Święch Maksymilian

tagi: , , ,

Jestem samoukiem. Chciałem budować organy odkąd pamiętam. Chyba zawsze bardziej pociągała mnie złożoność i podobieństwo do ludzkiego organizmu tego niezwykłego instrumentu niż gra na nim. Pierwsze próby konstruowania prostych drewnianych mechanizmów (klawiatura pedałowa do domowego pianina, na którym uczyłem grać się od wczesnego dzieciństwa) podjąłem w szkole podstawowej. Kiedy miałem trzynaście lat, zapragnąłem samodzielnie zbudować cały instrument z piszczałkami. Przez następne lata podejmowałem kolejne próby, których efekt doprowadzał mnie do frustracji.

fot. z archiwum Maksymiliana Święcha

Iskrą, która rozpaliła płomień świadomej fascynacji organami był kontakt z XIX-wiecznym instrumentem Carla Volkmanna z mysłowickiego Kościoła Ewangelicko-Augsburgskiego ap. Piotra i Pawła. Za pozwoleniem organisty Mirosława Bliwerta siadałem do organów przed niedzielnym nabożeństwem, a kiedy on sam akompaniował już do liturgii, ja zaglądałem do środka instrumentu. Kiedy po raz pierwszy, w wieku 11 lat, wszedłem na drewnianą galerię z dwudziestogłosowym mechanicznym instrumentem o strzelistym prospekcie, z dwumanuałowym kontuarem i opisanymi gotycką czcionką manubriami, poczułem się jak w innym świecie. Po otwarciu bocznych drzwi szafy instrumentu zobaczyłem trakturę organów i blat z wałkami skrętnymi. I oszalałem. Nie rozumiałem wtedy, jak można było skonstruować tak skomplikowany, trójwymiarowy mechanizm, który działał bezawaryjnie ponad sto lat. Kontakt z tą, właściwie nienaruszoną od czasów budowy, zabytkową materią wywarł na mnie ogromny wpływ.

fot. z archiwum Maksymiliana Święcha

W 2007 roku zostałem przyjęty do Salezjańskiej Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej w Lutomiersku. Uczęszczając do liceum muzycznego, skupiłem swoje zainteresowania na muzyce dawnej i wykonawstwie historycznym. Gry na organach uczył mnie mgr Michał Olszewski. Pobierałem również dodatkowo lekcje klawesynu u mgra Łukasza Prajsnara. W 2012 roku skończyłem naukę w Salezjanów w Lutomiersku i rozpocząłem studia w Akademii Muzycznej im. Ignacego Jana Paderewskiego w Poznaniu, dołączając do klasy klawesynu prof. Marii Banaszkiewicz-Bryły. W Poznaniu, posiadając pełną swobodę i przestrzeń twórczą, udało mi się wreszcie skonstruować pierwszy pozytyw. Grając na nim, wziąłem udział w licznych projektach uczelnianych: wokalnych, wokalno-instrumentalnych, kameralnych i orkiestrowych. Czas studiów był dla mnie czasem intensywnych eksperymentów na różnych polach. Budowałem pozytywy, wykonywałem pracę kopisty-edytora, reperowałem klawesyny, realizowałem basso continuo, przygotowałem także i poprowadziłem operę (rekonstrukcja i przygotowanie „Antreprenera w Kłopotach” Wojciecha Bogusławskiego/ Domenico Cimarosy w ramach f. „Opera Know How”). W 2016 uzyskałem tytuł magistra sztuki. Moja praca dyplomowa „Klawiatura XVII-wiecznego klawesynu na przykładzie utworów Girolama Frescobaldiego i Johanna Jacoba Frobergera” opublikowana została na łamach Notesu Muzycznego (Akademia Muzyczna im. Kiejstuta i Grażyny Bacewiczów w Łodzi).

