Anna i Rajmund Kicman

Tagi: , , ,

Ceramiką zajmujemy się z zamiłowania od ponad 25 lat. Jesteśmy samoukami w tej dziedzinie i jest to nasza pasja. Nawiązujemy do dawnych tradycji ludowego garncarstwa, które oprócz niezbędnych w gospodarstwie wyrobów oferowało plastykę figuralną tj. przedstawienia rozmaitych zwierząt, ptaszków a także figurki korespondujące z polskimi świętami i zwyczajami pojawiające się w szopkach i kapliczkach: rozmaici święci, kolędnicy, anioły, baranki.

Ważną częścią naszej pracy jest wykonywanie grających figurek – tradycyjnych gwizdków w kształcie ptaków, koników, postaci ludzkich przedstawiających dawne zawody (np. olejkarza) lub postaci historyczne (Stańczyk) i legendarne (Jan Twardowski, Lajkonik). Robiliśmy też kiedyś kapelę krakowską, kolędników i wiele innych. Figurki te posiadają dwa lub trzy otworki do zmiany wysokości dźwięku. Gwizdawki zainspirowały nas do wykonania instrumentu glinianego z pełną gamą. I tak powstały okaryny i flety – zwykle strojone w tonacji C lub F.

Wszystkie prace wykonujemy ręcznie, od ulepienia do zdobienia szkliwami nakładanymi pędzelkami. Wypalane są dwukrotnie: biskwit 900 stopni C i drugi wypał po poszkliwieniu w temperaturze 1030 stopni C.

Zdjęcia z archiwum Anny i Rajmunda Kicmanów

Kontakt

Anna i Rajmund Kicman
Leokadia blisko Łaskarzewa
tel. 605 966 622

http://www.ceramika-kicman.ovh.org/

 

Katarzyna Bednarz

Tagi:  

Jestem twórczynią instrumentów, lutniczką z wykształcenia.

Moja przygoda z lutnictwem zaczęła się, gdy miałam 15 lat i rozpoczęłam naukę w Szkole Plastycznej im. Antoniego Kenara w Zakopanem. Uczyłam się tam pod okiem cudownego pedagoga – prof. Stanisława Marduły. Po liceum podjęłam studia na Akademii Muzycznej im. Ignacego Jana Paderewskiego w Poznaniu. Moimi nauczycielami byli prof. Antoni Krupa i jego syn Marcin Krupa. 

Kiedy studiowałam w Poznaniu, uczestniczyłam w kolejnych edycjach Festiwalu Ethno Port, podczas których zobaczyłam wiele niezwykłych  instrumentów i poznałam ludzi, którzy zainspirowali mnie do robienia instrumentów ludowych. Wśród nich szczególną rolę odegrali: Malwina Paszek i Stanisław Nogaj. To oni okazali się najlepszym źródłem wiedzy na temat lir korbowych i to oni zmotywowali mnie do wykonywania lir.

zdjęcia: Piotr i Dorota Piszczatowscy

Podczas 17 lat pracy w rzemiośle lutniczym zrobiłam: pięcioro skrzypiec klasycznych, jedną gitarę klasyczną, ukulele i około 20 lir korbowych. Staram się, żeby każdy z instrumentów był wyjątkowy i „mój”. Obecnie jestem na etapie renowacji skrzypiec ze skrzydlatą duszą Antoniego Hybla z kolekcji PTTK w Gorlicach. Wzorując się na tym modelu, buduję nowe instrumenty, które posłużą w przyszłości do prowadzenia wykładów i warsztatów o tym artyście z moich okolic.

Każdy z wykonanych przeze mnie instrumentów ma swoją szczególną historię. Robione na zamówienie liry wykonane są z uwzględnieniem oczekiwań i marzeń klientów, ale w taki sposób, żeby wiadomym było, że wyszły spod mojej ręki. To ludzie są moją inspiracją –  ci, którzy u mnie zamawiają, ale także malarze z różnych epok historycznych przedstawiający na swoich obrazach instrumenty. Nie zawsze udaje mi się w sposób pewny zinterpretować zamysł techniczno – muzyczny ukryty w detalach czy kształcie namalowanego instrumentu. Niejednokrotnie zagadką jest to, jak instrument ma finalnie wyglądać i brzmieć. Budowanie instrumentu za każdym razem jest wyzwaniem a zarazem niezwykłą przygodą. 

zdjęcia: Piotr i Dorota Piszczatowscy

W mojej pracowni często pojawiają się instrumenty, których naprawy nikt nie chce się podjąć. Wyglądają, jak zdekompletowane puzzle 3D, w dodatku zjedzone przez robaki i czas. Jednak po wielu tygodniach wspólnego przebywania w jednym pomieszczeniu, zaczynamy znajdować nić porozumienia np. w postaci kilku strun albo włosia… I okazuje się, że jak bardzo się chce, to wiele się uda. I że takie instrumenty mogą zagrać jeszcze na niejednej potańcówce.

