Jan Halicki i Andrzej Ostrowski

Tagi: , , , ,

Cała przygoda z gitarami i ogólnie z instrumentami zaczęła się jeszcze w czasach szkolnych. Graliśmy po różnych zespołach na różnych instrumentach. Zjeździliśmy z różnymi projektami Polskę wzdłuż i wszerz. W połączeniu z pasją do tworzenia w drewnie droga była jasna. 

Pracownię Gitar stworzyliśmy w dobie rozwijającego się w Polsce lockdownu. Budową i naprawą instrumentów zajmowaliśmy się już wcześniej w innych miejscach ale w maju 2020 przyszedł czas na postawienie swojej własnej pracowni gdzie możemy realizować najśmielsze pomysły co do budowy czy renowacji i naprawy instrumentów.

Myśl była jedna – stworzyć przestrzeń, w której muzycy klasyczni, ludowi, rozrywkowi ale i amatorsko grający znajdą pomoc i profesjonalną opiekę nad ich instrumentami. Zależało nam też na tym, żeby miejsce, które tworzymy było otwarte na nieraz szalone i karkołomne pomysły co do modyfikacji i tworzenia instrumentów nie zamykając się w ramach konkretnego zakresu usług serwisowych.

Janek i Andrzej – jesteśmy pasjonatami wszystkiego co ma struny i progi oraz aktywnymi muzykami. Andrzej jest absolwentem Technologii Drewna na SGGW w specjalności Konserwacji Drewna Zabytkowego, szeroko pojętym lutnictwem zajmuje się do czasów pracy dyplomowej, która dotyczyła sezonowania drewna rezonansowego. Janek – założyciel wielu projektów muzycznych, z wykształcenia realizator dźwięku i fotograf.

W naszej pracowni naprawiamy i serwisujemy gitary klasyczne, akustyczne, elektryczne, basowe, ukulele, mandoliny, przeróżne instrumenty ludowe i egzotyczne – ogólnie wszelkie chordofony szarpane. Specjalizujemy się również w renowacjach wiekowych instrumentów oraz w budowie ukulele.

Pracownia Gitar znajduje się na warszawskim Ursynowie – tu spędziliśmy większość życia i tu też postanowiliśmy prowadzić naszą działalność związaną z szeroko pojętym lutnictwem i techniką gitarową.

fot. by Jan Halicki i Tomasz Tołłoczko

Adres:
Pracownia Gitar
ul. Pasaż Stokłosy 11
02-787 Warszawa
tel: 572-831-524
facebook.com/PracowniaGitar
PracowniaGitar@gmail.com

Dziaczyński Damian

Tagi: 

W wieku dziewięciu lat zbudowałem pierwszą gitarę. Zrobiłem ją z kartonu, tektury     i drewnianego patyka, a zamiast strun naciągnąłem żyłkę na ryby. I co dalej? I nic. Na piętnaście lat zapomniałem o robieniu instrumentów, choć zostałem gitarzystą i jestem nim do dzisiaj (dziś już gram na takiej z drewna).

Instrumenty zacząłem budować z dwóch powodów: bardzo chciałem mieć lutnię renesansową, po studiach nie miałem na nią pieniędzy. Postanowiłem, że spróbuję sam zbudować lutnię. Oczywiście nie od razu, najpierw coś prostszego. No i moje poszukiwania  twórcze, moja droga eksperymentatora – konstruktora, wyznaczyła właściwie listę instrumentów, które wykonuję do dzisiaj. Są to między innymi: gudok, fidel, rebec, tallharpa, jouhikko, suka biłgorajska, giterna, lira korbowa, lira z Kravik, oud i w końcu moja upragniona – lutnia renesansowa.  Ale też i średniowieczna. Nie pamiętam dokładnie, jak to się stało, ale dzięki lutni renesansowej zacząłem się interesować instrumentami ze średniowiecza. Paradoks. Od niedawna robię też flety, flażolety, fujary i różne odmiany dawnych i ludowych instrumentów dętych. Oczywiście zdarza się, że coś naprawiam.

