Dawid Bednarek – El Cajon

Tagi:

Jestem rówieśnikiem „Bohemian Rapsody” i chyba dlatego nie mogę być obojętny na dźwięki. W moim życiu muzyka odgrywa dużą, czasami najważniejszą rolę. Jestem od niej uzależniony. Gitary, bębenki, kazu czy organki zawsze były w moim domu. Choć nie jestem wirtuozem, muzykowanie sprawia mi niesamowitą przyjemność.

Kiedyś Stachu M. pokazał mi swój instrument, który dostał w prezencie. Prostota jego wykonania i możliwości zafascynowały mnie do tego stopnia, że zapragnąłem też sobie coś takiego zrobić. I zaczęło się…  Pierwszy cajon nabyłem w sklepie, taki do samodzielnego montażu. Kiedy go złożyłem, nasze dwa koty były święcie przekonane, że zbudowałem im nowy domek i w nim zamieszkały… Kolejne cajony to już instrumenty zaprojektowane przeze mnie.

W mojej pasji wspierają mnie ludzie, którzy doskonale znają się na tym, co robią. Piotr, który jest świetnym stolarzem udziela mi rad w kwestiach konstrukcyjnych i przygotowuje materiał według moich projektów. Dave pomaga w wykonaniu mechanicznych elementów stroików sprężyn, które później montuję w niektórych cajonach. Asia, artystka z Lublińca oraz Christian, bawarski malarz i grafik, pomagają w zdobieniu, m.in. techniką decoupage i airbrush. Zdjęcia moich instrumentów oraz Muzyków na nich grających w pełni profesjonalnie wykonują Kinga i Jarek z Atelier Fotografii. Oczywiście niewiele bym zrobił bez wsparcia mojej Żony i trzech Synów, którzy cierpliwie (choć zdarza się też, że nie)  znoszą moje stukanie w salonie :-). Oni również pomogli wybrać odpowiednie logo do moich instrumentów. Kuba fotografował mnie przy pracy i przy testach.

Jeżeli chodzi o testy jakości, wytrzymałości i przydatność instrumentów do różnych stylów muzyki mam bardzo ułatwione zadanie, gdyż wraz z małżonką Iwoną prowadzimy muzyczny Klub Kleks, często odwiedzany przez wspaniałych muzyków z Polski i z zagranicy. Oni właśnie, jak również publika i goście koncertów, są najlepszymi testerami mojej pracy. Doświadczenia z koncertów czy jam session są niezwykle cennym materiałem przy kolejnych projektach. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie podpatruję innych twórców i producentów, ale w tej chwili jest to już bardziej szukanie inspiracji i cudzych „błędów”, niż materiału do kopiowania. 

Moje instrumenty są dedykowane zarówno osobom, które swoją przygodę z muzyką zaczynają, jak i dla tych już muzykujących.   Naturalnie każdy perkusista szuka innego brzmienia, czegoś innego oczekuje, to właśnie jest powodem, dla którego ciągle szukam, zmieniam, poprawiam i próbuję.  Budowanie cajona, który zastąpi perkusję podczas akustycznego grania, wymaga jak najdokładniejszego wyselekcjonowania „dołu” i „góry”. Cajony do RNB to znów coś innego. Innym oczekiwaniom muszą też sprostać te dla graczy flamenco.  Przy budowie ściśle określonej już linii bardzo ważnym i niezwykle trudnym do osiągnięcia elementem jest powtarzalność. Tutaj wymagana jest duża dokładność i odpowiedni dobór materiałów. 

Zdjęcia z archiwum Dawida Bednarka

Moje marzenie w tej dziedzinie? Właśnie się spełnia, trwa. Należę do tych szczęśliwców, którym dane jest robić to, co kochają. Jestem wdzięczny za to. Mam plany, których realizacja jest właśnie tym spełniającym się marzeniem, dającym niesamowitą satysfakcję z każdym kolejnym wykonanym instrumentem, z każdym nowym projektem.

