Matthew Farley

Tagi: , , , ,

 Jestem muzykiem-amatorem, twórcą instrumentów. Lutnictwem zajmuję się od ukończenia nauki w 2011 roku. Co zabawne, najlepiej gram muzykę, której nie gra się na robionych przeze mnie instrumentach ? trudno byłoby grać oryginalnego amerykańskiego bluesa z lat 20′ i 30′ na instrumentach średniowiecznych czy barokowych!

Przygodę z lutnictwem zacząłem zupełnie przypadkowo. Kiedyś pracowałem jako nauczyciel języka angielskiego. Jednym z miejsc, gdzie uczyłem, była niewielka szkoła wyższa pod Rzymem, w Zagarolo.  A jednym z moich studentów okazał się być szlifujący swój angielski lutnik. Zaczęliśmy rozmawiać, potem pojechaliśmy z żoną obejrzeć jego warsztat i wkrótce dotarło do mnie, że chciałbym spróbować tego zajęcia. Niedługo potem Marco [Salerno] przyjął mnie do terminu. Nauczył mnie, jak robić średniowieczne skrzypki, viole da gamba, lutnie, skrzypce oraz… pizzę!

Teraz skupiam się na rozwoju mojej tożsamości i indywidualnego stylu lutniczego. Na początku tej drogi chodziło raczej o wykształcenie kompetencji, czyli robienie instrumentów, które działają. Po osiągnięciu tego poziomu, zaczął się etap szlifowania umiejętności. Obecnie poszukuję sposobów na osiągnięcie coraz lepszego brzmienia, większej estetyki, lepszego ogólnego wrażenia ? czyli generalnie coraz lepszego dopasowania do potrzeb muzyka. Mam teraz o wiele mniej lęku niż na początku, płynącego z pytań typu ?Czy to zadziała??. Pytanie, które obecnie sobie zadaję to ?Jak??, które zakłada, że potrafię sobie poradzić z wyzwaniem. Czuję, że cały ten lęk jest już daleko za mną. Dotarłem do miejsca, gdzie odczuwam przede wszystkim ciekawość.

Następnym marzeniem jest przekazanie części wiedzy moim synom, aby sami doświadczyli wytwarzania czegoś i mogli czerpać z tego przyjemność. Na razie jednak są tak mali ? niespełna dwuletni ? że większą przyjemność sprawia im niszczenie niż tworzenie.

Wytwarzam głównie instrumenty europejskie z czasów średniowiecza, renesansu i baroku, obejmujące różne rodzaje skrzypiec, viole da gamba, rebeki i inne. Tego typu instrumenty mają zupełnie inne brzmienie niż to, do którego przyzwyczailiśmy się słuchając współczesnych orkiestr. Są one wyposażone prawie wyłącznie w struny zrobione ze zwierzęcych jelit i mają specyficzne brzmienie, które określiłbym jako ?mniej skoncentrowane?. W dzisiejszych czasach króluje przede wszystkim brzmienie głośne. W przeszłości jednak to rezonans miał chyba większe znaczenie.

Zdjęcia: Piotr Piszczatowski

Rzadko pracuję nad jednym instrumentem naraz. Zawsze mam na warsztacie cztery lub pięć różnych instrumentów. Mogę oszacować mniej więcej, że czas na wykonanie prostszych instrumentów, np. skrzypiec średniowiecznych to kilka tygodni. Konstrukcja większych, bardziej skomplikowanych instrumentów dekorowanych zabiera kilka miesięcy. Ale wolę pracować nad kilkoma instrumentami jednocześnie. Dzięki temu, kiedy zmęczy mnie przyglądanie się jednemu z nich, mogę przerzucić się na następny i spojrzeć na niego ?świeżym okiem? dzięki zmianie scenerii. Zamówienie to prosta sprawa – wystarczy zadzwonić lub napisać, o jaki instrument chodzi. Czy ma to być kopia instrumentu historycznego lub własny pomysł na instrument (mam klientów obu rodzajów).  Po czym uzgadniamy cenę i termin realizacji. Po wpłaceniu zaliczki klient zostaje wpisany na listę projektów. Obecnie czas oczekiwania wynosi średnio sześć miesięcy.

