Stanisław Mierzwa

Tagi: 

Moje życie od najmłodszych lat związane było z pracą na roli. W wolnych chwilach z muzyką i śpiewem. Głównie w gronie rodzinnym. Do mojej sąsiadki Anieli przyjeżdżał syn Olek i przywoził skrzypce, na których wraz z braćmi i kolegami często muzykował. Jako młody chłopak słuchałem ich i marzyłem o skrzypcach. Miałem harmonijkę ustną, na której sobie grałem. Chodząc na wesela, miałem okazję słuchać lokalnej kapeli, w której grał Wojtuś Sowa.  Jego gra bardzo mi się podobała.

Gdy skończyłem szkołę podstawową, poszedłem na naukę rzemiosła do stolarza. Tam zacząłem robić skrzypce – po swojemu. Boki wyrzynałem, zamiast giąć, a następnie kleiłem. Smyczek zrobiłem z włosia siwego konia. Skrzypce nie brzmiały dobrze, a po jakimś czasie rozkleiły się. 

W latach 70 weszły w modę gitary elektryczne. Słuchaliśmy przebojów:  Maryli Rodowicz, Dwa Plus Jeden, Skaldów, Wawelów, Czerwonych Gitar, Breakout. Razem z kolegami założyliśmy zespół „Echo”, w skład którego wchodziły 3 gitary i perkusja. Wokalistką była moja siostra Ania, która później kontynuowała karierę w Kapeli Futomskiej. Przygrywalismy na zabawach, wieczorkach tanecznych i choinkach szkolnych. Zdarzało się, że na zabawę zgadzane były dwie kapele – Kapela Sowów i nasza. Tak to wyglądało, że oni grali stare, najpiękniejsze kawałki ze Piątkowej a my te, które przyszły ze świata. Ludzie mówili, że ładnie się zgadzało.

W naszej parafii od około 40 lat pielęgnujemy tradycję adorowania Wielkiej Nocy, poprzez granie i śpiewanie przy Grobie Pańskim. Z tej okazji zbieramy się wspólnie z rodzimymi muzykami, w tym także z cymbalistą Piotrem Rząsa i graliśmy przez całą noc w kościele. Właśnie Piotr Rząsa nastroił moje pierwsze własnoręcznie zrobione cymbały.  W następnych latach budowałem następne.

Pewnego razu, gdy byłem w sklepie muzycznym, zobaczyłem plakat Elvisa Presley’a z piękną gitarą, zdobioną masą perłową. Wtedy postanowiłem zrobić swoją pierwszą akustyczną gitarę. Do dziś powstały 3 sztuki.

Niedawno zrobiłem kolejne cymbały, ale szukając dobrego brzmienia jak dzwon, wykonałem je inaczej niż dotychczas. Mianowicie, zastosowałem inny rodzaj łączenia w „głowach”. Zobaczę, jak będzie „strój trzymał”.  

Wszystkim, co umiem, chcę się podzielić i przekazać.

« 1 z 2 »

Zdjęcia Piotr i Dorota Piszczatowscy

Kontakt

Stanisław Mierzwa

Futoma 
tel: +48 696 65 03 44

Wojciech Wieconkowski

Tagi: , , , , , , ,

Muzyka jest moją pasją odkąd pamiętam.  Jako dziecko grałem na pianinie, lecz nauki tej nie kontynuowałem. Po dłuższej przerwie zainteresowania skierowały mnie ku bębnom. W 2000 roku z pomocą wujka – mistrza renowatora zrobiłem pierwszy bęben de-jambe.  W 2004 rozpocząłem przygodę z bębnami ramowymi – tzw. szamańskimi.

Po ukończeniu studiów na etnologii powróciłem do warsztatu, który pozostał po wujku i już sam zgłębiałem budowanie instrumentów. Około 2012 roku z własnej potrzeby zrobiłem mój pierwszy flet północno-amerykański. Rok później pierwszą małą harfę celtycką (metalowo – strunową).

