Tomek Kiciński

Ze smykałką do grania na dudach chyba się urodziłem. Gdy zaczynałem się dud uczyć, moi rówieśnicy potrzebowali jakiegoś roku, żeby opanować podstawy, a ja, już po pół roku rozgrywałem nawet te trudniejsze kawałki. Miałem też smykałkę do dłubania w drewnie. Jako dziecko śmiało radziłem sobie z kozikiem – takim małym, ostro zakończonym nożykiem. Strugałem ptaszki, zwierzęta, jakieś tam proste fujarki i rozmaite inne rzeczy, których potrzebowaliśmy do zabawy. Pistolety i karabiny też. Byłem sprawny manualnie i mama zapisała mnie do kółka rzeźbiarskiego u Jerzego Sowijaka. U niego nauczyłem się porządnej roboty ręcznej i rzeźbienia twarzy. 

Dudy wpadły mi w oko wtedy, kiedy byłem mały. W Bukówcu, gdzie się urodziłem i gdzie mieszkam, grano na dudach od dawnych czasów. Do naszego domu dudy przyniósł syn mojego dziadka. To wtedy po raz pierwszy miałem okazję z bliska się z nimi zapoznać. Na poważnie grania na dudach zacząłem uczyć się u Edwarda Ignysia, który mieszkał w Śmiglu, w sąsiedniej wsi. W Bukówcu długo grali bracia Ratajczakowie, ale zmarli. Zabrakło wtedy w kapeli dudziarza i dlatego ściągnęli Ignysia. Ignyś nie dość, że był dudziarzem, był też z wykształcenia nauczycielem techniki. Dobrze znał się na ślusarstwie i obróbce drewna, więc oprócz tego, że wprowadził mnie w tajniki grania na dudach, to nauczył mnie też rozmaitych prac przy dudach. 

Z początków nauki grania na dudach mocno zostało we mnie takie wspomnienie. Po pierwszej lekcji wróciłem do domu i popłakałem się. Było nas – dzieciaków chętnych do nauki trzech – a dud tylko dwie pary. Dla mnie zabrakło. Ja się pobeczałem, a mama powiedziała: “Nie martw się, poczekaj chwilę”. I faktycznie, za jakiś czas, ktoś zrezygnował i zacząłem się uczyć. Największym wyzwaniem było dla mnie wtedy trzymanie ciśnienia, ale po jakimś czasie opanowałem technikę. 

fot. Piotr i Dorota Piszczatowscy

Budowania dud nauczyłem się sam. Było to w czasie, gdy to ja uczyłem grania na dudach innych i często gęsto po prostu zeźliłem się na dudy, na których graliśmy. A to się coś zepsuło, a to rozkleiło, a to urwało, a to nie wiadomo czemu dudy przestawały stroić. W dodatku sam musiałem robić stroiki – nie sposób było ich wtedy kupić. Dlatego zawziąłem się i postanowiłem budować dudy sam. Skonstruowałem domowej roboty tokarkę i tak to się zaczęło… Do wszystkich rozwiązań technicznych, detali, dochodziłem sam. Z całym szacunkiem dla starszego pokolenia mistrzów, muszę powiedzieć, że niechętnie dzielili się wiedzą. Trzymali swoje tajemnice. Wiadomo, przeżyli dużo: dwie wojny i bieda po wojnie. Budowanie dud to był ich fach, dzięki któremu mieli chleb. A dudy budowali z tego, co mieli pod ręką. Prawie z niczego. Więc trzymali swoje sekrety.

Ja miałem swoich uczniów, którzy motywowali mnie do budowy kolejnych dud. Każdy chce się uczyć na własnych dudach, a u mnie mogli kupić za pół ceny. Ponieważ gram na dudach, potrafię praktycznie rozpoznać, jakie mają mankamenty, co w nich nie działa. Przez lata gry człowiek nabiera instynktownego czucia. Tego nie da się opisać w podręczniku ani nikogo wyuczyć. To jest takie czucie, do którego dochodzi się samemu. 