Autorytetem oczywiście był mój mistrz, Marco. Nadal powołuję się na jego opinię i przekaz w wielu sprawach, ale jestem też otwarty na opinie innych twórców, muzyków. Coraz częściej mogę też już bazować na własnych przemyśleniach i doświadczeniu. Sprawia mi teraz przyjemność badanie zachowanych historycznych instrumentów (również w formie rysunków technicznych) i próba odtworzenia procesu myślowego oryginalnego twórcy. Stanowi to materiał do eksperymentów lutniczych, które przeprowadzam, jeśli czas pozwala.

Coś, co bardzo podoba mi się w muzyce dawnej, to właśnie żywa współpraca i partnerstwo pomiędzy muzykami a lutnikami. Po stronie muzyków występuje płaszczyzna społeczna obca wielu innym rodzajom muzyki. Ludzie schodzą się po to, aby wspólnie grać, dzielić się doświadczeniem I być razem. Wirtuozeria jest mniej w cenie niż współpraca nad tworzeniem czegoś pięknego. Wielu lutników wywodzących się z tej tradycji to osoby bardzo otwarte, dzielące się informacjami na temat technik, eksperymentów i porażek. Wychodzą z założenia, że tworzenie piękna jest naszym wspólnym celem.

Terminując u mistrza brałem czynny udział w konstrukcji ponad stu instrumentów. Odkąd zacząłem pracować samodzielnie, wykonałem ich prawie pięćdziesiąt. Zamierzam urządzić imprezę z okazji wykonania pięćdziesiątego instrumentu. Może uda mi się namówić znajomych muzyków na mały koncert z udziałem instrumentu nr 50!

W początkach nauki zdarzało mi się wiele śmiesznych sytuacji, głównie polegających na niewłaściwym wykorzystaniu jakiegoś narzędzia. To wszystko było jedną wielką przygodą, bo cały czas podróżowałem w stronę celu, którego nigdy wcześniej nie osiągnąłem. Większość obecnych zabawnych sytuacji zdarza mi się w podróży na różne targi instrumentów dawnych. Czasami to dziwne uczucie być turystą, który jednocześnie jest w pracy.

Są takie dni, kiedy mam dość drewna i chciałbym, aby samo się potrafiło wyrzeźbić, ale przecież coś, co zawsze przynosi radość nie istnieje ? no, może czekolada! Zawsze są też momenty, kiedy pozytywnie zaskakuje mnie to, co zrobiłem, bo zrobiłem to lepiej niż przypuszczałem. Wracam wtedy do domu z uczuciem wielkiej satysfakcji. Słuchanie, jak muzycy grają na moich instrumentach również jest źródłem niesamowitej satysfakcji. Mogę wtedy do siebie powiedzieć: ?O to mi chodziło!?  i zapominam o drewnie, które nie chciało mnie słuchać.

 

Kontakt

Matthew Farley
 Kraków
+48 792 818 531

www.earlymusicinstruments.com
Early Music Instruments.com on Facebook
Matthew Farley on Google+

Grzegorz Karczewski

Tagi: 

Jestem stroicielem akordeonów, harmonii i bandoneonów, muzykiem, muzykantem, pasjonatem ? wszystkie te określenia do mnie pasują. Moja przygoda z akordeonem zaczęła się w wieku 8 lat od ogniska muzycznego i trwała do muzycznej szkoły średniej. Rozpierała mnie też ciekawość, jak taki rozciągany instrument wygląda od środka, jak to się dzieje, że basy grają inaczej niż strona dyszkantowa itp. Potem z przyjaciółmi utworzyłem zespół grający po weselach i festynach. Ale cały czas miałem głód wiedzy technicznej o akordeonach i zwiedziłem chyba wszystkie biblioteki w województwie (było to w latach 80., gdy o internecie nikt jeszcze nie słyszał) w poszukiwaniu odpowiednich lektur. Jak już się oczytałem, ruszyłem w teren, aby teorię wprowadzić w czyn. W ten sposób trafiłem do kilku doskonałych pracowni stroicielskich w województwie łódzkim, gdzie pokazano mi niuanse sztuki budowania instrumentów i ich strojenia. Bardzo cenię sobie tamte podpowiedzi i do dziś staram się utrzymywać kontakt z poznanymi wówczas stroicielami.

