Tagi: , , , ,

 Jestem muzykiem-amatorem, twórcą instrumentów. Lutnictwem zajmuję się od ukończenia nauki w 2011 roku. Co zabawne, najlepiej gram muzykę, której nie gra się na robionych przeze mnie instrumentach – trudno byłoby grać oryginalnego amerykańskiego bluesa z lat 20′ i 30′ na instrumentach średniowiecznych czy barokowych!

Przygodę z lutnictwem zacząłem zupełnie przypadkowo. Kiedyś pracowałem jako nauczyciel języka angielskiego. Jednym z miejsc, gdzie uczyłem, była niewielka szkoła wyższa pod Rzymem, w Zagarolo.  A jednym z moich studentów okazał się być szlifujący swój angielski lutnik. Zaczęliśmy rozmawiać, potem pojechaliśmy z żoną obejrzeć jego warsztat i wkrótce dotarło do mnie, że chciałbym spróbować tego zajęcia. Niedługo potem Marco [Salerno] przyjął mnie do terminu. Nauczył mnie, jak robić średniowieczne skrzypki, viole da gamba, lutnie, skrzypce oraz… pizzę!

Teraz skupiam się na rozwoju mojej tożsamości i indywidualnego stylu lutniczego. Na początku tej drogi chodziło raczej o wykształcenie kompetencji, czyli robienie instrumentów, które działają. Po osiągnięciu tego poziomu, zaczął się etap szlifowania umiejętności. Obecnie poszukuję sposobów na osiągnięcie coraz lepszego brzmienia, większej estetyki, lepszego ogólnego wrażenia – czyli generalnie coraz lepszego dopasowania do potrzeb muzyka. Mam teraz o wiele mniej lęku niż na początku, płynącego z pytań typu “Czy to zadziała?”. Pytanie, które obecnie sobie zadaję to “Jak?”, które zakłada, że potrafię sobie poradzić z wyzwaniem. Czuję, że cały ten lęk jest już daleko za mną. Dotarłem do miejsca, gdzie odczuwam przede wszystkim ciekawość.

Następnym marzeniem jest przekazanie części wiedzy moim synom, aby sami doświadczyli wytwarzania czegoś i mogli czerpać z tego przyjemność. Na razie jednak są tak mali – niespełna dwuletni – że większą przyjemność sprawia im niszczenie niż tworzenie.

Wytwarzam głównie instrumenty europejskie z czasów średniowiecza, renesansu i baroku, obejmujące różne rodzaje skrzypiec, viole da gamba, rebeki i inne. Tego typu instrumenty mają zupełnie inne brzmienie niż to, do którego przyzwyczailiśmy się słuchając współczesnych orkiestr. Są one wyposażone prawie wyłącznie w struny zrobione ze zwierzęcych jelit i mają specyficzne brzmienie, które określiłbym jako “mniej skoncentrowane”. W dzisiejszych czasach króluje przede wszystkim brzmienie głośne. W przeszłości jednak to rezonans miał chyba większe znaczenie.

Zdjęcia: Piotr Piszczatowski

Rzadko pracuję nad jednym instrumentem naraz. Zawsze mam na warsztacie cztery lub pięć różnych instrumentów. Mogę oszacować mniej więcej, że czas na wykonanie prostszych instrumentów, np. skrzypiec średniowiecznych to kilka tygodni. Konstrukcja większych, bardziej skomplikowanych instrumentów dekorowanych zabiera kilka miesięcy. Ale wolę pracować nad kilkoma instrumentami jednocześnie. Dzięki temu, kiedy zmęczy mnie przyglądanie się jednemu z nich, mogę przerzucić się na następny i spojrzeć na niego “świeżym okiem” dzięki zmianie scenerii. Zamówienie to prosta sprawa – wystarczy zadzwonić lub napisać, o jaki instrument chodzi. Czy ma to być kopia instrumentu historycznego lub własny pomysł na instrument (mam klientów obu rodzajów).  Po czym uzgadniamy cenę i termin realizacji. Po wpłaceniu zaliczki klient zostaje wpisany na listę projektów. Obecnie czas oczekiwania wynosi średnio sześć miesięcy.

Autorytetem oczywiście był mój mistrz, Marco. Nadal powołuję się na jego opinię i przekaz w wielu sprawach, ale jestem też otwarty na opinie innych twórców, muzyków. Coraz częściej mogę też już bazować na własnych przemyśleniach i doświadczeniu. Sprawia mi teraz przyjemność badanie zachowanych historycznych instrumentów (również w formie rysunków technicznych) i próba odtworzenia procesu myślowego oryginalnego twórcy. Stanowi to materiał do eksperymentów lutniczych, które przeprowadzam, jeśli czas pozwala.

Coś, co bardzo podoba mi się w muzyce dawnej, to właśnie żywa współpraca i partnerstwo pomiędzy muzykami a lutnikami. Po stronie muzyków występuje płaszczyzna społeczna obca wielu innym rodzajom muzyki. Ludzie schodzą się po to, aby wspólnie grać, dzielić się doświadczeniem I być razem. Wirtuozeria jest mniej w cenie niż współpraca nad tworzeniem czegoś pięknego. Wielu lutników wywodzących się z tej tradycji to osoby bardzo otwarte, dzielące się informacjami na temat technik, eksperymentów i porażek. Wychodzą z założenia, że tworzenie piękna jest naszym wspólnym celem.

Terminując u mistrza brałem czynny udział w konstrukcji ponad stu instrumentów. Odkąd zacząłem pracować samodzielnie, wykonałem ich prawie pięćdziesiąt. Zamierzam urządzić imprezę z okazji wykonania pięćdziesiątego instrumentu. Może uda mi się namówić znajomych muzyków na mały koncert z udziałem instrumentu nr 50!

W początkach nauki zdarzało mi się wiele śmiesznych sytuacji, głównie polegających na niewłaściwym wykorzystaniu jakiegoś narzędzia. To wszystko było jedną wielką przygodą, bo cały czas podróżowałem w stronę celu, którego nigdy wcześniej nie osiągnąłem. Większość obecnych zabawnych sytuacji zdarza mi się w podróży na różne targi instrumentów dawnych. Czasami to dziwne uczucie być turystą, który jednocześnie jest w pracy.

Są takie dni, kiedy mam dość drewna i chciałbym, aby samo się potrafiło wyrzeźbić, ale przecież coś, co zawsze przynosi radość nie istnieje – no, może czekolada! Zawsze są też momenty, kiedy pozytywnie zaskakuje mnie to, co zrobiłem, bo zrobiłem to lepiej niż przypuszczałem. Wracam wtedy do domu z uczuciem wielkiej satysfakcji. Słuchanie, jak muzycy grają na moich instrumentach również jest źródłem niesamowitej satysfakcji. Mogę wtedy do siebie powiedzieć: „O to mi chodziło!”  i zapominam o drewnie, które nie chciało mnie słuchać.

 

Kontakt

Matthew Farley
 Kraków
+48 792 818 531

www.earlymusicinstruments.com
Early Music Instruments.com on Facebook
Matthew Farley on Google+