Olga Siejna Bernady

tagi:

Z wykształcenia jestem muzykologiem. Zawsze chciałam mieć coś wspólnego z muzyką, ale nigdy,  ani jako dziecko w szkole muzycznej I stopnia, ani w szkole II stopnia, nie widziałam siebie jako artysty – muzyka – wykonawcy. Interesowały mnie zawsze w muzyce procesy rozwoju, analiza (tak – w życiu prywatnym też jestem typową osobowością analityczną). Oczywistym więc było dla mnie, że trzeba wybrać studia muzykologiczne. Tam poznałam niezwykłego wykładowcę i naukowca – pana Włodzimierza Kamińskiego, ówczesnego kierownika Muzeum Instrumentów Muzycznych w Poznaniu. Na wykładach z instrumentologii zakochałam się w instrumentach i ich historii. Moim marzeniem była praca z instrumentami, w muzeum. Pod kierunkiem doktora Kamińskiego napisałam pracę „Próba systematyki ewolucji smyczka profesjonalnego w instrumentarium europejskim”, która była wyróżniona w konkursie na najlepsze prace magisterskie na UAM w Poznaniu w roku 1983. Mojej przyszłości nie związałam jednak zawodowo z instrumentami. Los rzucił mnie do Szamotuł, do Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia (w której pracuję do dziś) jako nauczyciel przedmiotów teoretycznych i skrzypiec.

fot. z archiwum Olgi Siejnej Bernady

Równocześnie po studiach rozpoczęłam studia doktoranckie w Instytucie Sztuki PAN w Warszawie, gdzie w 1990 r. obroniłam pracę „Polskie harmonie, ich funkcja w kulturze muzycznej do 1939 roku” pisaną pod kierunkiem prof. dr hab. Ludwika Bielawskiego. Po okresie fascynacji smyczkiem i snucia hipotez dotyczących jego powstania i rozwoju, przyszedł okres zainteresowania instrumentami ludowymi. Najpierw przymierzałam się do pracy o instrumentach archeologicznych, potem o dudach, aż trafiłam na interesujący temat niezbadanych, nie spisanych, przedwojennych harmonii. Ku mojemu zdumieniu okazało się, że instrumentów fizycznie istniejących jest sporo w muzeach państwowych i w rękach prywatnych. Są pięknie zdobione, niektóre (te starsze) czarne z pięknymi intarsjami, i nowsze – kolorowe, zdobione masą perłową czy szkiełkami. Są to instrumenty proste z kilkoma basami i bardziej zaawansowane technicznie, z wieloma basami. Odkryłam też, że popularnej w Polsce harmonii pedałowej nie ma nigdzie indziej. To nasz polski instrument!

Teraz dalej przyjaźnię się z instrumentami. Moja praca:  „Polskie harmonie. Budowa – Produkcja – Funkcja w kulturze do 1939 roku” została wydana. Uczestniczyłam też w niesamowitym projekcie: Ogólnopolskiej Konferencji Instrumentologicznej z wykładem o harmoniach. Opowiadałam o harmoniach w radiu przy okazji wykładu o warszawskim budowniczym harmonii Leonardcie.  Bywam tu i tam, ale swój czas i energię od lat przede wszystkim poświęcam  dzieciom w naszej szkole muzycznej. Uczę ich słuchać muzyki i rozumieć ją, dostrzegać procesy w historii muzyki,  śledzić rozwój instrumentów, przybliżam im muzykę ludową. Działam też na rzecz lokalnych instytucji popularyzując muzykę.

fot. z archiwum Olgi Siejnej Bernady

KONTAKT
facebook.com/olga.bernady

 

 

Janusz Starzyk

Tagi: 

Bardzo późno zająłem się instrumentami muzycznymi. Skończyłem technikum elektroniczne i powinienem naprawiać telewizory. W latach 80 pracowałem w spółdzielni „Ton” jako elektronik. Tam pierwszy raz zobaczyłem stroiciela fortepianów przy pracy i bardzo spodobała mi się ta robota. Po krótkim przeszkoleniu zacząłem naprawiać zacinające się mechanizmy i klawiatury w pianinach „Legnica” i „Calisia”. Później pokazano mi, jak stroić. 