Jestem też rekonstruktorem historii średniowiecza. Gram i śpiewam w zespole muzyki średniowiecznej “Żertwa”, którego jestem współzałożycielem. Poza poszukiwaniami dawnego brzmienia, badam też historię instrumentów, historię ich budowy i rozwiązań technologicznych, analizuję archeologiczne znaleziska muzyczne i ramy czasowe ich występowania. Próbuję odnaleźć i odtworzyć dźwięki historycznych instrumentów i muzykę dawnych czasów (głównie średniowieczną). Nie do końca jest to możliwe, ale dla mnie są to fascynujące i inspirujące poszukiwania, przy okazji których mogę innym umilić czas muzyką.

Kontakt:
Damian Dziaczyński
Koszalin. ul. Orla 10

dziaczynskidamian@gmail.com
tel: 661537656

facebook.com/damiandziaczynskipracownialutnicza
facebook.com/damian.dziaczynski
instagram.com/pracownialutnicza

facebook.com/Żertfa

Michał Ibn Jakub

Instrumenty muzyczne fascynowały mnie od zawsze. O tym, że zająłem się lutnictwem, zdecydowało jednak pewne wydarzenie sprzed wielu lat. Wracałem z długiej przechadzki po podleśnych łąkach. Było jasne październikowe popołudnie, oświetlone jesiennym słońcem. Ten typ światła, który zdaje się przeświecać przez głowy ludzi na których patrzymy i sprawiać, że ich myśli unoszą się wokół nich jak kolorowa para.

Nagle zdałem sobie sprawę, że ulica, po której idę, zmieniła się w ogromną podstrunnicę, a przewody elektryczne i telefoniczne na słupach nad głową stały się strunami. Oczywiście ludzie idący ulicą udawali, że niczego nie zauważyli i z obojętnymi, choć lekko przestraszonymi minami szli dalej, lekko tylko ślizgając się na polerowanym hebanie. Zrozumiałem, że świat próbuje dać mi coś do zrozumienia. Że w razie wątpliwości nie zawaha się podkreślić przekazu wielkim palcem, który opuści się z nieba i zagra dobitną kwintę przyciskając struny dokładnie w miejscu, w którym stoję, a nawet poprze go pasażem po głowach otaczających mnie osób.

Od tamtego dnia buduję i naprawiam instrumenty.

Ul. Krasnowolska 53, Warszawa,
tel.: 508 092 765,
e-mail: bakshee.jw@gmail.co

luthiery.eu

Piotr i Paweł Kowalcze

Tagi: 

Lutnictwo to dziedzina twórczości, w której spotykają się umiejętność pracy w drewnie – elementy stolarstwa, snycerstwa, rzeźby, intarsji i inkrustacji, ze światem muzyki – dźwięku (akustyki) wyrażonego w melodii i harmonii współbrzmień i akordów podczas ekspresji muzycznej – w czasie muzykowania czy profesjonalnej twórczości muzycznej. To spotkanie ulotności muzyki, która istnieje tylko wtedy, gdy ją wykonujemy, z niezwykłym owocem ziemi i matki natury, jakim jest drzewo. To niezwykła historia ludzkiego instrumentarium rozwijanego poprzez stulecia od niepamiętnych czasów do współczesności, to historia, w której człowiek zafascynowany dźwiękami przyrody i możliwościami własnego głosu (pierwszego instrumentu, jaki podarował nam Stwórca), a także odkrytymi właściwościami akustycznymi drewna, zapragnął głębiej poznać, zrozumieć i okiełznać tę rzeczywistość, by dźwięk zaklęty w drewnie wydobyć i by stał się człowiekowi posłuszny.

