Madejski Filip

Tagi: , ,

     Urodziłem się w 1987 roku w Warszawie. Tu mieszkam i pracuję. Jestem muzykiem, twórcą i producentem audiowizualnym, perkusistą i kompozytorem eksperymentalnym. W latach 2010-2016 studiowałem na Wydziale Sztuki Mediów ASP w Warszawie. Na studiach istotne było dla mnie spotkanie z teorią Formy Otwartej autorstwa architekta i pedagoga artystycznego Oskara Hansena. Była to swego rodzaju podstawa programowa prowadzonej przez prof. Grzegorza Kowalskiego pracowni Przestrzeni Audiowizualnej, w której robiłem specjalizację. Założenia Formy Otwartej pierwotnie ukształtowane na polu architektury oraz sztuk wizualnych wielokrotnie wplatałem w obszar własnych projektów muzycznych i dźwiękowych. W twórczości muzyczno – instrumentalnej, moim ulubionym doświadczeniem było współtworzenie zespołu How How (https://howhow.bandcamp.com). Brałem także udział w licznych przedsięwzięciach artystycznych na przecięciu dyskursów i dyscyplin sztuki. 

     Od 2019 rozwijam niezależny warsztat talerzy perkusyjnych F. Madejski Cymbals Manufacture. Do tej pory wykonałem około 30 różnego rodzaju talerzy i talerzyków perkusyjnych. Zajmuję się także realizacją i modyfikowaniem talerzy na indywidualne zamówienie. Katalog moich talerzy oraz lista usług znajdują się na stronie: www.fmadejskicymbals.com

fot. z archiwum Filipa Madejskiego

Dlaczego talerze perkusyjne?

     Talerze perkusyjne fascynowały mnie od dawna. W muzyce improwizowanej i eksperymentalnej oraz bardziej konceptualnych działaniach dźwiękowych, jakimi się zajmowałem jako perkusista i kompozytor, często wykorzystywałem talerze. Były dla mnie ważnym narzędziem pozwalającym na spontaniczną i zróżnicowaną ekspresję.

     Zawsze szczególną rolę pełniły dla mnie niuanse oraz możliwość dekonstrukcji znaczeń poprzez eksperymenty ze sposobami użycia instrumentarium. Talerze okazywały się w tym niesłychanie elastyczne. Na podłożu tego doświadczenia w pewnym momencie wykiełkowało u mnie zainteresowanie historią, konstrukcją i sposobem produkcji talerzy perkusyjnych.

     Trudno powiedzieć kiedy konkretnie zacząłem poważniej myśleć o robieniu talerzy… Po prostu w pewnym momencie nagromadzone obserwacje, poszukiwania dostępnych informacji na temat produkcji talerzy, a także konsultacje technologiczne i materiałowe zaprowadziły mnie do punktu, w którym zacząłem gromadzić narzędzia. Po etapie intensywnego rekonesansu i przygotowań, w maju 2019 roku, miałem wreszcie gotowy warsztat. Sprowadziłem z Turcji pierwszych kilka surowych blach i przystąpiłem do pracy.

Z czego robi się talerze perkusyjne?

     Historia talerzy perkusyjnych sięga tysiącleci i na przestrzeni dziejów wykonywano je różnymi technikami, z rozmaitych metali i ich stopów. Za najbardziej szlachetny uznawany jest jest brąz B20 (CuSn20) o zawartości 20% cyny i 80% miedzi. Z takiego stopu wykonuje się także dzwony i dzwonki, misy tybetańskie, gongi, korpusy perkusyjne, etc… Ale talerze robi się także z brązów o innym składzie (np B8, B10, B12), z mosiądzu czy nowego srebra. Eksperymentujący twórcy talerzy pracują nawet z tytanem, aluminium oraz stalą nierdzewną.

fot. z archiwum Filipa Madejskiego

 

Jak się robi talerze?

     Generalnie nie ma czegoś takiego jak podręcznik produkcji talerzy perkusyjnych. Robią to przede wszystkim duże i mniejsze firmy oraz manufaktury. Niektóre mają wielowiekowe inne wielo, lub przynajmniej, kilkupokoleniowe tradycje i doświadczenia. Każdy producent do pewnego stopnia strzeże swoich sekretów i receptur. Pewne informacje są dostępne, ale zazwyczaj rozproszone i niekonkretne. Przełomowym momentem w poznawaniu problematyki produkcji talerzy było dla mnie natrafienie na niewielki, lecz niezwykle inspirujący świat niezależnych kowali talerzy perkusyjnych (cymbal smith), funkcjonujących niejako w opozycji do produkcji wysokonakładowej w dużym stopniu powtarzalnej.

     Niezależne kowalstwo w kreatywny sposób korzysta z dorobku, receptur, tradycji i doświadczeń wiodących producentów, jednocześnie działała na odmiennych zasadach i w odmiennych warunkach. To między innymi działalność tych rzemieślniczych outsiderów o rozmaitym podejściu technicznym i postawach twórczych, dała mi wiarę w sens własnych badań, pomysłów i przedsięwzięć. Co także istotne, środowisko niezależnych kowali jest otwarte na wymianę wiedzy. Dzielenie się doświadczeniem pełni w tym towarzystwie istotną rolę – to właśnie dzięki temu na samym początku nie popełniłem kilku krytycznych błędów oraz rozwiązałem parę nieprzeniknionych zagwozdek…

Co ja właściwie robię?

     Obecnie pracuję nad możliwością produkcji własnego stopu. Nie jest to zadanie ani trywialne ani tanie, więc dojście do tego zajmie mi pewnie jeszcze trochę czasu. Aktualnie materiał do moich talerzy (blachę z brązu B20) zamawiam w tureckich tradycyjnych manufakturach, w których recepturę oraz technologię produkcji odpowiednio przygotowanej blachy rozwija się przez lata.