Fizyka fal akustycznych jest taka sama, jak fal elektromagnetycznych, więc sposób strojenia oktaw, kwint i tercji obliczyłem sam. Wspomagałem się kalkulatorem – w 1985 roku kalkulator to był szczyt techniki. Obliczenia pokazały mi fajny sposób strojenia, wykorzystanie dudnień tercji wielkiej. Dopiero po 15 latach dowiedziałem się, że to normalny, dokładny i często spotykany sposób strojenia koncertowego.

zdjęcia z archiwum Janusza Starzyka

Powoli zdobywałem rynek usług fortepianowych i obecnie obsługuję kilkanaście szkół muzycznych. W tym roku mija 35 lat mojej pracy z pianinami i fortepianami.  Naprawa i strojenie stało się moją pasją. Zostałem przyjęty do Stowarzyszenia Polskich Stroicieli Fortepianów, gdzie poznałem wspaniałych fachowców, od których wiele się nauczyłem. Kiedyś trafiłem na pianino „J.Stary”, które kwalifikowało się do utylizacji, jednak zbieżność nazwy z moim nazwiskiem spowodowała, że postanowiłem zabrać je i odtworzyć. Niestety konstrukcja z połowy XIX w. nie pozwala na koncertowanie na nim, ale nie szkodzi. I tak  nie umiem grać, więc stoi sobie u mnie w domu i cieszy oko.

 

zdjęcia z archiwum Janusza Starzyka

Ciekawość zaprowadziła mnie do badania historii naszych fabryk fortepianów. Fabryki odeszły w niebyt, ale zostały ich wyroby. Numer fabryczny jest takim paszportem instrumentu. Światowe fabryki sporządzają wykazy chronologii produkcji, ale w czasach PRL nikt sobie tym nie zaprzątał głowy. Spisałem kilkaset numerów spotkanych instrumentów oraz trochę posiedziałem w archiwach i udało mi się dopasować numery seryjne i lata produkcji. Na stronie SPSF zamieściłem tabele chronologii produkcji „Calisii” i „Legnicy”. Ciekawą okazała się fabryka fortepianów w Brzegu, która istniała po wojnie niecałe 5 lat. W tej fabryce właściwie tylko remontowano zniszczone podczas wojny pianina, ale jednocześnie wyprodukowano pierwsze po wojnie trzy nowe fortepiany. Jeden z nich o nazwie POLONUS udało mi się kupić. Stąd moja ciekawość jego historii.

zdjęcia z archiwum Janusza Starzyka

Poniższe zdjęcia pokazują pracę przy montażu systemu „silent”, który pozwala grać na akustycznym fortepianie, a dźwięk słychać na słuchawkach z elektronicznego urządzenia.

zdjęcia z archiwum Janusza Starzyka

Zapraszam do zapoznania się z moimi opowieściami.

„Produkcja fortepianów i pianin w PRL” – I Ogólnopolska Konferencja Instrumentologiczna, Ostromecko 2017 – film
„Fizyka drgań strun i wpływ budowy fortepianu na powszechną akceptację stroju równomiernie temperowanego” – artykuł
„Strój mezotoniczny i nierównomiernie temperowany” – artykuł
„Fortepiany koncertowe Calisia” – artykuł
„Produkcja pianin Calisia w latach 1950-59” – artykuł
„Początki produkcji pianin w fabryce Calisia” – artykuł
Adam Noworyta (1892 – 1980) Odkryty-Brzezanin – artykuł
Fabryka Fortepianów w Brzegu nad Odrą – artykuł

KONTAKT:
Janusz Starzyk
Ulów 4
22-600 Tomaszów Lubelski

tel. 604 869 299
email:  jstarzyk@op.pl

https://spsf.pl/pl/janusz-starzyk/

Dziaczyński Damian

Tagi: 

W wieku dziewięciu lat zbudowałem pierwszą gitarę. Zrobiłem ją z kartonu, tektury     i drewnianego patyka, a zamiast strun naciągnąłem żyłkę na ryby. I co dalej? I nic. Na piętnaście lat zapomniałem o robieniu instrumentów, choć zostałem gitarzystą i jestem nim do dzisiaj (dziś już gram na takiej z drewna).