Tak pokrótce wyglądała moja edukacja, następne kroki to już samodzielna praktyka i jeszcze raz praktyka?Po dwudziestu latach doświadczenia zdobywanego przy wszelkiego rodzaju instrumentach rozciąganych mogę powiedzieć, że wiem dużo, ale jak życie pokazuje, cały czas uczymy się, pracując przy różnych instrumentach, niekoniecznie konwencjonalnych. Wykonuję przy akordeonach wszystkie możliwe prace: przeróbki w budowie, stroju, wyglądzie zewnętrznym, dorabianie brakujących elementów, których już nigdzie się nie dokupi. Jednak najbardziej satysfakcjonuje mnie kompleksowe odnawianie instrumentu. Wtedy w największym stopniu można poczuć się twórcą.

Często zdarza się, że pozornie błaha naprawa potrafi zająć sporo czasu, a i czasem odwrotnie: instrument wyglądający na kiepski potrafi mile zaskoczyć. Utkwiła mi w pamięci naprawa guzikówki Paolo Soprani starszego typu. Z klientem uzgodniłem dość duży zakres prac przy akordeonie, ktoś w jego imieniu przywiózł instrument do naprawy. Pracę wykonałem, a dodatkowo z własnej inicjatywy wyrównałem guziki. Kiedy właściciel zjawił się po odbiór guzikówki, okazało się, że jest osobą niewidzącą. Nierówności, które zlikwidowałem, musiałem przywrócić do pierwotnego stanu zgodnie z sugestiami właściciela, ponieważ się do nich przyzwyczaił.

Każdy naprawiony instrument daje mi satysfakcję z dobrze wykonanej pracy. Według domowników, jestem ?pokręconym instrumentalistą?, tzn. więcej serca mam dla instrumentów niż dla ludzi. Realizuję swoją pasję, a przecież najważniejsze w życiu jest to, aby wykonywać pracę, którą się lubi.

Kontakt:
Grzegorz Karczewski
Szkolna 8
97-400 Bełchatów
tel. 607676421
e-mail: gkarcz@interia.pl

 

 

Franciszek Krasnodębski

Tagi: 

Zdjęcia: Piotr i Dorota Piszczatowscy

 

KONTAKT

Franciszek Krasnodębski

Roguszyn

tel: 25 6613232

Jacek Żelazek

 

Tagi: bęben ramowy, congo, djembe, bęben basowy, taraban, bęben szamański, werbel solid shell

Od młodych lat interesowałem się rzeźbiarstwem i muzyką etniczną. Grałem na bębnach i perkusji, próbowałem tworzyć własne instrumenty. Po studiach przyszła pora na pierwszą poważną pracę i los skierował mnie do administracji państwowej. Spędziłem tam 7 lat. Bębny towarzyszyły mi jako hobby. W tym czasie poznałem Pawła ?Pabla? Myczkowskiego, który uczył mnie sztuki robienia bębnów i meksykańskiego muzyka Davida Saucedo Valle, z którym szlifowałem granie na congach. Z czasem rozpocząłem z nimi stałą współpracę. Z Davidem grałem w zespole Odo Iravo, a z Pablem robiłem bębny.

W 2010 roku zwolniłem się z pracy na etacie i założyłem pracownię ?13 bębnów?. Przez pierwsze dwa lata pracownia mieściła się w Fabryce Wódek ?Koneser? w Warszawie. Wykonywałem tam congi, djembe, bębny szamańskie, bębny bata, bębny basowe. Prowadziłem też warsztaty i dawałem lekcje gry na bębnach. Sam też dużo grałem, na koncertach i eventach firmowych.

Ciągnęło mnie na wieś. Życie na wsi i muzyka wiejska były tym, czym chciałem zajmować się najbardziej. Dlatego w końcu przeniosłem się z Warszawy na Kujawy. W nowej pracowni pojawiły się nowe możliwości produkcji instrumentów. Zacząłem eksperymenty z obróbką drewna, które doprowadziły do powstania werbli z litego drewna, bębnów ramowych i tarabanów z litej deski oraz japońskich bębnów taiko. Wspólnie z tatą zbudowałem autoklaw, dzięki czemu mogłem wykonywać bębny z litej deski, o średnicy do 62 cm. To był prawdziwy przełom, ponieważ bębny ramowe ze sklejki mają słabsze brzmienie niż bębny z litej deski. W dodatku bębny drążone z jednego pnia o tak dużej średnicy są ciężkie i rzadko udaje się zdobyć odpowiednio gruby pień.