O dudach mówi się, że są kapryśnym instrumentem. Nawet Szkoci mają o nich takie przekonanie. Mój największy sukces z nimi związany? Zacznę od innej strony. Instrumenty kupowały ode mnie różne muzea (m. in. muzeum w Szydłowcu, Warszawie), otrzymałem rozmaite nagrody i wyróżnienia na festiwalach, konkursach, z których jestem bardzo dumny, ale największym sukcesem był pewien ranek. Przyjechałem z zespołem na przegląd kapel dudziarskich i podczas prób wysiadł mi burdon. Mój zespół imprezował całą noc. a ja siedziałem nad dudami, jak ten mnich i naprawiałem je. Nad ranem udało się!

Do tej pory zbudowałem jakieś 50 dud. A może i więcej. Nie mam zapału muzealniczego, nie robię rozpisek i tak dokładnie ich nie liczę, ale wszystkie moje instrumenty mam w pamięci. Najbardziej nietypowe zamówienie miałem niedawno. Zrobiłem kozła całkowicie syntetycznego. Nic w nim nie było naturalnego – ani rogu, ani skóry, ani włosia. Grał. Bardzo dobrze grał. Dudy buduję raz dłużej, raz krócej. Jak przyjdzie wena, zbudować można szybko. Zwłaszcza, jak się jest dobrym spryciarzem i pracuje dzień w dzień, to w 3 tygodnie robotę można okiełznać. Ale dudy potrzebują czasu. Często odkłada się je, tak na tydzień. Potem strojenie idzie łatwiej. 

Spotkania z innymi twórcami są dla mnie bardzo ważne. Każdy z nas czego innego poszukuje, co innego przepracował, w czym innym widzi istotę instrumentu. Inspirujemy się nawzajem.

Jakie mam marzenia? Mam wiele pomysłów. Teraz mam zamówienie na zbudowanie 2 par dud: siermiężnych i klasycznych. Czasu mi potrzeba.

 

fot. Piotr i Dorota Piszczatowscy

 

Kontakt

Tomasz Kiciński
Bukowiec Górny
tel. 663963807

 

Andrzej i Bartosz Mendlewscy

Tagi: , , ,

 

Jestem twórcą instrumentów ludowych, nigdy natomiast nie muzykowałem. Zaczęło się od tego, że spotkałem dziewczynę, która grała na dudach, a jej ojciec grał i budował instrumenty ludowe. Los złączył nas na całe życie, a jej ojciec został moim teściem.

Skończyłem technikum mechaniczne i dlatego z łatwością przyswajałem techniki budowy instrumentów. Trochę z ciekawości, a bardziej na rozkaz teściowej pomagałem robić różne detale (toczyć, wiercić, lutować), aż doszedłem do etapu, kiedy zrobiłem cały instrument. W ten sposób stałem się samodzielnym twórcą. Był to początek lat siedemdziesiątych. Brałem udział w konkursach, na początku z niewielkim powodzeniem, ale zostałem zauważony przez starszych twórców i komisje konkursowe. Przyjęto mnie do Stowarzyszenia Twórców Ludowych w Lublinie i od tego momentu poczułem się pełnoprawnym twórcą instrumentów ludowych. Robiłem głównie dudy wielkopolskie, z czasem rozszerzyłem jednak swą działalność o region lubuski (Zbąszyń), tworzyłem również kozły, mazanki i sierszeńki.

Dawniej odbiorcą była głównie Spółdzielnia „Folklor”, dziś wykonuję przede wszystkim zamówienia prywatne lub z domów kultury. Zamawiać u mnie można instrumenty regionu Wielkopolski (dudy) oraz ziemi lubuskiej (kozły, mazanki i sierszeńki). Trudno stwierdzić, ile instrumentów zrobiłem, w przybliżeniu powiem, że: dudy – ok. 170 sztuk, kozły – ok. 23 sztuki, 330 mazanek i kilkanaście sierszeniek z pęcherza wołowego. Instrumenty wyjeżdżały także za granicę, głównie do zespołów polonijnych w Kanadzie, USA, Hiszpanii, Holandii, Niemiec, Francji i Argentyny. Robię instrumenty tradycyjne, wykorzystując takie materiały, z jakich korzystano także sto lat temu: naturalne rogi, skóry garbowane tradycyjnie, drewno z drzew owocowych rosnących w polskich sadach. Trudno precyzyjnie określić czas budowy instrumentu, ale przeważnie zajmuje to kilkanaście dni.