Instrumenty zacząłem budować z dwóch powodów: bardzo chciałem mieć lutnię renesansową, po studiach nie miałem na nią pieniędzy. Postanowiłem, że spróbuję sam zbudować lutnię. Oczywiście nie od razu, najpierw coś prostszego. No i moje poszukiwania  twórcze, moja droga eksperymentatora – konstruktora, wyznaczyła właściwie listę instrumentów, które wykonuję do dzisiaj. Są to między innymi: gudok, fidel, rebec, tallharpa, jouhikko, suka biłgorajska, giterna, lira korbowa, lira z Kravik, oud i w końcu moja upragniona – lutnia renesansowa.  Ale też i średniowieczna. Nie pamiętam dokładnie, jak to się stało, ale dzięki lutni renesansowej zacząłem się interesować instrumentami ze średniowiecza. Paradoks. Od niedawna robię też flety, flażolety, fujary i różne odmiany dawnych i ludowych instrumentów dętych. Oczywiście zdarza się, że coś naprawiam.

Jestem też rekonstruktorem historii średniowiecza. Gram i śpiewam w zespole muzyki średniowiecznej “Żertwa”, którego jestem współzałożycielem. Poza poszukiwaniami dawnego brzmienia, badam też historię instrumentów, historię ich budowy i rozwiązań technologicznych, analizuję archeologiczne znaleziska muzyczne i ramy czasowe ich występowania. Próbuję odnaleźć i odtworzyć dźwięki historycznych instrumentów i muzykę dawnych czasów (głównie średniowieczną). Nie do końca jest to możliwe, ale dla mnie są to fascynujące i inspirujące poszukiwania, przy okazji których mogę innym umilić czas muzyką.

Kontakt:
Damian Dziaczyński
Koszalin. ul. Orla 10

dziaczynskidamian@gmail.com
tel: 661537656

facebook.com/damiandziaczynskipracownialutnicza
facebook.com/damian.dziaczynski
instagram.com/pracownialutnicza

facebook.com/Żertfa

Tomek Tulpan

Tagi: ,

Jestem muzykiem, stroicielem oraz serwisantem akordeonów i harmonii trzyrzędowych. W przyszłości, mam nadzieję, zostanę również budowniczym akordeonów – niczym mistrzowie z dawnych warszawskich manufaktur.

Moja przygoda z akordeonem zaczęła się, gdy miałem 8 lat od nauki gry na tym instrumencie.  Przez kilka kolejnych lat nabierałem wprawy w graniu. Odkąd pamiętam, jeździłem na festiwale kapel ludowych w Kazimierzu i Przysusze. Muzyka tradycyjna, grana na żywo z uczestnictwem akordeonu lub harmonii, zawsze była w moim sercu. W którymś momencie zacząłem się też interesować budową akordeonu i historią wytwarzania tego instrumentu w Polsce. I tak, w wieku 15 lat usłyszałem o Franciszku Krasnodębskim. Postanowiłem zostać jego uczniem…

Początki, jak wiadomo, do najłatwiejszych nie należą. Tym bardziej, że akordeon to bardzo skomplikowany i wymagający instrument. Na nauki u pana Franciszka poświęciłem 3 lata. Podczas tego terminowania moim marzeniem i celem, do którego nieprzerwanie dążę, stało się wskrzeszenie świetności przedwojennych warszawskich manufaktur. Te manufaktury, jeszcze przed II wojną i zaraz po niej, produkowały jedne z najlepszych instrumentów, nie tylko w Europie, ale i na świecie.