Momenty najpiękniejsze i klęski sromotne…

Jakiejś poważnej klęski związanej z cajonami nie przeżyłem, więc chyba jest jeszcze przede mną. Ale jakoś specjalnie mnie to nie martwi. Tym bardziej, że doświadczyłem wielu wzruszających momentów. Najpiękniejszym był ten, kiedy pewien ceniony nie tylko w Polsce i nie tylko przeze mnie perkusista zgodził się na przetestowanie moich instrumentów, po czym wskazał na jeden z nich i stwierdził, że tego szukał. Zrobiliśmy wtedy sesję zdjęciową, a Maciek został twarzą El Cajon. Moją pracę docenił profesjonalista, dla którego niebawem zacznę budować nowy, wymyślony wspólnie cajon.

Moja pracownia mieści się w piwnicach Klubu Kleks w Lublińcu. Tam też odbywają się testy i prezentacje instrumentów.

Kontakt

 Dawid Bednarek – El Cajon
Klub Kleks
 Lubliniec
Tel.  +48 791 768 941
www.elcajon.pl
elcajon na FB

Piotr Matlok

Jestem inżynierem, stolarzem, budowlańcem, tatą czwórki wspaniałych dzieci. Mieszkam w kilku miejscach pomiędzy Polską a Norwegią. Jakiś czas temu zafascynowały mnie flety Indian Ameryki Północnej. Zafascynowały i uwiodły mnie dźwiękiem, bogactwem kształtów, kolorów i znaczeń.

W dzisiejszym świecie trudno się zatrzymać. Cywilizacja przyspieszyła. Człowiek coraz częściej staje się oddanym trybikiem korporacji, kapitalistycznego rynku, wykreowanych konsumenckich potrzeb. Oddala się od natury. Brakuje mu czasu, by na chwilę spojrzeć w głąb siebie, usłyszeć muzykę duszy, niepowtarzalny dźwięk, własną wibrację. Jednak, żeby tego doświadczyć, potrzebujemy wewnętrznego spokoju, w którym możemy usłyszeć odpowiedzi na pytania zadawane światu, a które nosimy w sobie. Sam bywam takim trybikiem zatopionym w problemach codzienności. Na szczęście, kiedy odkryłem flet, przekonałem się, że spotkanie ze sobą jest możliwe. Muzyka daje radość, wycisza i uspokaja, pozwala przywrócić równowagę. Natomiast tworzenie instrumentu daje poczucie sprawczości, autokreacji dobrych zmian. Pobudza do działania. Dlaczego flet indiański? Flet północno-amerykańskich Indian to instrument, który wspiera kontakt z naturą, pozwala na wyrażenie całego spektrum emocji, równoważy energię kobiecą i męską. Związany z żywiołem powietrza jest jednym z najmocniejszych szamańskich instrumentów. Flety tworzę z cedru, drzewa w wielu tradycjach uważanego za potężne źródło energii i mocy.

fot. z archiwum Piotra Matloka

Zdjęcia z archiwum Piotra Matloka

Kontakt
Piotr Matlok
piotr.matlok@yahoo.no

Klementyna Kot i Tomasz Bilecki

Tagi: 

Moje pierwsze spotkanie z okarynami miało miejsce w pracowni Stanisława Tworzydło, gdzie zdobywałam kolejne stopnie wtajemniczenia ceramicznego. Jednym z zadań było wykonanie glinianej okaryny. Mistrz posiadał formę wykonaną na wzór okaryny miśnieńskiej lecz nie było nikogo kto umiałby nastroić ten instrument.

Mój syn Tomek Bilecki, jeszcze wtedy nastolatek, był miłośnikiem i zbieraczem wszelkich dźwięków. A że słuchem muzycznym został przez naturę obdarzony nie najgorszym, postanowiłam, że spróbujemy nastroić okarynę. Okazało się to drogą przez mękę. Największą trudność sprawiło nam zrobienie ustnika. Znaleźliśmy materiał po francusku, który opisywał całą fizykę okaryny, jednak z naszego punktu widzenia mógł równie dobrze być napisany w Suahili. Dopiero po wypaleniu wielu okaryn, które zamiast melodii emitowały z siebie wyłącznie coś w rodzaju smutnego westchnięcia, stworzyliśmy instrument, na którym w upalne wieczory dało się zagrać „Summer time”.