Największe momenty radości, jakich doświadczyłem, to wygranie konkursów w Szydłowcu, a w Poznaniu – gratulacje od ministra kultury. Porażki zdarzały się, chociaż rzadko – gdy instrument wracał do reklamacji. Dzięki konkursom, pokazom i innym prezentacjom mam kontakt z twórcami z kraju i zagranicy (Słowacja, Białoruś, Anglia). Wymieniamy między sobą doświadczenia i dużo uwagi poświęcamy nowościom na rynku (kleje, lakiery, politury), ale zawsze zachowując tradycję. Chcę zajmować się tą profesją tak długo, jak zdrowie pozwoli. Mój syn, Bartosz, robi instrumenty wraz ze mną. Chciałbym mu przekazać jak najwięcej wiedzy o naszym rzemiośle.

« 2 z 2 »

Zdjęcia: Piotr i Dorota Piszczatowscy

Kontakt

Andrzej Mendlewski
Poznań, Wielka Wieś
e-mail: bartosz_mendlewski@op.pl
 

Mikołaj Taberski

Tagi: 

Urodziłem się w Przyprostyni koło Zbąszynia 30 kwietnia 1996 roku. Moja przygoda z muzyką ludową rozpoczęła się w 2006 roku. Wtedy to w Państwowej Szkole Muzycznej pierwszego stopnia im. Stanisława Moniuszki w Zbąszyniu zapisałem się na zajęcia w klasie instrumentów ludowych. Moim pierwszym nauczycielem był Pan Henryk Skotarczyk. To on nauczył mnie podstaw gry na tym instrumencie. Następnie trafiłem pod skrzydła śp. Leonarda Śliwy. Był on dla mnie prawdziwym mistrzem. Wiele z tego, co dziś umiem, to jego zasługa. Od tamtego czasu grałem w wielu kapelach ludowych, na konkursach, festiwalach.

W 2009 roku postanowiłem więcej dowiedzieć się o budowie instrumentów ludowych, takich jak kozioł weselny, kozioł ślubny, sierszenki, mazanki. Wiedzę o tym przekazał mi śp. Marek Franciszek Modrzyk. Nauczył mnie wszystkiego na ten temat. Od tamtego czasu naprawiam i tworzę te instrumenty. Praca nad jednym instrumentem zajmuje kilka miesięcy. Wykonuję je na wzór starych instrumentów. Nie wprowadzam żadnych nowych patentów. Jestem perfekcjonistą, więc staram się je tworzyć najlepiej, jak tylko potrafię.

W 2013 roku brałem również udział w programie Instytutu Muzyki i Tańca – „Szkoła mistrzów budowy instrumentów ludowych”. Stworzyłem projekt konstrukcji kozła weselnego wraz z jego opisem słownym. Cieszę się również, kiedy mogę wymieniać doświadczenia z innymi twórcami ludowymi. Kontakt z nimi jest bardzo ważny. Mimo swojego młodego wieku staram się robić wszystko, aby nasza tradycja, której częścią są instrumenty ludowe, nie zaginęła.

Zdjęcia: Piotr i Dorota Piszczatowscy

 

KONTAKT:

Mikołaj Taberski

 Przyprostynia

tel. 660331508

 

Michał Umławski

Tagi:

Gdyby nie rok 1974, w którym w Szymanowie koło Rawicza powstał Regionalny Zespół „Wisieloki” i rok 1983, w którym założycielka zespołu – Anna Brzeskot – postanowiła włączyć do niego dzieci, dzisiaj niewiele młodych osób w naszej najbliższej okolicy wiedziałoby, co to dudy, a już na pewno nikt z młodzieży nie potrafiłby na nich grać. Bowiem jeden z niewielu w naszym regionie, młody jeszcze nauczyciel gry na dudach wywodzi się właśnie z Młodzieżowego Zespołu Regionalnego „Wisieloki”.

Tym nauczycielem jest Michał Umławski. Do zespołu wstąpił stosunkowo późno, w wieku 10 lat. Jego rówieśnicy byli członkami „Wisieloków” już od piątego lub szóstego roku życia. W zespole tańczyli też jego młodsza siostra Małgorzata i brat Jarema. Michał dziwnie patrzył na ich „ludowe” wyczyny, aż do momentu, kiedy w ferie zimowe wraz z rodzicami odwiedził swoje rodzeństwo na jednym z systematycznie odbywających się w tych czasach obozów kondycyjnych. Praca zespołu (szczególnie pod okiem choreografa) bardzo mu się spodobała i postanowił zostać członkiem „Wisieloków”. Szybko nadrobił zaległości i został bardzo dobrym tancerzem.