Jakiś czas temu rozpocząłem budowę pełnowymiarowego akordeonu, który nazwałem od mojego nazwiska “Tulpan”. To pierwszy krok do budowy na większą skalę instrumentów języczkowych. Naprawa akordeonów to moja pasja i hobby. Na pracę przy instrumentach poświęcam kilka godzin dziennie. Moimi klientami są głównie tradycyjne ludowe kapele i akordeoniści m.in.  Henryk Gwiazda, Tomasz Stachura, Janusz Prusinowski. Jednym z najbardziej satysfakcjonujących momentów związanych z pracą przy instrumentach jest widok radości na twarzy klienta, który odbiera akordeon po naprawie. Jedną z najważniejszych osób, które spotkałem na mojej drodze jako budowniczego i serwisanta akordeonów jest pan Franciszek Krasnodębski. Bez niego nic by się w tej kwestii nie udało.

Jako jeden z nielicznych serwisantów w Polsce staram się jak najwięcej działać na polskich produktach, a nie na włoskich częściach. Żadna naprawa nie jest mi obca. Podejmuje się każdego remontu, również wymiany masy perłowej. 

KONTAKT

Nr telefonu: 507 402 912
E-mail: tomek_tu@poczta.fm
facebook.com/tomasz.tulpan.5
Miejscowość: Grądy gm. Chodel
Kanał z prezentacją instrumentów na YT

Joanna Gul

Tagi: 


Zajmuję się instrumentologią – działem muzykologii, dotyczącym powstania instrumentów muzycznych, rozwoju ich konstrukcji, właściwości akustycznych, odtwórczych, historii i technologii wytwarzania oraz klasyfikacji. Szczególnie interesuje mnie wytwórstwo instrumentów profesjonalnych w XIX wieku na Dolnym Śląsku oraz konteksty muzyczne wystaw rzemieślniczo-przemysłowych. W praktyce oznacza to zamiłowanie do grzebania w bibliotekach i archiwach, jednak najbardziej satysfakcjonujące jest badanie zabytkowych instrumentów, które są cennym świadectwem rzemiosła i sztuki danego czasu. Dzięki zachowanym instrumentom dowiadujemy się więcej o tym, jak różnorodna była audiosfera danej epoki. Nie zawsze można dotrzeć do prawdziwego brzmienia instrumentu z przeszłości, czasem bardziej ciekawa jest jego konstrukcja, pochodzenie (niekiedy własność znanego muzyka), zachowane inskrypcje, techniki zdobienia… 

Historia budownictwa instrumentów muzycznych na Dolnym Śląsku pasjonuje mnie, odkąd, kończąc studia z teorii muzyki w Akademii Muzycznej im. Karola Lipińskiego we Wrocławiu, obroniłam pracę magisterską pod kierunkiem śp. Profesor Marii Zduniak na temat historii wytwórni fortepianów „Eduard Seiler” oraz przemysłu fortepianowego w przedwojennej Legnicy (nie opublikowaną i de facto muzykologiczną). Zainteresowania techniką i wystawami rzemieślniczo-przemysłowymi zawdzięczam Tacie. Po studiach moim mentorem został Profesor Beniamin Vogel, którego rozległe badania instrumentologiczne bardzo mnie inspirują. Mam niekiedy okazję i przyjemność współpracować jako redaktorka przy niektórych książkach Profesora (tj. Kolekcja Zabytkowych Fortepianów im. Andrzeja Szwalbego w Ostromecku, MCK, Bydgoszcz 2016, czy Słownik lutników działających na historycznych i obecnych ziemiach polskich oraz lutników polskich działających za granicą do 1950 roku, wyd. 2, MCK, Bydgoszcz 2019). Moim autorytetem w dziedzinie instrumentologii i etnomuzykologii jest Profesor Zbigniew J. Przerembski, opiekun mojej pracy naukowej.