Dzięki firmie Mido (wytwórcy marimb, ksylofonów i wibrafonów) kilka pierwszych zbudowanych przeze mnie werbli z litego pnia – z klonu, wysłałem na testy do najlepszych perkusistów w Polsce. Na moich werblach grali również profesorowie z Włoch i Stanów Zjednoczonych. Otrzymałem pozytywne opinie oraz wskazówki przydatne w dalszej produkcji. Bębny z deski jesionowej również okazały się dużym sukcesem. Sam wykorzystuję je do pracy muzykoterapeutycznej. Wykonuję je na zamówienie dla muzyków zawodowych, ale też dla amatorów.

Wytwarzanie bębnów, szczególnie dużych, to proces wieloletni. Bębny taiko wymagają co najmniej dwuletniego okresu sezonowania samego korpusu. Wykonałem kilka takich korpusów. Największy, w kształcie beczki, ma wymiary: 85 wysokość, 85 średnica membrany i 100 cm średnicy w brzuchu. W niedługim czasie dokończę go i będzie to prawdopodobnie pierwszy tak duży bęben taiko w naszym regionie geograficznym
wykonany z jednego pnia.

Obecnie w pracowni ?13 bębnów? można zamówić takie instrumenty jak: bębny ramowe, congi, djembe, bębny basowe, tarabany, bębny szamańskie, werble solid shell (z litego drewna). Prowadzę też warsztaty gry na bębnach i chętnie wspólnie muzykuję.

Zapraszam

Zdjęcia z archiwum Jacka Żelazka

 

Kontakt

Jacek Żelazek
tel. 602 499 439

www.BebnyJackaZelazka.pl

Facebook

 

 

Marcin Blachura zwany Benkiem

Tagi: 

Muzyka ludowa zawsze gdzieś wokół mnie krążyła – bliżej lub dalej. W Żywcu – centrum góralszczyzny żywieckiej, odbywają się festiwale folklorystyczne i działają zespoły ludowe. Jednakże fascynacja instrumentami i muzyką ludową zaczęła się już w wieku dojrzałym. Magiczny dźwięk piszczały wielkopostnej, na której grywał nieboscyk „Strycek” czyli Jan Jafernik z Sopotni, dudy żywieckie Jana „Ciostecko” Mrowca i Edwarda Byrtka, skrzypce Mietka Kamińskiego z Przyborowa oraz Władysława i Józefa Byrtków z Pewli Wielkiej – te instrumenty i muzyka wygrywana przez ich właścicieli zrobiły swoje.

Dłubanie w drewnie zacząłem od piszczały wielkopostnej. Potem przyszedł czas na fujarki z otworami, a w końcu instrument, do którego długo się przymierzałem: dudy. Instrumenty pasterskie robię głównie z drzew zdrowych, smacznych i pachnących – czarnego bzu i drewna drzew owocowych. Lubię wykorzystywać i zachowywać naturalne krzywizny i odgałęzienia drewna. Często zostawiam też częściowo korę na piszczałach – te elementy nadają instrumentom dzikości współgrającej z brzmieniem.

Dudy są instrumentem bardziej skomplikowanym i bogato zdobionym. Do ich budowy używam drewna: śliwki, gruszy, czereśni, wiśni i jabłoni. Do pięknego drewna owocowego dochodzą elementy wykonane z rogów krowich, blacha i okucia mosiężne i bogate zdobienia wykonane metodą oblewania cyną. Worek powietrza to naturalna kozia skóra. Każde dudy są jakby kolejnym dzieckiem. Gdy po procesie powstawania i strojenia wydobywają pierwszy spójny czysty dźwięk – oznajmiają swoje przyjście na świat (byłem czynnie obecny przy narodzinach moich dzieci – syna Bartka i córki Marysi – stąd te porównania).