Kocham grać na instrumentach i budować je. Obecnie jestem zaangażowany w dwa projekty muzyczne (m.in. „Muzyka Źródła”) i prowadzę regularne zajęcia z użyciem dźwięku, jako jednej z technik wewnętrznego rozwoju. Gdy nie gram, konstruuję instrumenty, ponieważ  wiele z nich służy w muzykoterapii i i pracy rozwojowej. Wytwarzanie każdego instrumentu jest procesem wielopoziomowym. Każdy bęben to inny duch, każdy flet śpiewa własną unikalną pieśń. Dlatego przekazując komuś instrument, tak naprawdę przekazuję towarzysza na dalszą drogę wiodącą tajemnicami życia. Jest to dla mnie wielka radość.

Obecnie w mojej pracowni Metaphoric Tools, która mieści się w Redzie, konstruuję kilka rodzajów instrumentów: bębny szamańskie, flety północno-amerykańskie (tzw. flety miłosne), harfy celtyckie. Budowę każdego z tych instrumentów zgłębiałem sam, posiłkując się literaturą, stosując metodę prób i błędów oraz po prostu podążając za własną intuicją. Każdy instrument wykonywany jest z wielką uwagą dla szczegółów, stosowanego materiału i warstw wykończeniowych.  Flety, tak jak i harfy, wykonywane są z twardego drewna z lokalnych lasów lub drewna odzyskanego, natomiast bębny mają  przeważnie obręcz brzozową.  Rezultatem jest unikalny i niepowtarzalny instrument, który można zamówić w mojej pracowni Metaphoric Tools.

Uwielbiam  ten moment kiedy flet wydaje pierwszy dźwięk – jeszcze nie nastrojony, ale już ma swoją indywidualną barwę. Moment, gdy mogę usłyszeć pierwszy dźwięk nowego bębna  – to jak pierwsze spotkanie z nową istotą…

Wojciech Wieconkowski

Zdjęcia z archiwum Wojciecha Wieconkowskiego

 

Kontakt

Wojciech Wieconkowski

Pracownia Metaphoric Tools

 Rumia
Tel. +48 662 657 142
www.metaphorictools.co.uk
facebook.com/metaphorictools/
www.youtube.com/metaphorictools

Mateusz Raszewski

Tagi: 

Buduję instrumenty, ponieważ strasznie lubię zapach iglastych wiórów spadających na podłogę. Pracuję w ciszy to najpiękniejsza muzyka.

W ciągu całego mojego życia dorobiłem się niewielu przodków. Po kądzieli są to mieszczanie i historia lutnicza związana z przedwojennymi Jeżycami w Poznaniu. Po mieczu to weselni muzykanci w południowej Wielkopolsce.

Historia pracowni sięga początków XX wieku a swój okres świetności przeżywała w dwudziestoleciu międzywojennym. Nie ma to jednak wielkiego znaczenia, ponieważ nigdy nie spotkałem pradziadka Władysława, swojej wiedzy o budowaniu instrumentów nie zdążył mi przekazać. Na podstawie dziedziczonych narzędzi i osobliwie wielkiej wiary w słuszność sprawy, reaktywowałem pracownię.

fot. Piotr i Dorota Piszczatowscy

Skąd wiem, jak zbudować dajmy na to basy kaliskie nie mając żadnych nauczycieli? Lubię włóczyć się po wsiach, najbardziej tych w dolinie Prosny i bywa, że spotykam ludzi, starych ludzi, którzy wiedzą różne rzeczy albo znają tych co wiedzą to co jest mi właśnie bardzo potrzebne. Bywa też, że w taki właśnie sposób odnajduję instrumenty przykryte grubą warstwą lat i wyciągam je ze strychów na światło dzienne. Tak dotarłem do XIX wiecznych basów i bębenka obręczowego. Analiza instrumentu odkrywa wtedy większość tajemnic, inne się jeszcze ukrywają.