Należę do zespołu, który przygotowuje treści do portalu www.instrumenty.edu.pl Instytutu Muzyki i Tańca. Razem z inicjatorką tego przedsięwzięcia, muzykolog Agatą Mierzejewską, Profesorami Beniaminem Voglem i Zbigniewem Przerembskim oraz fotografem Waldemarem Kielichowskim odwiedziliśmy liczne polskie muzea i kolekcje, dokumentując setki obiektów – od ludowych instrumentów muzycznych (ludowe.instrumenty.edu.pl) przez profesjonalne instrumenty lutnicze (skrzypce.instrumenty.edu.pl), następnie fortepiany, pianina i klawiszowe hybrydy (fortepian.instrumenty.edu.pl), aż po dyrygenckie, zabytkowe batuty (batuty.instrumenty.edu.pl). Bardzo zachęcam do obejrzenia efektów naszych działań, które są dostępne w wersji polskiej i angielskiej pod podanymi linkami. Jako zespół mamy nadzieję na kontynuowanie rozwoju portalu Instrumenty.edu.pl, który świetnie wpisuje się m.in. w upowszechnianie polskiej kultury i zasobów muzealnych za granicą – dzięki naszym staraniom polskie instrumenty ludowe z wymienionego polskiego portalu są dostępne także w międzynarodowym portalu muzeów instrumentów muzycznych MIMO (Musical Instrument Museums Online), który można przeglądać m.in. w  polskiej wersji językowej

Jako sprawdzony we wspólnej pracy zespół muzykologów i instrumentologów rokrocznie organizujemy Ogólnopolską Konferencję Instrumentologiczną, która w latach 2017-19 odbywała się w Kolekcji Zabytkowych Fortepianów im. A. Szwalbego w Ostromecku, a następnie w 2020 roku była planowana w Żywcu i Jeleśni, jednak z powodów epidemicznych musiała odbyć się w wersji online (www.konferencja instrumentologiczna.pl). 

Moje życie zawodowe złączyłam z Uniwersytetem Wrocławskim, gdzie jako wykładowca prowadzę zajęcia z podstaw instrumentologii dla studentów Instytutu Muzykologii oraz na studiach podyplomowych „Dźwięk i audiosfera”. Pracuję też w Bibliotece Kulturoznawstwa i Muzykologii UWr oraz należę do Pracowni Badań Pejzażu Dźwiękowego UWr. Publikowałam artykuły w „Muzyce”, „Audiosferze”, „Pracach Kulturoznawczych”, „Ruchu Muzycznym” i in. 

Ze względu na problemy książkowe podczas epidemii, założyłam na facebooku grupę „Samopomoc muzykologiczna” – podczas gdy działalność bibliotek jest mocno ograniczona, możemy sobie pomagać, udostępniając między członkami grupy własne, domowe księgozbiory (z poszanowaniem praw autorskich). Grupa świetnie działa, w jej ramach możliwe są też wszelkie pytania czy dyskusje na muzyczne i muzykologiczne tematy.

Chociaż nie buduję instrumentów, na koniec wspomnę o „małej” przygodzie projektowo-konstrukcyjno-muzycznej, którą bardzo ciepło wspominam: w 2016 r. w Pracowni Małych Instrumentów, wspólnie z Pawłem Romańczukiem, Tomkiem Orszulakiem i Pawłem Czepułkowskim stworzyliśmy dość oryginalny, mechaniczny instrument perkusyjny w kształcie obracanego sześcianu. Owinięte włóknem kulki uderzają w szkło i metal (brzmią jakby dzwony), można też przyczepić orzechy lub szemrzące metalicznie paski, ucięte ze starej metrówki… brzmienie „szejkera” zostało nagrane na ścieżce „Mechamusic for 4 rotary constructions” na płycie Małych Instrumentów „Gruppo di Construzione – Samoróbka”.

Joanna Gul 

fot. z archiwum Joanny Gul

Kontakt:
joanna.gul@uwr.edu.pl

joannagul@wp.pl

Joanna Gul – biogram w bazie Polmic

 

Jan Puk

Tagi: 

Po II wojnie światowej, do połowy lat pięćdziesiątych, ludzie na wsiach żyli po staremu. Moja rodzinna wieś Wola Rusinowska była cała z drewna. Każdy dawny Lasowiak umiał zrobić coś z drewna. Były to beczki, cebrzyki, maślniki i mnóstwo innych rzeczy, Drewno towarzyszyło życiu lasowiaków na każdym kroku. Mój ojciec wykonywał drewniaki, w których chodzili chłopi. Pomagałem mu w tym. Pokochałem drewno od najmłodszych lat.