Tańcząc w zespole, przysłuchiwał się też grze na dudach w wykonaniu nieco starszego kolegi. Za namową rodziców i pani Anny Brzeskot w roku 1992 zaczął pobierać naukę gry na tym instrumencie u pana Franciszka Brzeskota, współzałożyciela „Wisieloków”. Nie było to łatwe przedsięwzięcie, nie tylko ze względu na specyfikę instrumentu, ale też na osobę pana Franciszka, który okazał się bardzo wymagającym nauczycielem. Pierwszy sukces odniósł w 1994 roku, kiedy po występie mistrz – uczeń (mistrz Franciszek Brzeskot, uczeń Michał Umławski) na Turnieju Dudziarzy Wielkopolskich w Kościanie został przyjęty do grona dudziarzy wielkopolskich.

Przez wiele lat Michał wraz z siostrą Małgorzatą (grającą na skrzypcach podwiązanych), jako członkowie młodzieżowej kapeli dudziarskiej zespołu „Wisieloki” przygrywali tancerzom do tańca w czasie prób i koncertów. Z sukcesami brali też udział w różnych przeglądach i turniejach dudziarskich. Ważniejsze z nich to: Turniej Dudziarski Kościan-Czempiń-Gołębin Stary, Konkurs w Bukówcu Górnym im. Piotra i Floriana Ratajczaków, Festiwal Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu, Międzynarodowy Festiwal Dudziarski w Strakonicach i wiele innych.

Umiejętność gry na dudach to jednak nie wszystko, Michał w ślad za swoim nauczycielem Franciszkiem Brzeskotem został budowniczym dudów. Jego pierwszy instrument powstał w 1996 roku, wkrótce potem zbudował kolejne 3 instrumenty, z których jeden w roku 2001 został zakupiony przez Zespół Pieśni i Tańca „Cepelia” z Poznania jako upominek dla Ojca Świętego Jana Pawła II i znajduje się w Muzeum Watykańskim. W 1996 roku Michał został wysłany przez Franciszka Brzeskota na swoje pierwsze w życiu warsztaty dudziarskie, gdzie spotkał pasjonatów w tej dziedzinie. Do dzisiaj aktywnie uczestniczy on w odbywających się co roku w Wielkopolsce Spotkaniach Budowniczych Dud i Kozłów. W 2001 roku był inicjatorem i jednym z organizatorów takich warsztatów w Szymanowie – swojej rodzinnej miejscowości.

Postanowił również podjąć się niecodziennej sztuki uczenia gry na dudach wielkopolskich i skrzypcach podwiązanych. Odbyty staż w rawickim Domu Kultury i dostęp do archiwów DK pozwolił Michałowi reaktywować istniejącą przed laty Kapelę Rawickich Dudziarzy. I tak były członek „Wisieloków” podjął próby naboru do kapeli w rawickich i okolicznych szkołach i przedszkolach. I o dziwo, w dobie komputerów i muzyki elektronicznej udało mu się zainteresować dudami kilkanaście osób, które zaczęły uczęszczać na prowadzone przez niego zajęcia w Domu Kultury. Oprócz tego, że Michał grał na dudach i je budował, folklor zafascynował go do tego stopnia, że w roku 2004 ukończył kierunek etnologii i antropologii kulturowej na Wydziale Historycznym UAM w Poznaniu i uzyskał tytuł magistra etnologii. Jest również pedagogiem.

Obecnie jako Prezes Fundacji Dudziarz.eu – Wielkopolskie Kapele Dudziarskie stara się podtrzymać trzydziestoletni dorobek kapeli dudziarskiej w Lesznie.

Zdjęcia: Piotr i Dorota Piszczatowscy

KONTAKT

Michał Umławski
tel. 602 508 472
www.Fundacja Dudziarz.eu
e-mail: fundacja@dudziarz.eu
Wielkopolskie Kapele Dudziarskie
Leszno