Aby usłyszeć dźwięki instrumentów muzycznych, wystarczy czasem nieco szerzej otworzyć… oczy. Jeśli zajrzymy do wnętrza kolegiaty w Bieczu, zobaczymy tam unikatowy renesansowy pulpit muzyczny ozdobiony płaskorzeźbami przedstawiającymi muzykujących mieszczan. Przyglądając się tym postaciom i instrumentom, które trzymają w rękach, możemy usłyszeć muzykę dawnych czasów. Muzykę, której nie dokumentują niemal żadne inne źródła z tego miasta. Zachęcam do obejrzenia tego niebywale cennego zabytku (na przykład przy okazji pobytu na Galicyjskim Targowisku Instrumentów). Tym bardziej, że jest on znacznie bardziej wiarygodnym świadectwem historii XVII wieku, niż popularny ostatnio serial, ukazujący te czasy w wyjątkowo krzywym zwierciadle.
Dla lepszego zrozumienia scen przedstawianych na bieckim pulpicie warto najpierw wyobrazić sobie miejsce, w którym chcielibyśmy się znaleźć. Jesteśmy w Bieczu – jednym z najważniejszych miast Rzeczpospolitej Obojga Narodów, w centrum dawnego województwa krakowskiego. Miasto jest własnością polskich królów i cieszy się licznymi ich przywilejami, m.in. prawem organizowania corocznego jarmarku, który trwa aż tydzień. Gdy przejdziemy się po straganach ustawionych na rynku, możemy wejść do największej w mieście świątyni, wzniesionej z inicjatywy przybyłych tu licznie niemieckich rzemieślników. To jeden z najznakomitszych zabytków późnego gotyku w Polsce, nawiązujący do stylu architektury sakralnej Bawarii, Karyntii i Tyrolu. Pod koniec XVI wieku kościół uzyskał rangę kolegiaty. Wystarał się o to książę Jerzy Radziwiłł, który pełnił ważne funkcje dyplomatyczne, a od roku piastował urząd biskupa krakowskiego. Przechodząc wzdłuż nawy głównej kościoła mijamy renesansowe kaplice, którymi opiekowali się członkowie działających w mieście cechów: krawców, szewców, stolarzy, snycerzy, tkaczy, piekarzy, rzeźników i kowali. Po obydwu stronach prezbiterium widzimy stalle przeznaczone dla członków kapituły, ufundowane także przez bieckich mieszczan. Pomiędzy nimi stoi wspomniany już pulpit.
Pulpit składa się z czworobocznej szafki, służącej do przechowywania ksiąg z nutami i stojącego na niej ostrosłupa (również czworobocznego, ale obrotowego), na którym księgi te można wygodnie oprzeć. Górna część pulpitu ozdobiona jest wizerunkami św. Andrzeja i św. Wawrzyńca, które podczas niedawnej konserwacji ujawniły oryginalne barwy renesansowych polichromii. Wizerunkom tym towarzyszą umieszczone w kartuszach gmerki – znaki cechowe, świadczące o tym, że ich fundatorami byli również bieccy mieszczanie. Widzimy, jak wokół pulpitu gromadzą się uczestniczący w liturgii muzycy. Jest to akustyczne centrum świątyni, miejsce spotkania ich głosów, ale także ich spojrzeń… Biecki pulpit – podobnie jak i tego typu konstrukcje, zachowane do dziś w kościołach Europy – umożliwia postawienie czterech ksiąg z nutami dla zgromadzonych wokół niego muzyków. Zwyczajowo korzystali z niego reprezentanci niższego kleru (np. mansjonarzy), odpowiedzialni za deklamację liturgicznych czytań i śpiew chorałowych części liturgii.
Na dolnej części bieckiego pulpitu znajdują się unikatowe przedstawienia muzykujących mieszczan. Sugerują one, że mebel ten służył również świeckim uczestnikom liturgii, którzy zobowiązani byli do ozdobienia jej muzyką wokalną i instrumentalną. Na jednej ze ścian dolnej szafy pulpitu umieszczony jest wizerunek świętych Piotra i Pawła – obydwaj patroni Biecza opierają się o kartusz z monogramem miasta (ozdobna litera „B” otoczona kolejnymi gmerkami i datą „1633”). Na trzech pozostałych stronach szafy przedstawione są postaci muzyków. Na pierwszej ścianie widzimy czteroosobowy zespół składający się z trębaczy, pomorcisty (?) i kotlisty; na drugiej przedstawieni są muzycy grający na puzonie wąskomenzurowym, sztorcie (czyli dulcianie – prototypie fagotu) oraz cynku (zw. także kornetem), którzy towarzyszą jednemu wokaliście. Inny skład wokalno-instrumentalny widnieje na ostatniej stronie pulpitu: poza śpiewakiem widzimy tu dwóch muzyków grających na wiolach (altowych albo tenorowych) i organistę akompaniującego im na pozytywie, któremu grę umożliwia poruszający miechami kalikant.