Przy zdobieniu instrumentów wykorzystuję  wzornictwo Beskidu Żywieckiego, starając się jednocześnie dodawać coś od siebie i komponować wszystko tak, by miały autentyczny, ale i swój własny charakter. Zdobiąc instrumenty, kieruję się również wskazówkami żony Ani obdarzonej wyrafinowanym gustem estetycznym. Wykonuję głównie piszczały wielkopostne (zwane na Słowacji koncovkami), fujarki sześciootworowe, piszczały szałaśnicze i dudy żywieckie. Moje instrumenty grają w zespołach folklorystycznych Żywiecczyzny w Łodygowicach, Rajczy, Sopotni, Stryszawie, Szczyrku, Wieprzu.

« 1 z 2 »

 

KONTAKT

Marcin Blachura

Żywiec

tel. 517 029 027

Edward Byrtek

Tagi: 

 

Ostatni prawdziwy dudziarz na Żywiecczyźnie. Wraz z braćmi Władysławem i Józefem, wirtuozami skrzypiec, tworzą Kapelę Braci Byrtków. Edward Byrtek bardzo często występuje również jako solista. Jest także uznanym budowniczym dud żywieckich, posiadającym warsztat oraz wiedzę przekazaną przez jego mistrza Władysława Plutę.

Jest wielokrotnym laureatem Ogólnopolskiego Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu nad Wisłą (nagroda główna w kategorii kapel ? Baszta, 2008), ma także ma na koncie wiele nagród indywidualnych i zespołowych ? m.in. na Festiwalu Folkloru Górali Polskich w Żywcu.

W 2013 roku w ramach programu Instytutu Muzyki i Tańca ?Szkoła mistrzów budowy instrumentów ludowych? odbyły się indywidualne warsztaty budowy dud żywieckich z udziałem mistrza Edwarda i 17-letniego ucznia Łukasza Cula.

Zdjęcia Piotr i Dorota Piszczatowscy

Kontakt:

Pewel Wielka

Andrzej Król

Tagi: , , , ,

Kreacje i inspiracje lutnicze

Andrzej Król tworzy swoje instrumenty o menzurze wiolonczeli: Wspak i Kij. Są to kreacje lutnicze, których najważniejszym tworzywem w budowaniu przestrzeni rezonansowej jest (obok drewna i kleju) napięcie. Jest ono obecne w lutnictwie od zawsze, jako jeden ze środków kształtowania formy instrumentu. Nowością kreacji i inspiracji Andrzeja Króla jest uczynienie z napięcia tematu nr 1.

Dla promocji swojej idei Andrzej Król organizuje koncerty i spektakle na Wspaki i Kije w Polsce i we Francji. Na te instrumenty powstały oryginalne kompozycje Ryszarda Bednarczuka i Jeana Poisignona. Wielu muzyków grywało na Wspakach i Kijach w zespołach etnicznych i są one obecne w nurcie muzyki etnicznej. Grają na nich między innymi: Maria Pomianowska, Bart Pałyga, Seba Wielądek i Maciej Cierliński, a we Francji Agn?s Vesterman, Deborah Walker i Patrick Langot.

Nowe instrumenty (kreacje) pojawiają się obok tych zapomnianych, zepchniętych na margines i przywracanych życiu muzycznemu. I te, i te są spoza głównego nurtu i sobie pomagają.

Instrumenty: Wspak, Kij, lira korbowa
fot: Piotr i Dorota Piszczatowscy

     Podwójność mojego działania: konsekwencja i jej brak. Jak dwie strony powierzchni jednostronnej spotykają się czasem, lecz najczęściej są do siebie oddzielone. Nawet przestrzennie w mojej pracowni najbliżej wejścia jest jasna ?witryna? ze względnym ładem. Całkiem z tyłu jest ciemne ?zaplecze?, gdzie chowam pomyłki, obsesje i sny. Bezradny w bezcennej wolności, wierzyłem w przyjmowane kolejno założenia, które tę wolność ograniczają. Budowany na tych ograniczeniach ład z upływem czasu napotyka swój kres. Poszerzanie założeń w miarę wyczerpywania się możliwości, przenoszenie ich piętro wyżej, przeplatane bywa regresem w działania impulsywne i nieprzejrzyste.