Jan Puk “Pierwsze lata powojenne – krótkie wspomnienia”

Zdjęcia: Piotr i Dorota Piszczatowscy

Las Jana

Byliśmy tam cały dzień.
Wieczorem, światło oparło się o ściany pracowni,
oparło o rzeźby, o narzędzia
i ten las.

Zdjęcia: Piotr i Dorota Piszczatowscy

Zdjęcia z archiwum Jana Puka

 

KONTAKT

Jan Puk

Trześń

 

 

 

Piotr Matlok

Jestem inżynierem, stolarzem, budowlańcem, tatą czwórki wspaniałych dzieci. Mieszkam w kilku miejscach pomiędzy Polską a Norwegią. Jakiś czas temu zafascynowały mnie flety Indian Ameryki Północnej. Zafascynowały i uwiodły mnie dźwiękiem, bogactwem kształtów, kolorów i znaczeń.

W dzisiejszym świecie trudno się zatrzymać. Cywilizacja przyspieszyła. Człowiek coraz częściej staje się oddanym trybikiem korporacji, kapitalistycznego rynku, wykreowanych konsumenckich potrzeb. Oddala się od natury. Brakuje mu czasu, by na chwilę spojrzeć w głąb siebie, usłyszeć muzykę duszy, niepowtarzalny dźwięk, własną wibrację. Jednak, żeby tego doświadczyć, potrzebujemy wewnętrznego spokoju, w którym możemy usłyszeć odpowiedzi na pytania zadawane światu, a które nosimy w sobie. Sam bywam takim trybikiem zatopionym w problemach codzienności. Na szczęście, kiedy odkryłem flet, przekonałem się, że spotkanie ze sobą jest możliwe. Muzyka daje radość, wycisza i uspokaja, pozwala przywrócić równowagę. Natomiast tworzenie instrumentu daje poczucie sprawczości, autokreacji dobrych zmian. Pobudza do działania. Dlaczego flet indiański? Flet północno-amerykańskich Indian to instrument, który wspiera kontakt z naturą, pozwala na wyrażenie całego spektrum emocji, równoważy energię kobiecą i męską. Związany z żywiołem powietrza jest jednym z najmocniejszych szamańskich instrumentów. Flety tworzę z cedru, drzewa w wielu tradycjach uważanego za potężne źródło energii i mocy.

fot. z archiwum Piotra Matloka

Zdjęcia z archiwum Piotra Matloka

Kontakt
Piotr Matlok
piotr.matlok@yahoo.no

Mateusz Raszewski

Tagi: 

Buduję instrumenty, ponieważ strasznie lubię zapach iglastych wiórów spadających na podłogę. Pracuję w ciszy to najpiękniejsza muzyka.

W ciągu całego mojego życia dorobiłem się niewielu przodków. Po kądzieli są to mieszczanie i historia lutnicza związana z przedwojennymi Jeżycami w Poznaniu. Po mieczu to weselni muzykanci w południowej Wielkopolsce.

Historia pracowni sięga początków XX wieku a swój okres świetności przeżywała w dwudziestoleciu międzywojennym. Nie ma to jednak wielkiego znaczenia, ponieważ nigdy nie spotkałem pradziadka Władysława, swojej wiedzy o budowaniu instrumentów nie zdążył mi przekazać. Na podstawie dziedziczonych narzędzi i osobliwie wielkiej wiary w słuszność sprawy, reaktywowałem pracownię.

fot. Piotr i Dorota Piszczatowscy

Skąd wiem, jak zbudować dajmy na to basy kaliskie nie mając żadnych nauczycieli? Lubię włóczyć się po wsiach, najbardziej tych w dolinie Prosny i bywa, że spotykam ludzi, starych ludzi, którzy wiedzą różne rzeczy albo znają tych co wiedzą to co jest mi właśnie bardzo potrzebne. Bywa też, że w taki właśnie sposób odnajduję instrumenty przykryte grubą warstwą lat i wyciągam je ze strychów na światło dzienne. Tak dotarłem do XIX wiecznych basów i bębenka obręczowego. Analiza instrumentu odkrywa wtedy większość tajemnic, inne się jeszcze ukrywają.