Od zrobienia  pierwszych okaryn minęło kilkanaście lat i  wykonałam ich wiele. Wszystkie tworzę  ręcznie z gliny garncarskiej lub kamionkowej. Zdobię reliefami i pokrywam kolorowymi szkliwami. Czasami stosuję również japońską technikę wypału zwaną Raku. Zrealizowaliśmy także kilka nietypowych zleceń. Tomek stroił wielką okarynę w kształcie głowy byka, stworzyliśmy okarynę podwójną połączoną jednym ustnikiem.

Zdjęcia z archiwum Klementyny Kot

 

KONTAKT

Klementyna Kot

Pracownia ceramiczna
Warszawa
tel.: 606 105 281
www.terrakot.pl
email: klementynakot@o2.pl

Katarzyna Paluszkiewicz

Tagi: ,

Obcowanie z naturą i sztuką od zawsze było dla mnie cennym przeżyciem, a tak się składa, że lutnictwo  łączy te dwie dziedziny życia w doskonałą jedność. Możliwość pracy z drewnem wydaje się być najpiękniejszym darem jakim obdarzył mnie los, a fakt, że powstały przedmiot może posłużyć do tworzenia muzyki, tylko podsyca moją miłość do tego zajęcia.

Jako mała dziewczynka na co dzień wsłuchiwałam się w kolejno ćwiczone przez tatę takty etiud Chopina czy koncertów Mozarta. Niedługo później sama rozpoczęłam naukę gry na skrzypcach. Jednak przez całe lata, moją uwagę od pilnych ćwiczeń odciągało właśnie majsterkowanie, rysowanie czy wyszywanie, aż w końcu padła decyzja o zmianie kierunku mojej edukacji. Pierwsze kroki w lutnictwie stawiałam w gimnazjum muzycznym przy ulicy Solnej w moim rodzinnym mieście, pod pilnym okiem profesora Antoniego Krupy, a podczas nauki licealnej Krzysztofa Krupy (syna profesora Antoniego Krupy). Obecnie kończę studia pod kierunkiem starszego wykładowcy Jana Mazurka. Studiowanie pogłębiło moją wiedzę w zakresie historii i budowy instrumentów smyczkowych, udoskonaliło umiejętności i poszerzyło zainteresowania o nowe instrumenty i nie tylko…

Wyjazdy tu i ówdzie, uświadomiły mi, że ile lądów, tyle tradycji, nie mówiąc już o historii, szczególnie tej muzycznej, jaką za sobą niosą. Mnogość instrumentów jakie oferuje nam świat pokazuje, że nie ma sensu zamykać się tylko w jednej określonej dziedzinie. Oczywiście wywołuje to wątpliwość, czy jesteśmy w stanie zagłębić się w tworzenie każdego z nich i to z należytą mu perfekcją, ale jednocześnie napędza, by wciąż poszukiwać… Osobiście bardzo cieszy mnie szerzące się wśród muzyków powracanie do tradycji i kultywowanie jej, łączenie muzyki różnych kultur i czasów, a przez to także odkrywanie nowych lub zapomnianych z czasem instrumentów.

Mój dorobek w zakresie budowy instrumentów to głównie kilka par skrzypiec. W ostatnich latach skupiłam się na tworzeniu małych harf i prostych przeszkadzajek. Moje zainteresowania to głównie instrumenty strunowe, szczególnie etniczne i historyczne oraz bębny i perkusjonalia. Coraz częściej też wybiegam poza granice pracy lutniczej, doceniając dziedzinę jaką jest meblarstwo czy rzeźba, ale także na nowo próbując swoich sił w samym muzykowaniu…

 