Nasza historia z lutnictwem zaczyna się w domu rodzinnym, który przeniknięty był tymi światami – rzeczywistością drewna i muzyki, w takim zwyczajnym wydaniu. Nasz dziadek był z zawodu stolarzem i w młodości robił meble, (które bywały ładnie inkrustowane), a później prowadził zakład rzeźniczy. W domu rodzinnym do dzisiaj mamy zrobione przez niego intarsjowane łóżko. Z kolei ojciec był z zawodu rzeźnikiem, ale całe życie pracował na kolei i dodatkowo wykonywał w domu, przez długi czas, różne wyroby z drewna – przedmioty codziennego użytku, a tylko czasem na potrzeby wsi zajmował się rzeźnictwem. W domu zachował się przez niego zrobiony drewniany młynek do kawy z zamontowanym metalowym mechanizmem i różne narzędzia do obróbki drewna – piły, strugi, dłuta i, stuletni już, stół stolarski – jeszcze po dziadku. Z odpadów drewna starszy brat Andrzej robił nam drewniane zabawki – samochody i pociągi.

Ojciec pięknie śpiewał. Śpiewać nauczył się od operowego śpiewaka, który zamieszkiwał dom dziadków w latach międzywojennych. Mama też bardzo lubiła śpiewać, to zamiłowanie miała po swoim ojcu, który letnią porą siadywał pod lasem i wyśpiewywał różne pieśni kościelne i ludowe – więc śpiewaliśmy w domu przy okazji świąt i innych spotkań rodzinnych. W domu był fortepian – który mama odkupiła ze szkoły muzycznej, mandolina, skrzypce po wujku, a później gitara. Na instrumentach grało starsze rodzeństwo, chodząc na lekcje fortepianu do klasztoru sióstr urszulanek w Rokicinach Podhalańskich, mieszczącego się w dawnym dworze. Na mandolinie uczyły się grać moje siostry w Szkole Wychowawczyń Przedszkolnych w Rabce.

My, bracia bliźniacy Piotr i Paweł, jeszcze jako dzieci rozprawiliśmy się ze skrzypcami, bawiąc się nimi pod nieobecność starszyzny i to chyba był początek naszego lutnictwa. Długi czas nikt nie wiedział, jak je dobrze naprawić, a mandolina też szwankowała. Gdy pojawiła się w domu gitara i gdy rodzeństwo zaczęło na niej grać, wówczas do muzykujących dołączyliśmy i my najmłodsi. Całe rodzeństwo miało też uzdolnienia plastyczne – siostry malowały, wyszywały, robiły na drutach, szyły, dziergały serwetki itp.

Gdy kończyliśmy szkołę podstawową, trzeba było zastanowić się, co dalej. Jedna z sióstr Teresa pracowała w Zakopanem i zaprosiła nas do obejrzenia wystawy prac uczniów Liceum Plastycznego, gdzie zobaczyliśmy wykonane przez nich skrzypce, gitary, wiolonczele i inne instrumenty. Nasz zachwyt przerodził się w pragnienie tworzenia takich instrumentów.

W Liceum Plastycznym im. Antoniego Kenara poznawaliśmy budowę instrumentów, metody obróbki i zdobnictwa drewna, elementy technologi i akustyki, historię sztuki i lutnictwa, uczyliśmy się spojrzenia na to, co piękne oraz posiedliśmy kryteria estetyki, a także wiedzę z przedmiotów plastycznych i ogólnych pod kierunkiem znanych nauczycieli, m.in. Jana Łacka i Stanisława Marduły. Popołudniami biegaliśmy do szkoły muzycznej, by móc też nabyć trochę wiedzy muzycznej. Tutaj wreszcie dowiedzieliśmy się, jak naprawić mandolinę i stare skrzypce po wujku.

Poznaliśmy też historię rodów lutniczych m.in. Grobliczów i Dankwartów. (Paweł) Instrumenty te wywarły na mnie tak mocne wrażenie, że zapragnąłem móc kiedyś zrobić kopię niektórych z ich dzieł i inspirować się nimi w swojej twórczości. Stało się to możliwe dzięki dalszej edukacji w Poznańskiej Akademii Muzycznej im. I. J Paderewskiego na wydziale Instrumentalnym w Zakładzie Lutnictwa Artystycznego. Wówczas mogliśmy poznać bliżej twórczość europejskich rodów lutniczych, a także działających w Polsce lutników m.in. Grobliczów i Dankwartów. Spotykaliśmy ich instrumenty osobiście, gdyż nieliczne ich egzemplarze znajdowały się w Poznańskim Muzeum Instrumentów Muzycznych, gdzie miewaliśmy wykłady z historii lutnictwa u prof. Kamińskiego. Mieliśmy również możliwość zobaczenia ich dokładnie z bliska podczas korekt i napraw przeprowadzanych przez lutników w pracowni lutniczej muzeum.