Wszystkie te przedstawienia mogły mieć oczywiście funkcję symboliczną i odzwierciedlać jedynie wyobraźnię snycerza zatrudnionego przez bieckich mieszczan do zilustrowania ich intencjonalnej obecności w kolegiacie. Ujawniają jednak wiele cech symptomatycznych – począwszy od dosyć zindywidualizowanych rysów twarzy aż po charakterystyczne detale ich mieszczańskich strojów. Pozwala to przypuszczać, że wizerunki te w jakiejś mierze są także dokumentacją lokalnej praktyki wykonawczej. Jeśli prawdą jest, że biecki pulpit służył działającemu w mieście bractwu muzycznemu, to na podstawie utrwalonych na nim przedstawień można się pokusić o rekonstrukcję tego zespołu. Składał się on być może z trzech chórów wokalno-instrumentalnych, zróżnicowanych pod względem barwy, podobnych do tych widocznych na płaskorzeźbach. Hipotezy na ten temat trzeba oczywiście stawiać ostrożnie, bo ikonografia rzadko jest precyzyjnym odwzorowaniem rzeczywistości historycznej. Jednak przedstawione na bieckim pulpicie grupy zasadniczo odpowiadają konwencjom znanym z praktyki wykonawczej tej epoki.
Pierwsze dekady XVII wieku były bowiem czasem bezprecedensowej emancypacji muzyki instrumentalnej, która właśnie wtedy zdobyła trwałe miejsce w praktyce wykonawczej wielu kościołów. Wprawdzie nieznane są obecnie inne źródła z Biecza, które potwierdzałyby obecność tej praktyki, byłaby ona jednak całkiem prawdopodobna w perspektywie wyżej przedstawionych okoliczności. Zresztą właśnie czas sporządzenia bieckiego mebla zbiega się z pierwszymi fundacjami zespołów wokalno-instrumentalnych, uruchamianych w wielu ważnych ośrodkach muzyki kościelnej tego czasu. Jeśli zespoły takie fundowane były wówczas w Krakowie, Lublinie, Płocku czy Łowiczu, to równie możliwe to było i w Bieczu. Zachowanym śladem uczestnictwa tamtejszego bractwa muzycznego w uroczystościach kościelnych są archiwalia z tego miasta, dokumentujące honoraria dla muzyków z tytułu odbywanych w bieckiej kolegiacie nabożeństw.
Jeśli w Bieczu faktycznie działało w XVII wieku bractwo muzyczne, to należy przypuszczać, że było ono zorganizowane wedle zasad analogicznych do lepiej udokumentowanych cechów muzyków czynnych w innych miastach Rzeczpospolitej. Muzycy ci podlegali organizacyjnie władzom miejskim. Byli więc obligowani do muzycznego uświetniania nabożeństw celebrowanych w głównym kościele miasta, będącym wizytówką ich mecenatu artystycznego i to nie tylko w domenie sztuk wizualnych. Kształcenie muzyków cechowych podlegało zaś tym samym, co gdzie indziej, zwyczajom: adept muzycznego rzemiosła był najpierw uczniem, następnie czeladnikiem, a w końcu mistrzem. Zmianę statusu w obrębie cechu warunkował czas odbytego stażu i złożony przez władzami egzamin. Gdy wykształcony muzyk miał już prawo do publicznego wykonywania zawodu, otrzymywał z kasy miejskiej stosowne wynagrodzenie i cieszył się miejskimi przywilejami. Jego wizerunek mógł też pewnie wtedy być utrwalony w dziełach sztuki plastycznej, które w wielu miejscach stanowią jedyne zachowane świadectwa, które poświadczają żywą praktykę muzyczną. Właśnie z takim przypadkiem mamy do czynienia w Bieczu. Tu, aby usłyszeć instrumenty minionych epok, trzeba się najpierw odwołać do zmysłu wzroku…
prof. dr hab. Tomasz Jeż – muzykolog z Warszawy, z pochodzenia Galicjanin. Interesuje się kulturą muzyczną Europy środkowo-wschodniej XVI i XVII wieku. Fascynują go
tematy nietypowe, źródła zaginione i niezbadane dotąd narracje. Myśli o tym, aby iść
przed siebie.