Dylemat wyboru drogi – praktykujący muzyk czy konstruktor historycznych pozytywów – towarzyszył mi przez wiele lat. Kiedy kończyłem studia, nie chciałem wiązać przyszłości z warsztatem i budowaniem instrumentów. Perspektywa samotnej pracy w jednym miejscu napełniała mnie lękiem. Zdecydowałem sprzedać maszyny i narzędzia gromadzone przez ponad pięć lat za pomocą których zbudowałem trzy instrumenty. Zainwestowałem we własny klawesyn i postanowiłem skupić się na muzyce. Stałem się posiadaczem dużego włoskiego instrumentu i skierowałem uwagę na muzykę włoską i polską. Interesowała mnie zwłaszcza ta z przełomu XVI i XVII wieku. Na kopii klawesynu Honforia Guarraciniego nagrałem między innymi cztery albumy: Clavicembalisti XVII (dzięki wsparciu crowfoudingowemu Polak Potrafi); de Lyublyn (wsparty przez Miasto Lublin); Sprezzatura Nuova oraz Adam of Wągrowiec – Ricercatae et Fantasiae (zrealizowany ze Stypendium Artystycznego Marszałka Województwa Wielkopolskiego). Koncertowałem na nim ze stworzonym wspólnie z kolegami ze studiów zespołem Musica Graciana. Guarracino towarzyszył mi także podczas recitalu zrealizowanego przez Telewizję Polską, w ramach „Sceny Klasycznej” TVP Kultura Barbary Schabowskiej.

fot. z archiwum Maksymiliana Święcha

Decyzja o porzuceniu pracy nad budową instrumentów nie dawała mi spokoju. W 2018 roku podświadomie czując, że zrobienie poważnej kariery muzycznej nie jest mi pisane, zapragnąłem zamknąć się ponownie w swojej pracowni. Dokonałem wyboru. Rezygnując z bycia muzykiem, poświęciłem się pracy w charakterze budowniczego. Odnajduję w niej spełnienie i artystyczną samorealizację. Od tego momentu na nowo poszerzam swoje możliwości warsztatowe, dążąc do nieustannego podnoszenia jakości i wartości moich dzieł.

W pracy opieram się na historycznych wzorcach, stosując jednocześnie własne rozwiązania techniczne. Sięgam do literatury specjalistycznej, zbiorów fotograficznych, zasobów muzealnych i badam instrumenty z epoki, a jednocześnie staram się być zorientowanym we współczesnej, wysoce zaawansowanej technologii pracy z drewnem. Dokładam starań, aby każdy robiony przeze mnie instrument był lepszy od poprzedniego. Świadomość tworzenia przedmiotów wprawiających ludzi w zachwyt, daje mi siłę do działania.

Kontakt:

Maksymilian Święch

Poznań
maksymilianswiech[at]gmail.com
+48 723 428 604
open hours
monday: 11:00 – 16:00
tuesday – friday: 8:00 – 15:00
www.maksymilianswiech.com
FB
YouTube
Instagram

Mark Kudriashov

 

, , , , , , , , ,

Jestem muzykiem, tancerzem, wynalazcą. 

Moja przygoda z instrumentami zaczęła się kiedy miałem 3 lata i rodzice postanowili wysłać mnie do szkoły muzycznej na naukę gry na blokflecie. Później, w wieku 7 lat, był saksofon. Równocześnie rozpocząłem naukę gry na fortepianie. Moim marzeniem była wtedy gra na harfie i celeście, ale w szkole, do której zacząłem chodzić, nie było możliwości nauki gry na tych instrumentach. Wraz z nabywaniem umiejętności grania, zaczęły pasjonować mnie mechanika, akustyka i samo działanie instrumentów. 