Nasze doświadczenia i wiedzę nabytą o tych instrumentach zawarliśmy w pracach magisterskich. (Paweł) ,,Viole do gamba ze Szkoły Krakowskiej w Muzeach Polskich”. Praca ta dotyczyła viol da gamba autorstwa rodu Grobliczów zachowanych do naszych czasów w placówkach muzealnych w Poznaniu i Krakowie. Praca ta stała się również dla mnie inspiracją do dalszej mojej twórczości. Budowane przeze mnie viole inspiruję właśnie twórczością Grobliczów – ich instrumentami (modele, zdobnictwo – stylistyka). Dodam, że ród ten został zapoczątkowany przez Marcina Groblicza zwanego pierwszym, działającego w Krakowie na przełomie XVI i XVII w. który był lutnikiem królewskim. Następni członkowie rodu zgodnie z dawną tradycją cechową, dziedziczyli po ojcu nie tylko nazwisko, ale także imię. Dlatego w przeciągu dwustu lat działalności rodu wszystkie zachowane instrumenty z ich pracowni – posiadające wyjątkowe, dające się wyodrębnić cechy stylu i zdobnictwa, mają sygnatury „Marcin Groblicz” i datę powstania dzieła. Historycy lutnictwa Z. Szulc i prof. W. Kamiński – zadziwieni tą długowiecznością Marcina Groblicza – uporządkowali tę twórczość, ze względu na indywidualne cechy stylu, datę i miejsce powstania instrumentu oraz inne dokumenty archiwalne i doszli do wniosku, że musiało być Grobliczów sześciu, a ostatni z nich działał we Lwowie pod koniec XVIII w. Na początku XX w. znawcy szczycili się znajomością ok. 100 instrumentów grobliczowską robotą robionych. Do dzisiaj zachowało się ich kilkanaście, ale ciągle jeszcze odnajdywane są po świecie ich instrumenty, rozproszone w wyniku przemieszczania się ich właścicieli, ale także w wyniku niespokojnych wydarzeń historycznych na naszych ziemiach. Pod koniec lat osiemdziesiątych odnaleziono skrzypce roboty grobliczowskiej w Australii, które później zakupiło Muzeum Narodowe w Poznaniu. Pod koniec ubiegłego tysiąclecia (koniec lat 90.) odnaleziono skrzypce Groblicza z roku 1606 w Korei Południowej. Ich właściciel przybył z nimi nawet do Polski, gdzie odbywał spotkania z muzykologami i lutnikami. W Niemczech, będąc na festiwalu lutniowym w Füssen, wpadliśmy na trop violi da gamba znajdującej się w Dusseldorfie, zbudowanej przez Grobliczów w Krakowie w 1720 r. Przypuszczam, że viola barytonowa znajdująca się z zbiorach Instytutu Teatru i Kinematografii w Petersburgu, w literaturze przedstawiana jako anonimowa, jest, sądząc po cechach stylu i modelu, instrumentem autorstwa Grobliczów.

(Piotr) Moja praca ,,Teorbany w muzeach Polskich” dotyczyła analizy zachowanych w muzeach krajowych lutni. Wiedzę tę wówczas nabytą wykorzystuję obecnie. Inspiruję się też twórczością lutników europejskich, ale przede wszystkim zachowanymi egzemplarzami lutników polskich – Stanisława Zwierzyńskiego, Mateusza Kwiatkowskiego czy też lutnika A. Beera działającego w Wiedniu, z którego twórczości zachowane są trzy lutnie – w Bostonie, na zamku w Ptuj w Słowenii i jeden w Muzeum Narodowym w Krakowie. Moim największym wyzwaniem była gruntowna konserwacja tego intarsjowanego instrumentu wykonana dla Muzeum Narodowego W Krakowie. Zamierzam również przywrócić do istnienia instrument z dawnych kresów Rzeczypospolitej zwany bandurą arystokratyczną, albo też teorbą ruską, którego zachowało się po kilka egzemplarzy w muzeach w Polsce i na Ukrainie.