Interesuje mnie dyscyplina form, dlatego zajmuję się instrumentami tradycyjnymi nie unowocześniając ich. Ważną dla mnie rzeczą jest lokalny rodowód budowanych instrumentów oraz drewna, z którego je wykonuję, w tym wypadku są to otaczające mnie lasy wielkopolskiej puszczy Zielonki. Proces ten obejmuje wybór odpowiedniego starodrzewu, zwózkę z lasu, przetarcie, na ogół własnoręczne na podwórku pod pracownią i wreszcie ułożenie w odpowiednim miejscu do sezonowania na wolnym powietrzu. Lubię budować dłubane skrzypce i mazanki (świetne do kieszeni), trzystrunowe basy klejone, dłubane z jednego pnia dwustrunowe basy kaliskie, dłubane bębny sznurowe i bębenki obręczowe, ale też starsze – już właściwie prasłowiańskie – np. gęśle. Bębenków mam już dość, zrobiłem ponad sto.

fot. Piotr i Dorota Piszczatowscy

Czas pracy nad instrumentem? W przypadku saharyjskich przyjaciół to było 12 miesięcy. Ale dla odmiany trzystrunowe basy klejone udało się zmieścić w dwóch tygodniach. Sytuacja była nieco groteskowa. Wielkimi krokami zbliżały się poprawiny weselne, na których do tańca miała grać u nas kapela Jana Gacy a ja już dawno planowałem na tę okoliczność poczynić basy jako prezent dla żony. Czternaście dni z czternastoma nocami okazało się wystarczyć. Na ogół jednak lekce sobie ważę czas powstawania instrumentu, dzięki czemu otrzymuje on ode mnie dokładnie tyle, ile potrzebuje.

fot. Piotr i Dorota Piszczatowscy

Zupełnie poza tym głównym nurtem zapomnianych instrumentów smyczkowych pracownię opuściło też kilka gitar, które poszły na wędrówką po tym bożym świecie. Jedna z nich, kawałek polskiego drzewa orzechowego, jest u zachodnio saharyjskich rebeliantów, ludu Tamashek.

fot. z archiwum Mateusza Raszewskiego

Pracownia Raszewskich
Mateusz Raszewski
Pod Lasem 2
62-095 Kamińsko
woj. Wielkopolskie
raszewski.org
mj.raszewski@gmail.com

fot. Piotr i Dorota Piszczatowscy

Tadeusz Krężel

Tagi: 

Moja przygoda z muzyką zaczęła się z chwilą kiedy tato kupił dziewięcioletniemu synowi akordeon Muza, pulpit i książkę: „Szkoła gry na akordeonie”. Niechętnie aczkolwiek bez problemu dostałem się do Szkoły Muzycznej w Katowicach. Edukowałem się muzycznie kilkanaście lat. Grałem także w górniczej orkiestrze dętej. Muzykowanie zarzuciłem jednak na prawie trzydzieści lat. Będąc na emeryturze przypomniałem sobie słowa taty, który jako zachętę do ćwiczenia,często powtarzał: „Grej synek grej ,nigdy nie wiesz, co ci się w życiu przydo”. I przydało się. Cztery lata temu ,przypadkiem natrafiłem na filmik pokazujący jak mieszkańcy Apallachów gór U.S.A., jako instrumentu perkusyjnego używają,stepującej,  drewnianej lalki. Bardzo rozbawił mnie ten film, zrobiłem podobną lalkę, i tak się zaczęło. Okazało się że taki akompaniament to ciekawa i przyjemna zabawa. Zrobiłem kilka 'Limber Jack-ów’ a to że odkurzyłem zapomniany akordeon zmusiło mnie do wykonania platform napędzanych siłą nóg. Tym samym ,utworzyłem zabawną sekcję rytmiczną do muzyki którą gram na akordeonie. Okazało się że taki wytwór spodobał się nie tylko dzieciom.

Materiały których używam to to co mam pod ręką czyli najczęściej drewno. Narzędzia to: wyrzynarka,ośnik, pilnik i dłuto. Warsztat umieszczam przeważnie nad wanną w łazience lub w plenerze.