Od 2014 roku regularnie uczestniczę w Targowisku Instrumentów w Warszawie. Spotykam tam ludzi, którzy cieszą się z tego, co robią i robią to, co kochają. Podczas Targowiska panuje niezwykle przyjazna atmosfera a po Targowisku zawsze mam wiele refleksji związanych z podejściem twórcy do wykonywanych instrumentów. W tworzeniu instrumentów nie chodzi tylko o to, żeby trzymać się pewnych „ram”. Każdy lutnik chce na własny sposób pokazać, że jego instrument jest szczególny, jedyny w swoim rodzaju.

Muszę przyznać, że są też dni, kiedy wszystko idzie jak po grudzie, bo klej nie chce kleić, bo dłuta nie chcą współpracować, bo lakier źle się nakłada i trzeba go zmyć… Ale instrument to wdzięczna „istota”, która odpłaca się za trud i pracę. Moment, w którym zakłada się struny, wystarczy, żeby na twarzy pojawił się uśmiech. A gdy widzimy, że instrument daje innym radość przy śpiewach i tańcu, wszystko nabiera sensu.

zdjęcia z archiwum Katarzyny Bednarz

 

Kontakt:
Katarzyna Bednarz
Kobylanka 379

38-303 Kobylanka
tel. 510112632
facebook.com/kasia.bednarz

Krzysztof Choruta

Tagi:

W swoim życiu odnalazłem kiedyś piękną pasję – sztukę ludową. Towarzyszy mi ona od blisko 20 lat. Wykonane przeze mnie rzeźbione ptaszki i aniołki goszczą w wielu domach, wywołując wiele uśmiechów i radości. Jednak tradycyjne jarmarki ludowe, na których bywam, to nie tylko sztuka ludowa, to również płynąca ze sceny muzyka, tak osobliwa i urokliwa, że trafia wprost do serca. Trafiła również do mojego.

Kiedy byłem nastolatkiem, podobnie jak większość moich kolegów, słuchałem Led Zeppelin i Perfectu. Wtedy zapadła pierwsza ważna decyzja: ja też chcę grać. Pierwszą gitarę tzw. pudło, zrobiłem własnoręczne razem z moim Ojcem w garażu. Potem, za zaoszczędzone kieszonkowe, kupiłem sobie gitarę „Defil”. Zapisałem się też na kółko muzyczne do domu kultury, gdzie realizowałem się, jako początkujący muzyk amator. Ale to mi nie wystarczało. Ciągłe „dudnienie w pokoju” oraz pragnienie posiadania jeszcze lepszego instrumentu, kazały mi nieustannie majsterkować w przydomowym warsztacie. Tam powstawały moje kolejne, coraz to lepsze, gitary. W taki to sposób nabywałem nowych doświadczeń w budowaniu instrumentów.

Kilkanaście lat temu, na jednym z jarmarków sztuki ludowej, spotkałem Andrzeja Staśkiewicza, obecnie mojego przyjaciela z Kurpiów. Wyjął z torby coś, co wyglądało, jak pół gitary i pół akordeonu. Od pierwszych chwil zafascynowałem się tym instrumentem… I tak zaczęła się moja przygoda z lirą korbową. Wtedy też wydobyłem z liry pierwsze dźwięki. Nie był to żaden utwór ludowy, ale fragment solówki gitarowej Deep Purple – „Highway Star”. Wszystkich słuchających ta wersja „bardzo urzekła”. Łzy ze śmiechu płynęły jak rzeka i bolały nas brzuchy przez resztę dnia. Od tej pory zacząłem zbierać informacje potrzebne do tego, aby spełnić swoje nowe marzenie – zbudować własną lirę korbową. Teraz, po kilkunastu latach, mam już własny instrument, oczywiście zbudowany własnoręcznie.

Ciągle buduję następne, wprowadzając kolejne usprawnienia. Muzyka, jaką gram, również się zmieniła. Skrzętnie wyszukuję w różnych źródłach utworów pisanych na lirę pochodzących z Francji, Niemiec, Holandii, Szkocji… Uczę się gry ze słuchu. Ciągle poszerzam swój program. Czasami otrzymuję zaproszenia do zagrania minirecitali i wygłoszenia krótkiej pogadanki o historii tego instrumentu. Lira to instrument, któremu bezgranicznie oddałem serce. Poświęcam jej cały swój wolny czas.

Zbudowanie liry to wielkie wyzwanie, to długi i złożony proces. Trzeba posiadać wiedzę dotyczącą różnych dziedzin, np. konstrukcji i budowy instrumentów, stolarstwa, tokarstwa… Trzeba mieć opanowane przynajmniej podstawy muzyki. Bez zaplecza technicznego, czyli odpowiednich narzędzi, również niewiele można zdziałać. Ale mimo wszystko każdego zachęcam, aby spróbował swoich sił i zbudował sobie taki instrument – a potem grał i grał…

Zdjęcia z archiwum Krzysztofa Choruty

 

KONTAKT

Krzysztof Choruta

Sokołów Podlaski

e-mail: likola@wp.pl

 

Michał Umławski

Tagi:

Gdyby nie rok 1974, w którym w Szymanowie koło Rawicza powstał Regionalny Zespół „Wisieloki” i rok 1983, w którym założycielka zespołu – Anna Brzeskot – postanowiła włączyć do niego dzieci, dzisiaj niewiele młodych osób w naszej najbliższej okolicy wiedziałoby, co to dudy, a już na pewno nikt z młodzieży nie potrafiłby na nich grać. Bowiem jeden z niewielu w naszym regionie, młody jeszcze nauczyciel gry na dudach wywodzi się właśnie z Młodzieżowego Zespołu Regionalnego „Wisieloki”.