Poszukiwania artystyczne doprowadziły mnie w końcu do organów i skonstruowanego później ligularionu – instrumentów, dla których rzuciłem grę na saksofonie (mimo że byłem w tym dobry). Z organami spotkałem się tuż po przyjeździe do Polski, w gimnazjum, i na początku nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Wszystko zmieniło się, kiedy rodzice dostali w prezencie płytę z muzyką jazzową graną na organach piszczałkowych. Wprawiła mnie w absolutny zachwyt i zmieniła bieg życia. Bardzo chciałem grać taką właśnie muzykę na organach. Niestety, kiedy uczyłem się w szkole muzycznej, a i później na studiach, nie pozwalano mi jej wykonywać. Zwłaszcza w kościele. No i kościelne instrumenty same w sobie też nie przypadły mi do gustu. Od początku liceum, systematycznie, bo dzień po dniu eksperymentowałem w wolnym czasie z budowaniem piszczałek oraz naprawami i modyfikacjami własnych instrumentów (np. z pianinem). Chciałem stworzyć instrument, który usatysfakcjonuje mnie i będzie inspirować. W tym celu odbywałem też liczne podróże, podczas których poznawałem i badałem rozmaite organy w Polsce i zagranicą. 

Zacząłem tworzyć instrumenty przede wszystkim dla siebie. Byłem niezadowolony z fabrycznych pół jakości i braku różnorodności, który wynikał z nadmiernego przywiązania do tradycji. Uczyłem się sam. Wiedzę zdobywałem z wielu źródeł. Dopytywałem budowniczych, oglądałem instrumenty. Dwukrotnie skończyłem szkołę muzyczną II stopnia, a to pomogło mi ukształtować gust muzyczny. W praktyce twórczej korzystam z odkryć współczesnej nauki (np. chemii i biologii, które studiowałem i fizyki, którą się interesuję). Łamię schematy, staram się spojrzeć z różnych stron. 

Buduję małe organy, pozytywy, czelesty i ligulariony. Wymyśliłem i stworzyłem swój autorski ligularion. Razem z przyjacielem – Krzysztofem Strzeleckim buduję też klawikordy.  

W planach jest także harfa pedałowa. Marzy mi się dokończenie moich jazzowych organów. 

Do tej pory zrobiłem 16 instrumentów: portatyw, pozytyw szkatulny, 5 ligularionów, pozytyw jazzowy, 2 klawikordy (razem z Krzysiem), dzwonki chromatyczne, wind chimes, czelestę. Eksperymentuję też z tworzeniem i strojeniem mis tybetańskich. Można u nas zamawiać klawikordy, struny do nich, pozytywy i czelesty. 

Jak długo pracuję nad instrumentem? Dotąd, dopóki instrument jest u mnie w warsztacie.   W pracy staram się ciągle rozwijać. Kiedy robi się coś artystycznego, zawsze dąży się do doskonałości. Lecz prawdziwa doskonałość nie istnieje. Zawsze można zrobić coś lepiej… Zazwyczaj wracam do swoich instrumentów wielokrotnie – coś poprawiam, udoskonalam. Nie jestem fabryką, dla mnie szybkość pracy się nie liczy. Każdy instrument potrzebuje  swojego czasu, żeby dojrzeć. Są instrumenty, które robię już 8-10 lat i wciąż znajduję coś,   co można poprawić. 

Instrumenty, o ile zrobione są z duszą, mają w sobie niezwykłą moc. Ta moc sprawia, że chce się do nich wracać (pomimo tego, że mnogość prac, których się podejmuję i ich skomplikowanie powodują, że czasem chcę z tym skończyć). Najpiękniejszym dla mnie zdarzeniem, było uruchomienie pozytywu, o którym kilka lat marzyłem, a następnie kilka lat  budowałem.

Instrument nie jest dla mnie zwykłym przedmiotem. To swego rodzaju portal – niezwykły i uduchowiony twór, który pomaga rozwijać się i zharmonizować, wznosić podczas grania ponad codzienne sprawy i odnajdywać w odległych rzeczywistościach własnego umysłu. 

Każdy twórca jest bardzo ważny, potrzeby. Gusta ludzi są różne, więc im nas więcej, tym lepiej, bo każdy tworzy inną jakość.

Kontakt:
facebook.com/mark.kudriashov/
605 594 067

marek.kud@gmail.com