Zdjęcia z archiwum Katarzyny Paluszkiewicz

Kontakt

Katarzyna Paluszkiewicz
Poznań

paluszkiewiczkasia@gmail.com
www.facebook.com/KataFingers

Józef Maślanka (1937 – 2019)

fot. Piotr Baczewski

Michał Ibn Jakub

Instrumenty muzyczne fascynowały mnie od zawsze. O tym, że zająłem się lutnictwem, zdecydowało jednak pewne wydarzenie sprzed wielu lat. Wracałem z długiej przechadzki po podleśnych łąkach. Było jasne październikowe popołudnie, oświetlone jesiennym słońcem. Ten typ światła, który zdaje się przeświecać przez głowy ludzi na których patrzymy i sprawiać, że ich myśli unoszą się wokół nich jak kolorowa para.

Nagle zdałem sobie sprawę, że ulica, po której idę, zmieniła się w ogromną podstrunnicę, a przewody elektryczne i telefoniczne na słupach nad głową stały się strunami. Oczywiście ludzie idący ulicą udawali, że niczego nie zauważyli i z obojętnymi, choć lekko przestraszonymi minami szli dalej, lekko tylko ślizgając się na polerowanym hebanie. Zrozumiałem, że świat próbuje dać mi coś do zrozumienia. Że w razie wątpliwości nie zawaha się podkreślić przekazu wielkim palcem, który opuści się z nieba i zagra dobitną kwintę przyciskając struny dokładnie w miejscu, w którym stoję, a nawet poprze go pasażem po głowach otaczających mnie osób.

Od tamtego dnia buduję i naprawiam instrumenty.

Ul. Krasnowolska 53, Warszawa,
tel.: 508 092 765,
e-mail: bakshee.jw@gmail.co

luthiery.eu

Wojciech Jackowski

Tagi: , ,

Od dziecka interesowała mnie gra na instrumentach. Uczyłem się grać na gitarze, harmonijce ustnej a później na wiolonczeli w szkole muzycznej. W 2009 roku zacząłem zastanawiać się nad wyborem liceum, które w jakiś sposób by mi odpowiadało. Wynikiem tych poszukiwań było Liceum Plastyczne im. Antoniego Kenara w Zakopanem ze specjalizacją lutnictwo artystyczne. Trafiłem tam pod opiekę wspaniałego pedagoga prof. Stanisława Marduły, który mocno zaszczepił we mnie fascynację i chęć tworzenia instrumentów. Po ukończeniu liceum, w 2013 roku, rozpocząłem studia na Akademii Muzycznej im. Ignacego Jana Paderewskiego w Poznaniu na kierunku lutnictwo artystyczne, gdzie będąc uczniem prof. Antoniego Krupy oraz jego syna Marcina Krupy, powoli doprowadzam do mistrzostwa swój warsztat.

Moją pasją jest nie tylko lutnictwo klasyczne. Instrumenty historyczne i etniczne zawsze przykuwały moją uwagę. Oprócz skrzypiec podjąłem się również próby rekonstrukcji gęśli gdańskich oraz suki biłgorajskiej.

Każda dziedzina sztuki pozwala na stworzenie czegoś pięknego w formie. Tylko lutnictwo daje możliwość ożywienia wykonanego dzieła.

Zdjęcia z archiwum Wojciecha Jackowskiego

 

Kontakt

Wojciech Jackowski

Poznań
668348861

Marek Mołodecki

Tagi: , , ,

Jestem twórcą od urodzenia, rzemieślnikiem od kiedy zaczęło coś wychodzić, muzykuję od czasu do czasu z różnym powodzeniem (ale zawsze bardzo chętnie). Duży wpływ na to, co robię, ma z pewnością miejsce mojego zamieszkania. Kiedy przeprowadziłem się na podlubelską wieś, bębny już tu były i myślę, że przez jakiś czas jeszcze będą.