Interesuje mnie dyscyplina form, dlatego zajmuję się instrumentami tradycyjnymi nie unowocześniając ich. Ważną dla mnie rzeczą jest lokalny rodowód budowanych instrumentów oraz drewna, z którego je wykonuję, w tym wypadku są to otaczające mnie lasy wielkopolskiej puszczy Zielonki. Proces ten obejmuje wybór odpowiedniego starodrzewu, zwózkę z lasu, przetarcie, na ogół własnoręczne na podwórku pod pracownią i wreszcie ułożenie w odpowiednim miejscu do sezonowania na wolnym powietrzu. Lubię budować dłubane skrzypce i mazanki (świetne do kieszeni), trzystrunowe basy klejone, dłubane z jednego pnia dwustrunowe basy kaliskie, dłubane bębny sznurowe i bębenki obręczowe, ale też starsze – już właściwie prasłowiańskie – np. gęśle. Bębenków mam już dość, zrobiłem ponad sto.

fot. Piotr i Dorota Piszczatowscy

Czas pracy nad instrumentem? W przypadku saharyjskich przyjaciół to było 12 miesięcy. Ale dla odmiany trzystrunowe basy klejone udało się zmieścić w dwóch tygodniach. Sytuacja była nieco groteskowa. Wielkimi krokami zbliżały się poprawiny weselne, na których do tańca miała grać u nas kapela Jana Gacy a ja już dawno planowałem na tę okoliczność poczynić basy jako prezent dla żony. Czternaście dni z czternastoma nocami okazało się wystarczyć. Na ogół jednak lekce sobie ważę czas powstawania instrumentu, dzięki czemu otrzymuje on ode mnie dokładnie tyle, ile potrzebuje.

fot. Piotr i Dorota Piszczatowscy

Zupełnie poza tym głównym nurtem zapomnianych instrumentów smyczkowych pracownię opuściło też kilka gitar, które poszły na wędrówką po tym bożym świecie. Jedna z nich, kawałek polskiego drzewa orzechowego, jest u zachodnio saharyjskich rebeliantów, ludu Tamashek.

fot. z archiwum Mateusza Raszewskiego

Pracownia Raszewskich
Mateusz Raszewski
Pod Lasem 2
62-095 Kamińsko
woj. Wielkopolskie
raszewski.org
mj.raszewski@gmail.com

fot. Piotr i Dorota Piszczatowscy

Mariusz Raźny

Bębniarzem chciałem być już od dziecka, kiedy to pierwszy raz zobaczyłem i usłyszałem bębny etniczne. W 1999r. kupiłem swój pierwszy mały bęben djembe. Równolegle z nauką gry na bębnach szły pierwsze próby robienia własnych bębnów.
Po kilku latach poszukiwań postanowiłem potraktować ten instrument bardziej poważnie i nauczyć się na nim grać tak, jak grają na nim ci, którzy go wymyślili.  Dostęp do informacji był ograniczony, więc starałem się być na wszystkich  warsztatach prowadzonych w Polsce przez afrykańskich mistrzów djembe. Nie tylko poszerzało to moją wiedzę muzyczną, ale dawało również możliwość obcowania z oryginalnymi instrumentami.
Od 2005 roku prowadzę regularne warsztaty bębniarskie w Jeleniej Górze, tam też trzy lata później założyłem grupę perkusyjną Tiriba. Ważnym punktem na drodze rozwoju była moja podróż do Gwinei, kraju gdzie powstał bęben djembe i kultura z nim związana. Ważką lekcją były dla mnie spotkania z lokalnymi rzemieślnikami produkującymi bębny djembe i dundun. Możliwość obserwacji ich przy pracy oraz narzędzia jakie od nich kupiłem znacznie poprawiły jakość moich instrumentów.
W 2013 roku otworzyłem oficjalnie swoją Pracownię Bębnów, w której produkuję głównie bębny afrykańskie djembe i dundun. Bębny robię ręcznie za pomocą cioseł, dłut, siekier… Na korpusy wykorzystuję różne gatunki drzew. Są to m. in.: olcha, topola, jawor, klon, jesion, czereśnia, dąb. Jako membrany wykorzystuję afrykańskie skóry kozie lub skóry cielęce i krowie rodzimego pochodzenia.
Mam szczęście, że moja praca to moja pasja.
Mariusz Raźny

zdjęcia z archiwum Mariusza Raźnego

KONTAKT
tel 605 332 994