     Utopia, czyli ?niemożebność?, którą odkryłem w kształtach i opisujących je słowach, towarzyszyć mi będzie przez całe życie i twórczość. Są tacy, dla których najważniejsze są słowa, dźwięki, barwy, kształty. Piętro wyżej są obrazy, dla których są one tworzywem. Dla mnie jednak najważniejsza jest utopia. Może dlatego, że każdy dobry obraz można by do niej sprowadzić. Jest przeznaczeniem każdego dobrego obrazu. Jest bardziej dosłowna niż słowa, które wokół niej krążą. Jest samą naturą rzeczy. Opis rzeczywistości jest możliwy tylko z różnych punktów widzenia i dlatego jest pełen sprzeczności. Utopijny. Jeśli jest spójny, to jest fragmentaryczny. Struktura rzeczywistości, tak jak moje rzeźby, jest napięta, bo sprzeczna. W serii instrumentów muzycznych – Wspak i Kij, napięta struktura formy, pudła rezonansowego wzmacnia dźwięki.

     Napięcie, którego skutki w świecie nas otaczającym dostrzegamy najczęściej jako destrukcję, jest najbardziej wydajnym tworzywem ludzkich dzieł.

Tekst: Andrzej Król

Kontakt

Andrzej Król
Warszawa
e-mail: jendr.krol@gmail.com
krolandkrol.jimdo.com
www.facebook.com/wspakinfo

Anna Szyszka

Tagi:

Bębny ?przyszły? do mnie niespodziewanie. Szukałam bębna ramowego o głębokim brzmieniu, na którym mogłabym grać na swoich koncertach. Gram muzykę etno, world, medytacyjną, intuicyjną, z różnych zakątków świata? i taką, która płynie prosto z serca. Próbowałam grać na djembe, ale te wydawały mi się za duże, za ciężkie i takie? ?męskie?. Granie było mocno siłowe i unieruchamiające. A ja, śpiewając, potrzebuję ruchu.

Zaczęłam więc szukać takiego bębna po Polsce. Znalazłam tu i ówdzie, ale coś mnie gnało dalej. Przyszedł mi do głowy pomysł, dlaczego by nie zrobić bębna samej? Porozmawiałam z mistrzami, którzy dali mi wskazówki, podpatrzyłam rdzennych Indian na Youtube i zachęcona pierwszym sukcesem, nie przestawałam eksperymentować. Pojawiały się nowe bębny, z głębszą ramą, z nowymi brzmieniami, różnej wielkości. Ludzie zaczęli je u mnie zamawiać. Tak wiec zaczęło się od potrzeby zrobienia bębna dla siebie, a skończyło się na tym, że robię je dla innych. Ponieważ jestem malarką, dodatkowo ozdabiam je na życzenie lub barwię skóry. Eksperymentuję, odwiedzam muzyków, którzy przywożą bębny z całego świata, uczę się. Od paru lat na ścieżce do doskonałości?

Bębny robię z drewna bukowego klejonego warstwowo i obciągam skórą z kozy afrykańskiej lub krowy. Mają średnice 30-40-50 do 60cm. Można u mnie zamówić bęben obręczowy lub obręczowy z uchwytem z drewna (szamański). Bębny można zobaczyć w Warszawie, po uprzednim umówieniu się telefonicznym lub mailowym.

Zdjęcia z archiwum Anny Szyszki

KONTAKT

Anna Szyszka
Warszawa
tel. 501308459

e-mail: aniaszyszka@poczta.onet.pl

www.szyszka.netgaleria.eu
FB: Bęben Szamański

Stanisław Malisz

Tagi:

Moja przygoda z muzyką zaczęła się w dzieciństwie, kiedy to przysłuchiwałem się, jak mój ojciec grał na heligonce. Już wtedy postanowiłem, że chcę iść w ślady ojca i też tak grać. Uczyłem się sam. Jestem muzykantem, twórcą instrumentów i pasjonatem. Całe swoje życie gram na różnych instrumentach. Moim marzeniem jest dalsza gra.

Kolekcja zbudowanych przeze mnie instrumentów składa się z 14 skrzypiec i 4 kontrabasów. Są one robione tradycyjnie i pochodzą z regionu Podkarpacia. Zrobiłem je dla siebie, dla własnej satysfakcji, nie są na sprzedaż. Zbudowanie jednego instrumentu zajmuje mi około dwóch miesięcy codziennej pracy.