A poważniej rzecz ujmując, od kilkunastu, a może kilkudziesięciu lat zajmuję się wyrobem bębnów – od małych instrumentów dla dzieci, po duże bębny basowe. Wykonuję instrumenty wzorowane na bębnach z różnych regionów świata. Nie boję się też eksperymentować. Jednym z takich udanych eksperymentów były bębenki kartonowe, które mogły posłużyć dzieciom. W mojej pracowni powstają też bębny basowe, szamańskie, djembe i wiele innych. Wszystkie instrumenty robione są ręcznie. Wspomagam się prostymi narzędziami w większości nie mechanicznymi. Do wyrobu bębnów używamy różnych gatunków drewna, metalu i kartonu. Najbardziej cieszy mnie ten moment, kiedy końcowy efekt przewyższa moje oczekiwania. Prawdę mówiąc, kiedy masz przed sobą kawałek drewna, skóry i sznurka, nigdy nie wiesz, jak to się skończy 😉

Zdjęcia z archiwum Marka Mołodeckiego

 

Kontakt

Marek Mołodecki
Dąbrówka

tel. 726134096, 817567014
www.wszystkogra.pl

Piotr Szutka

Tagi: 

Jestem człowiekiem, który prawdopodobnie nie mógłby żyć bez dwóch rzeczy: pracy i muzyki. Wdzięczny więc jestem niezmiernie Sile Wyższej, że udało mi się te rzeczy połączyć w jednym życiu. Ukończyłem podstawową klasę akordeonu dzięki czemu zdobyłem podstawy zasad muzyki, jednak dopiero w szkole średniej zaczęła się moja przygoda z instrumentami. Na jej początku zakochałem się w instrumentach perkusyjnych: conga, djemba, dun-dun i inne, uderzane dłońmi lub pałkami stały się całym moim światem. Z racji specyfiki mojej szkoły (technikum mechaniczne) miałem możliwość wykonania dla siebie pierwszych dłut i tak to się zaczęło.

Dawne to czasy… później nastąpiła kilkuletnia przerwa: Niemcy, Szwajcaria, Holandia, podróże, praca i nowe horyzonty. W Berlinie nastąpiło moje pierwsze zetknięcie z dudami. Na tej samej ulicy co ja mieszkał pewien człowiek imieniem Hans (nazwiska nie pomnę), który wykonywał właśnie te instrumenty. Zaprosił mnie do swojej pracowni, której atmosfera mnie, laikowi, kojarzyła się z pracownią alchemiczną. I tak zakochałem się w dudach. Trochę wody musiało jednak jeszcze upłynąć zanim zrobiłem swój pierwszy instrument. Były to dudy z pojedynczym stoikiem i z jednym bąkiem, w naturalnej skórze kozy. Wyglądały archaicznie i tak też grały ale, jak to mówią – pierwsze koty za płoty.

Jestem samoukiem-praktykiem, potrzebne informacje zdobyłem w internecie, wertując książki i sprawdzając tę wiedzę na żywo. W ten sposób przerobiłem już całą górę drewna (góra rośnie do dziś). Jakieś trzy lata temu kolega mój Jan Gałczewski, zainteresował mnie dudami zachodniej Europy: gaita, dudy średniowieczne i szkockie. To co je łączy to podwójny stroik, stożkowa przebierka, głośność i przenikliwość dźwięku. I znowu się zakochałem. Teraz dzielę czas miedzy dwie miłości: wschodnią i zachodnią. Poza dudami buduję również fujarki bezotworowe, otworowe, kavale, proste klarnety bezklapowe, bębny dwustronne. W swojej pracy wykorzystuję gotowe plany, ale też tworzę nowe instrumenty, według własnych rozwiązań lub pomysłów i życzeń ludzi, dla których je wykonuję. Moim ulubionym tworzywem jest drewno gruszy ale wykorzystuję również czereśnię, śliwę, jawor, jesion i czarny bez.

Jestem przede wszystkim idealistą. Moim marzeniem jest, aby dudy znów stały się popularne jak przed wiekami i trafiły pod strzechy, tak jak kiedyś stamtąd wyszły.

Zdjęcia z archiwum Piotra Szutki

 

KONTAKT

Piotr Szutka
tel:792839555.
Kraków
facebook.com/piotr.szutka