Zestaw instrumentów stale się rozrasta. Podstawę stanowią dwie platformy z kilkoma tańczącymi lalkami. Jest tam pies, żaba, orzeł i ludziki.Do tego: dyrusarz korbowy i dzwonkowy, orz waszbrety-tary do prania. Prowadzę także warsztaty na których robimy proste, drewniane zabawki mające pierwowzór w osiemnastym wieku.  Moje występy mają charakter pokazów i wspólnej zabawy, zapraszam dorosłych i dzieci.Zdarza się że ktoś bardzo rozochocony zabawą zniszczy jakiś instrument, to nic, zaraz naprawiam i bawimy się dalej. Wszystkiego można dotknąć i wypróbować.

Zapraszają mnie z pokazem do szkół,szpitali pediatrycznych,na jarmarki rękodzielnicze. Cieszę się z tego co robię i widzę że cieszą się ludzie których zachęcam do przygody z muzyką.

Zdjęcia: Piotr i Dorota Piszczatowscy

KONTAKT

Tadeusz Krężel
tel: 501 653 835
Katowice 

Robert Naczas

Tagi: 

Chorobą muzyczną zaraziłem się prawdopodobnie od dziadka Kamila, który był wiejskim muzykantem i szczerozłotą rączką. Jego życiorys przypominał historie czarnych bluesmanów z delty Missisipi – w dzień pracował w kopalnianym warsztacie, a nocą przygrywał na potańcówkach w oparach samogonu… Potrafił też zaklinać drewno i metal – robił dla nas miecze, narty i proste instrumenty.

Objawy pojawiły się niespodziewanie wiele lat później. Najpierw była harmonijka ustna, i w ogóle, jakoś tak zawsze było mi na skróty do folku i bluesa. Stąd pewnie pomysł na pierwsze dwustrunowe diddley bow, które zbudowałem ze starego garnka, ręcznie wystruganego gryfu i paru drobiazgów z podarowanej gitary elektrycznej. Nie gra do dziś…

***

DaShtick to angielska nazwa celtyckich kijów grających. Legenda mówi, że kiedy Cuchulinn ukatrupił mitycznego ratlerka zwanego Psem z Culinn, użył jego jelit, jako strun do swojego mosiężnego kija do hurlinga (celtyckiej gry). Niestety, Instagram nie był wtedy znany w Irlandii, więc dowodów nie ma…

Współczesny pomysł na celtycki kij grający powstał w… Lidlu. Od jakiegoś czasu chodziła za mną gitara z pudełka po kubańskich cygarach i żeby ją zgubić wdepnąłem do supermarketu gdzie zobaczyłem jesionowy kij  (hurl). Reszty można się domyślić…

Kijograje są w rzeczywistości 1, 2 lub 3 strunowymi gitarami slide, budowanymi na bazie oryginalnych kijów używanych do gry (lub edukacji, patrz Blitz z Jasonem Stathamem). Staram się używać tylko naturalnych materiałów, takich jak: kość, drewno szlachetne, skóra, miedź, mosiądz i szczery plastik. Jako że kijograje nie mają pudła rezonansowego musiałem je zelektryfikować. Przetworniki piezoelektryczne używane w gitarach elektro-akustycznych nadają się idealnie. Od niedawna montuję również przetworniki elektro-magnetyczne, ręcznie robione na zamówienie w Wiedniu (flatpups). Kijograj jest wszechstronnym instrumentem, na którym można grać za pomocą slide’u, młoteczka lub smyczka. Drewno jesionowe jest na tyle sprężyste, że można je wyginać podczas gry dla uzyskania rozmaitych efektów dźwiękowych. W połączeniu z kilkoma gadżetami gitarowymi radości nie ma końca… Zdobienie w dużej mierze zależy od zamawiającego, chociaż staram się raczej pozostawać w klimatach celtyckich. W barwionym bejcą spirytusową drewnie dłubię lub wypalam symbole i inicjały, wykorzystując często staro celtyckie pismo ogamiczne. Z resztą kijograj jaki jest, każdy widzi.

zdjęcia z archiwum Roberta Naczasa

KONTAKT
Robert Naczas
 Krosno
tel: 796694769