Tym nauczycielem jest Michał Umławski. Do zespołu wstąpił stosunkowo późno, w wieku 10 lat. Jego rówieśnicy byli członkami „Wisieloków” już od piątego lub szóstego roku życia. W zespole tańczyli też jego młodsza siostra Małgorzata i brat Jarema. Michał dziwnie patrzył na ich „ludowe” wyczyny, aż do momentu, kiedy w ferie zimowe wraz z rodzicami odwiedził swoje rodzeństwo na jednym z systematycznie odbywających się w tych czasach obozów kondycyjnych. Praca zespołu (szczególnie pod okiem choreografa) bardzo mu się spodobała i postanowił zostać członkiem „Wisieloków”. Szybko nadrobił zaległości i został bardzo dobrym tancerzem.

Tańcząc w zespole, przysłuchiwał się też grze na dudach w wykonaniu nieco starszego kolegi. Za namową rodziców i pani Anny Brzeskot w roku 1992 zaczął pobierać naukę gry na tym instrumencie u pana Franciszka Brzeskota, współzałożyciela „Wisieloków”. Nie było to łatwe przedsięwzięcie, nie tylko ze względu na specyfikę instrumentu, ale też na osobę pana Franciszka, który okazał się bardzo wymagającym nauczycielem. Pierwszy sukces odniósł w 1994 roku, kiedy po występie mistrz – uczeń (mistrz Franciszek Brzeskot, uczeń Michał Umławski) na Turnieju Dudziarzy Wielkopolskich w Kościanie został przyjęty do grona dudziarzy wielkopolskich.

Przez wiele lat Michał wraz z siostrą Małgorzatą (grającą na skrzypcach podwiązanych), jako członkowie młodzieżowej kapeli dudziarskiej zespołu „Wisieloki” przygrywali tancerzom do tańca w czasie prób i koncertów. Z sukcesami brali też udział w różnych przeglądach i turniejach dudziarskich. Ważniejsze z nich to: Turniej Dudziarski Kościan-Czempiń-Gołębin Stary, Konkurs w Bukówcu Górnym im. Piotra i Floriana Ratajczaków, Festiwal Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu, Międzynarodowy Festiwal Dudziarski w Strakonicach i wiele innych.

Umiejętność gry na dudach to jednak nie wszystko, Michał w ślad za swoim nauczycielem Franciszkiem Brzeskotem został budowniczym dudów. Jego pierwszy instrument powstał w 1996 roku, wkrótce potem zbudował kolejne 3 instrumenty, z których jeden w roku 2001 został zakupiony przez Zespół Pieśni i Tańca „Cepelia” z Poznania jako upominek dla Ojca Świętego Jana Pawła II i znajduje się w Muzeum Watykańskim. W 1996 roku Michał został wysłany przez Franciszka Brzeskota na swoje pierwsze w życiu warsztaty dudziarskie, gdzie spotkał pasjonatów w tej dziedzinie. Do dzisiaj aktywnie uczestniczy on w odbywających się co roku w Wielkopolsce Spotkaniach Budowniczych Dud i Kozłów. W 2001 roku był inicjatorem i jednym z organizatorów takich warsztatów w Szymanowie – swojej rodzinnej miejscowości.

Postanowił również podjąć się niecodziennej sztuki uczenia gry na dudach wielkopolskich i skrzypcach podwiązanych. Odbyty staż w rawickim Domu Kultury i dostęp do archiwów DK pozwolił Michałowi reaktywować istniejącą przed laty Kapelę Rawickich Dudziarzy. I tak były członek „Wisieloków” podjął próby naboru do kapeli w rawickich i okolicznych szkołach i przedszkolach. I o dziwo, w dobie komputerów i muzyki elektronicznej udało mu się zainteresować dudami kilkanaście osób, które zaczęły uczęszczać na prowadzone przez niego zajęcia w Domu Kultury. Oprócz tego, że Michał grał na dudach i je budował, folklor zafascynował go do tego stopnia, że w roku 2004 ukończył kierunek etnologii i antropologii kulturowej na Wydziale Historycznym UAM w Poznaniu i uzyskał tytuł magistra etnologii. Jest również pedagogiem.

Obecnie jako Prezes Fundacji Dudziarz.eu – Wielkopolskie Kapele Dudziarskie stara się podtrzymać trzydziestoletni dorobek kapeli dudziarskiej w Lesznie.

Zdjęcia: Piotr i Dorota Piszczatowscy

KONTAKT

Michał Umławski
tel. 602 508 472
www.Fundacja Dudziarz.eu
e-mail: fundacja@dudziarz.eu
Wielkopolskie Kapele Dudziarskie
Leszno