W zawodzie lutnika pracujemy od 1992 r. Zajmujemy się budową instrumentów smyczkowych i szarpanych, dawnych i współczesnych. Są to: skrzypce, altówki, wiolonczele, lutnie, wiole da gamba i gitary, tworzone według wzorów lutników polskich i europejskich. Wykonujemy także naprawy i odnowy instrumentów lutniczych oraz smyczków. Swoje prace tworzymy dla muzyków zawodowych z kraju i z zagranicy oraz dla uczniów szkół, liceów i ognisk muzycznych, studentów Akademii Muzycznych, amatorów i muzyków ludowych. Współpracowaliśmy z Muzeum Narodowym w Krakowie odnawiając instrumenty zabytkowe. Razem, wykonaliśmy dokumentację rysunkową, fotograficzną i opisową kilku cenniejszych instrumentów lutniczych (lutni i viol) zachowanych w muzeach polskich. Jako lutnicy i muzycy współpracujemy także z Bractwem Lutni z Dworu na Wysokiej prowadzonym przez lutnistę Antoniego Pilcha oraz z zespołami i muzykami góralskimi działającymi w Rabce Zdroju i okolicy.

« 2 z 2 »

Zdjęcia: Piotr i Dorota Piszczatowscy

 

Kontakt

Piotr i Paweł Kowalcze
Chabówka 

www.facebook.com

Paweł Kowalcze
tel. 78 23 82 546
pptwins@wp.pl

Piotr Kowalcze
tel. 605 063 172
pklutnik@gmail.com

Jan Malisz

Tagi:

Jestem muzykiem, muzykantem, multiinstrumentalistą, twórcą instrumentów, kolekcjonerem instrumentów, pasjonatem muzyki tradycyjnej, rzeźbiarzem, stolarzem, cieślą, rolnikiem i ojcem. Moja przygoda z muzyką zaczęła się w łonie matki, która bardzo lubiła śpiewać i kiedy się urodziłem, znałem już kilka ówczesnych hitów muzyki ludowej. Potem to już było z górki.

Pierwszych lekcji gry na instrumentach udzielał mi ojciec (ur. 1919), który w latach międzywojennych, jako kawaler grał już na skrzypcach. Po wojnie na skutek wypadku i złamania ręki nie powrócił do gry na tym instrumencie, ale zamienił go na mandolinę. Tak więc pierwszym instrumentem, na którym zacząłem grać, była mandolina. Ojciec nauczył mnie kilku melodii, między innymi polki „Mojemu tacie ukradli gacie”. Drugi instrument, na którym zacząłem grać, to harmonia klawiszowa, 24 basy, na której również ojciec nauczył mnie wielu melodii obowiązujących w tamtym czasie (m.in. „Zagraj mi czarny Cyganie” i „Jagem chodził do kowola, uczyłem się dymać”). Trzeba tu dodać, że mój ojciec był kowalem i codziennie przed pójściem do szkoły musiałem najpierw iść do kuźni i dymać na miechach, aby rozniecić paleniska. Zaowocowało to w późniejszym czasie niebywałą tężyzną fizyczną.

Potem były kolejne instrumenty, na których uczyłem się grać: gitara, harmonijka ustna, fujarka, bęben, skrzypce, heligonka (wszystkie te instrumenty były w domu). Kiedy byłem dzieckiem, moi starsi bracia i siostry już grali, wyrastałem więc w atmosferze muzykującej rodziny. W późniejszym czasie, już jako dorosły człowiek, powiększałem kolekcję instrumentów, na których grałem. Doszły: kontrabas, akordeon klawiszowy i guzikowy, klarnet, saksofon, cytra. Wciąż jednak czegoś mi brakowało. Zacząłem więc budować własne instrumenty: lirę korbową, skrzypce, basy, lutnię, cytarę, moraharpę, sukę biłgorajską, fidele o różnych wymyślonych przez siebie kształtach, fujarki otworowe i bez otworów, bęben obręczowy, baraban. Wszystkie te instrumenty stworzyłem z potrzeby grania na nich.

