Mariusz Syller

Tagi: , , , , ,

Początkiem mojej działalności w zakresie napraw i budowy instrumentów muzycznych było dokonywanie drobnych napraw akordeonu, na którym uczyłem się grać jako kilkunastoletni chłopiec. Był to również początek mojej edukacji muzycznej. Po dwóch latach nauki grałem już „Marsza tureckiego” Mozarta i uwerturę „Lekka kawaleria” Franza von Suppégo. W tym czasie zbudowałem prymitywną perkusję, która służyła do celów chałturniczych.

Po maturze zdałem egzamin do Studium Nauczycielskiego nr 2 w Warszawie, gdzie kontynuowałem naukę gry na akordeonie, a nauka gry na fortepianie i wiolonczeli dała początek moim zainteresowaniom z zakresu budowy i strojenia tych instrumentów. Studiując później w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Warszawie (obecnie Uniwersytet Warszawski) posiadałem już znaczną wiedzę o budowie instrumentów muzycznych.

Po ukończeniu PWSM, pracując już jako nauczyciel w szkolnictwie podstawowym i średnim, poszerzyłem swą wiedzę z zakresu budownictwa organowego i samodzielnie, korzystając z wydawnictw „Instrumentoznawstwo i akustyka” Mieczysława Drobnera oraz „Akustyka muzyczna”, wyprodukowałem pierwsze piszczałki organowe z drewna i z metalu. Piszczałki drewniane grały możliwie, ale metalowe, wykonane z blachy puszek od konserw – niezbyt ciekawie. Postanowiłem więc skorzystać z wiedzy i umiejętności znajomego organmistrza i pobierałem u niego lekcje prywatne (oczywiście odpłatnie). Wspólnie odlewaliśmy blachę cynowo-ołowianą na wykonanej przeze mnie gisladzie (mam ją do dziś). Zakupioną cynę i ołów topiliśmy na piecu węglowym w specjalnie zamówionym u ślusarza tyglu.

Gdy już osiągnąłem pewne umiejętności, przerwałem pracę w szkolnictwie i zatrudniłem się w znanej firmie organmistrzowskiej Kamińskich w Warszawie, gdzie pracowałem pod okiem Zygmunta Kamińskiego (seniora) w dziale produkcji piszczałek metalowych. Po roku pracy w firmie postanowiłem sam zbudować małe organy dla siebie. Wróciłem do szkolnictwa, by mieć więcej czasu na budowę instrumentu. Wykonałem sporo piszczałek metalowych (z cynku), ale prace musiałem przerwać z powodu braku kasy. Kontynuując pracę w szkolnictwie i posiadając znaczną wiedzę w zakresie strojenia instrumentów, przyjmowałem zamówienia na strojenie fortepianów i pianin. W końcu stwierdziłem, że budowa i naprawa instrumentów muzycznych są moją pasją.

Zrezygnowałem ze szkolnictwa i zatrudniłem się w Spółdzielni Pracy „Tron” w Warszawie, gdzie pracowałem w dziale napraw fortepianów, a po pewnym czasie rozpocząłem budowę pozytywu dla Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy. Prace trwały półtora roku i pięciogłosowy pozytyw o neorokokowym wystroju odjechał do Bydgoszczy, a ja razem z nim, by stroić przed koncertami Pasji wg św. Jana Bacha w Bydgoszczy i w kilku miastach Polski oraz Pasji wg św. Mateusza w Filharmonii Narodowej w Warszawie. Takie były początki. Od tamtego czasu zbudowałem kilka pozytywów, w tym dwu-, trzy- i czterogłosowe z wiatrownicami klapowymi, stosując tradycyjne rozwiązania z pewnymi własnymi modyfikacjami.

Praca nad instrumentem trwa wiele miesięcy, bo wykonanie każdego elementu wymaga wielkiej precyzji. Niewątpliwie wzorcem dla mnie są pozytywy twórców XVI, XVII i XVIII wieku. Zasada działania tamtych i obecnie budowanych pozytywów jest niezmienna. Obecnie buduje się instrumenty o mniej bogatym wystroju zewnętrznym. Oczywiście można wykonać rekonstrukcje dawnych pozytywów, ale tylko na specjalne życzenie zamawiającego. Dawne pozytywy wyposażone były w miechy uruchamiane ręcznie, obecnie stosuje się dmuchawy elektryczne niewielkich rozmiarów mieszczące się w obudowie instrumentu.

Budowane przeze mnie pozytywy zamawiane były zarówno przez instytucje, jak i osoby prywatne. Czas trwania budowy instrumentu zależy od jego wielkości i ilości głosów. Przyjmuję również zamówienia na wykonanie portatywów, czyli jednogłosowych instrumentów o trzyoktawowej skali.

Zakres mojej działalności to nie tylko budowa pozytywów. Remontuję, naprawiam i stroję również fortepiany, pianina, klawesyny i inne klasyczne instrumenty klawiszowe. Specjalizuję się w remontach zabytkowych fortepianów i pianin. Za przykład może posłużyć wyremontowany przeze mnie zabytkowy fortepian (to raczej pianoforte) firmy Buchholte z ok. 1845 roku dla Warszawskiej Opery Kameralnej, a znajdujący się dzisiaj w muzeum w Sannikach.

 

 Kontakt:

Mariusz Syller
Brwinów pod Warszawą
Tel. 504 197 086