Oprócz instrumentów staram się przekazać ludziom swoją wiedzę i doświadczenie, by zapał i miłość do muzyki nigdy nie zanikły. Muzyka jest moją pasją, miłością. Gram i zamierzam grać, dopóki starczy mi sił: na różnych imprezach okolicznościowych, jak również w kapeli przy Regionalnym Zespole Ludowym ?Pogórzanie?. Z ?Pogórzanami? jestem związany od 30 lat. Zdobyłem w tym czasie liczne nagrody, dyplomy i wyróżnienia, m.in. za swoją działalność na niwie kultury, Brązowy Krzyż zasługi od Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej, Nagrodę Burmistrza Miasta Gorlice ? za wybitne osiągnięcia w pracy na rzecz rozwoju i upowszechniania kultury w mieście. Dostałem również II nagrodę w VI Podkarpackim Jarmarku Ludowym Roztańczony Chorzelów 2013.

No Images found.

Zdjęcia: Piotr Piszczatowski

KONTAKT

Stanisław Malisz
 Gorlice
tel. 506 829 357
www.facebook.com:StanisławMalisz

 

Krzysztof Rospondek

Tagi: 

Kiedy 30 lat temu mój wujek Zygmunt powiedział mi, że sam zrobił perkusję, nie myślałem, że kiedyś powtórzę w jakiejś mierze jego drogę. Nie był to jakiś wielki zestaw perkusyjny, bo raptem blachy, centrala, werbel od Szpadera i dwa półkotły. I to właśnie te dwa półkotły zrobił wujek Zygmunt, z czego był niezmiernie dumny. To było moje pierwsze spotkanie z kimś, kto umie zrobić instrument.

Mój pierwszy bęben wziął się z desperacji. Był początek XXI wieku, właśnie przeprowadziłem się na wieś i łapałem każdą pracę, z której byłby jakiś pieniądz. Ktoś z przyjaciół rzucił temat, czy bym nie zrobił bębna. Wtedy już interesowałem się muzyką ludową, grałem na węgierskiej lirze korbowej i tematy muzyczne nie były mi obce. Jako że pośród kilku zawodów, jakie przerabiałem, był zarówno ślusarz, jak i domorosły stolarz, to się podjąłem. I wtedy się zaczęło. Mój wujek już nie żył, więc musiałem sobie radzić dzięki źródłom pisanym. Znalazłem wielce pomocną stronę internetowa o budowie bodhranów i ze wsparciem ?inteligentnego, interaktywnego słownika angielsko-polskiego? wziąłem się za naukę. Nauczyć się nauczyłem, a owo źródło nauki do dziś się przejawia specyficznymi określeniami rodem z owego słownika. Brzmi to jak hermetyczny język. Np. określenie ?wejść na jego skórę? oznacza nawijanie skóry na drewniane wzmocnienie zwane u mnie małym lasem, w odróżnieniu od dużego lasu, który oznacza łubo, czyli korpus bębna.

Wiele by można jeszcze o początkach?

To było ponad 10 lat temu, od tamtego czasu robię bębny nowe, naprawiam stare i co tam jeszcze w tej sferze potrzeba. Trochę już tych bębnów w świat poszło. Ile? 20, może 40, nie liczyłem, ale na pewno kilkadziesiąt. Konstrukcyjnie mam swoje patenty i ciągle poszukuję nowych rozwiązań. Każdy instrument jest trochę inny. Naturalne materiały nie pozwalają na idealną powtarzalność. Staram się rozmawiać z muzykantami, muzykami, twórcami. Ich opinie są dla mnie bardzo ważne i często wprowadzam zmiany po rozmowach z ludźmi.

Robię bębny obręczowe w wymiarach od 13 do 20 cali i barabany. Także bębny kaliskie osznurowane i bębny dla grup rekonstrukcyjnych. Jak czas pozwoli, to w niedalekiej przyszłości wezmę się za basy. Swoją pracownię mam przy domu. Zapraszam.

Kontakt:

Krzysztof Rospondek
tel. 791 725 870
e-mail: pulsdrum@wp.pl
https://www.facebook.com/krzysztof.rospondek.7