Budowy instrumentów uczyłem się sam, a początkiem tej przygody była rekonstrukcja starych skrzypiec ojca, które zachowały się w stanie szczątkowym do lat 80 XX wieku. Wskazówek, co do budowy liry korbowej, udzielił mi Stanisław Wyżykowski.

Instrumenty, jakie tworzę, to: lira korbowa, skrzypce, basy, lutnia, cytara, moraharpa, suka biłgorajska, fidele o różnych wymyślonych przeze mnie kształtach, fujarki otworowe i bez otworów, bęben obręczowy, barabany, skrzypce trąbkowe (skrzypce Stroha) . Są to instrumenty z różnych epok i regionów. Oprócz nich trzeba jeszcze wymienić kolejne: harfa, lira szarpana, lutnia, cytara, skrzypuszki (instrumenty eksperymentalne z wykorzystaniem puszek metalowych, jako części rezonujących). Nie sposób wyliczyć wszystkich.

Można u mnie zamówić: lirę korbową, moraharpę, nyckrelharpę, sukę biłgorajską, skrzypce, basy, bęben obręczowy, baraban i fujarki. Jestem otwarty na eksperymentowanie i mogę wykonać instrument według nowego pomysłu. Instrumenty zamawiają u mnie przeważnie ludzie młodzi, którzy chcą uczyć się na nich grać oraz wykwalifikowani muzykanci uprawiający swoje wspaniałe rzemiosło. Większość wykonanych przeze mnie instrumentów, to instrumenty tradycyjne, ale są również wymyślone przeze mnie, takie jak eksperymentalne skrzypuszki oraz fidele o różnych kształtach. Cechą indywidualną niektórych instrumentów są zdobienia, reliefy, główki itp. Wykonałem około 20 lir korbowych, pozostałe ciężko zliczyć. Wiele instrumentów gotowych i niedokończonych spłonęło wraz ze starą pracownią w 2010 roku.

Nad lirą korbową pracuję około jednego miesiąca, ale pod warunkiem, że są już przygotowane wszystkie materiały. Z innymi instrumentami bywa różnie. Praca przy instrumencie sama w sobie jest przygodą, szczególnie jak się ma ku końcowi. Człowiek bardzo chce wreszcie usłyszeć dźwięk instrumentu i znika w pracowni na długie dni, nie goli się, nie myje, nie ma go wtedy dla rodziny i otoczenia, zatraca poczucie dnia i nocy. Nie istnieje nawet na facebooku, z czego wynikają czasem śmieszne sytuacje, a niektóre mogłyby skończyć się rozwodem.

Oprócz instrumentów daję ludziom również muzykę, którą gram razem ze swoją rodziną – jest to Kapela Maliszów. Chcę dalej podążać obraną drogą i muzyczną pasję przekazać własnym dzieciom.

Bardzo ważni są dla mnie inni twórcy, z którymi mogę wymieniać doświadczenia. Dzięki temu, że spotykam ich na różnych imprezach (np. na Targowisku Instrumentów przy Festiwalu Wszystkie Mazurki Świata), wiem, że jest więcej takich maniaków jak ja… To daje kopa do dalszego działania.

Instrumenty: baraban, basy, bęben obręczowy, cytara, fidel, fujarja, fujarka bezotworowa, harfa, lira korbowa, lira szarpana, lutnia, moraharpa, nyckrelharpa, skrzypce, skrzypuszki, suka biłgorajska

Zdjęcia: Piotr i Dorota Piszczatowscy

Kontakt:

Jan Malisz
Pracownia Instrumentów
Męcina Mała 
tel. 183518926, 604417521

e-mail yancik@vp.pl
www.facebook.com/jan.malisz.9
www.facebook.com/pages/Kapela-Maliszów