbowych i to oni zmotywowali mnie do wykonywania lir.

zdjęcia: Piotr i Dorota Piszczatowscy

Podczas 17 lat pracy w rzemiośle lutniczym zrobiłam: pięcioro skrzypiec klasycznych, jedną gitarę klasyczną, ukulele i około 20 lir korbowych. Staram się, żeby każdy z instrumentów był wyjątkowy i „mój”. Obecnie jestem na etapie renowacji skrzypiec ze skrzydlatą duszą Antoniego Hybla z kolekcji PTTK w Gorlicach. Wzorując się na tym modelu, buduję nowe instrumenty, które posłużą w przyszłości do prowadzenia wykładów i warsztatów o tym artyście z moich okolic.

Każdy z wykonanych przeze mnie instrumentów ma swoją szczególną historię. Robione na zamówienie liry wykonane są z uwzględnieniem oczekiwań i marzeń klientów, ale w taki sposób, żeby wiadomym było, że wyszły spod mojej ręki. To ludzie są moją inspiracją –  ci, którzy u mnie zamawiają, ale także malarze z różnych epok historycznych przedstawiający na swoich obrazach instrumenty. Nie zawsze udaje mi się w sposób pewny zinterpretować zamysł techniczno – muzyczny ukryty w detalach czy kształcie namalowanego instrumentu. Niejednokrotnie zagadką jest to, jak instrument ma finalnie wyglądać i brzmieć. Budowanie instrumentu za każdym razem jest wyzwaniem a zarazem niezwykłą przygodą. 

zdjęcia: Piotr i Dorota Piszczatowscy

W mojej pracowni często pojawiają się instrumenty, których naprawy nikt nie chce się podjąć. Wyglądają, jak zdekompletowane puzzle 3D, w dodatku zjedzone przez robaki i czas. Jednak po wielu tygodniach wspólnego przebywania w jednym pomieszczeniu, zaczynamy znajdować nić porozumienia np. w postaci kilku strun albo włosia… I okazuje się, że jak bardzo się chce, to wiele się uda. I że takie instrumenty mogą zagrać jeszcze na niejednej potańcówce.

Od 2014 roku regularnie uczestniczę w Targowisku Instrumentów w Warszawie. Spotykam tam ludzi, którzy cieszą się z tego, co robią i robią to, co kochają. Podczas Targowiska panuje niezwykle przyjazna atmosfera a po Targowisku zawsze mam wiele refleksji związanych z podejściem twórcy do wykonywanych instrumentów. W tworzeniu instrumentów nie chodzi tylko o to, żeby trzymać się pewnych „ram”. Każdy lutnik chce na własny sposób pokazać, że jego instrument jest szczególny, jedyny w swoim rodzaju.

Muszę przyznać, że są też dni, kiedy wszystko idzie jak po grudzie, bo klej nie chce kleić, bo dłuta nie chcą współpracować, bo lakier źle się nakłada i trzeba go zmyć… Ale instrument to wdzięczna „istota”, która odpłaca się za trud i pracę. Moment, w którym zakłada się struny, wystarczy, żeby na twarzy pojawił się uśmiech. A gdy widzimy, że instrument daje innym radość przy śpiewach i tańcu, wszystko nabiera sensu.

zdjęcia z archiwum Katarzyny Bednarz

 

Kontakt:
Katarzyna Bednarz
Kobylanka 379

38-303 Kobylanka
tel. 510112632
facebook.com/kasia.bednarz