     Praca nad talerzem perkusyjnym zaczyna się dla mnie w momencie, kiedy blacha (rozwalcowany na gorąco i zahartowany kawałek brązu) jest surowa. Talerz przypomina wtedy tylko tym, że jest wycięta w okrąg. Moje zadanie to zamienić kawałek blachy w instrument muzyczny za pomocą młotków, kowadeł oraz tokarki. Zadanie to jest pozornie banalne – w praktyce okazuje się niezwykle zniuansowane. W dodatku wymaga ciągłej koncentracji, świadomości konsekwencji podejmowanych działań oraz oczywiście pomysłu.

fot. z archiwum Filipa Madejskiego

     Wykonanie talerza perkusyjnego może zająć kilka godzin, dni, tygodni, a czasem nawet kilka miesięcy. Wiele zależy od jego średnicy, grubości oraz oczekiwanego rezultatu. Tak czy inaczej, praca przebiega w pewnym porządku. Pierwszym etapem jest kucie. Wtedy kształtuje się profil talerza: komplikowany jest sposób rozchodzenia się dźwięku w materiale oraz budowane są jego wewnętrzne napięcia. Te parametry będą miały kluczowe znaczenie dla brzmienia i charakteru przyszłego instrumentu. Uformowany talerz przetacza się na tokarce (albo nie poddaje toczeniu, jeśli taki akurat jest projekt). Toczenie polega na zdejmowaniu warstw brązu z góry oraz ze spodu talerza i odbywa się poprzez żłobienie na jego powierzchni rowków o określonym przekroju. Nieprzetoczona blacha pokryta jest warstwą utlenionego brązu, która tłumi wybrzmiewanie talerza, zaś odsłonięcie nieutlenionego metalu „otwiera” jego brzmienie. Dodatkowo sposób toczenia ostatecznie formuje napięcia występujące w talerzu, co znacząco wpływa na jego parametry dynamiczne i tonalne. Toczenie jest także sposobem, w jaki realizując talerz perkusyjny, uzyskuje się jego pożądaną wagę. Grubość talerza perkusyjnego w stosunku do jego średnicy jest jednym z kluczowych czynników kształtujących charakter jego brzmienia.

     Po ukończeniu prac talerz „odpoczywa” i „dojrzewa” przez kilkanaście dni. Jest to konieczne, ponieważ materiał poddany obróbce traci na jakiś czas swoje właściwości i dopiero po pewnym czasie brzmienie talerza stabilizuje się i określa. Wtedy dopiero ujawnia się efekt wykonanej pracy i można ewentualne wprowadzić poprawki. W związku z tym dość długim „czasem leżakowania” pomiędzy jedną sesją pracy a kolejną, proces realizacji talerza perkusyjnego do jego finalnej formy może trwać nawet kilka miesięcy.

fot. z archiwum Filipa Madejskiego

Co mnie w tym kręci?

     Legendarny włoski niezależny kowal talerzy perkusyjnych Roberto Spizzichino w krótkim wywiadzie wideo z 2008 roku (https://vimeo.com/ 2025459) powiedział: „Robię talerze dla ludzi, który nie lubią pięknego dźwięku. […] Wyjątkowe jest dla mnie lepsze niż piękne”. Dla mnie pasjonujące jest to, jak szalenie otwartą na interpretacje formą instrumentu jest talerz perkusyjny. Owszem, istnieje pewien kanon w głównym nurcie rynku talerzy perkusyjnych, jednak możliwości wariacji i eksperymentów są praktycznie nieograniczone. Spektrum dowolności jest bardzo pojemne. Talerz może być mały albo duży, ciężki lub lekki, cienki, gruby, szumiący, brzęczący, dzwoniący, szeleszczący. Może mieć brzmienie brudne lub krystalicznie czyste, głębokie bądź płaskie, otwarte, zamknięte, suche, złamane, brzydkie albo ładne… etc. Żadna z tych cech nie dyskwalifikuje talerza perkusyjnego jako instrumentu. Ponadto pomiędzy każdą opozycją w charakterystyce brzmienia mieści się otwarte na dowolność wyboru pole stanów pośrednich, mieszanych i łączonych. Zarówno na etapie produkcji talerza perkusyjnego, jak i potem jego wyboru przez użytkownika, mamy ogromną swobodę ograniczoną wyłącznie potrzebami oraz wyobraźnią

fot. z archiwum Filipa Madejskiego

Kontakt

Filip Madejski

Warszawa

f.madejski.cymbals@gmail.com
(+48) 668 154 030
www.facebook.com/F.MadejskiCymbalsManufacture
www.instagram.com/f.madejskicymbals
www.fmadejskicymbals.com

 

Anton Korolev

Tagi: , , , , , , , , , ,

Jestem artystą na rozmaite sposoby: muzykuję, tańczę, tworzę i naprawiam instrumenty. Wszystko to staram się robić dobrze. Albo tak, by powstała lepsza jakość, niż jest.

Pochodzę z Ukrainy, w Polsce jestem od kilku lat. Moja przygoda z muzyką zaczęła się dość późno – miałem około 20 lat (granie na perkusji w zespole punkowym w wieku 16 lat nie liczy się, bo  nie robiłem tego dobrze). Mój ojciec potrafił grać na akordeonie, ale grał na nim rzadko, był inżynierem skupionym na swojej pracy. Lubiłem tę muzykę. Jednak na akordeonie nie zacząłem grać. Zacząłem grać na dudach.

Z dudami po raz pierwszy spotkałem się na koncercie zespołu Musica Radicum w Muzeum im. Gonczara w Kijowie, chyba w 2004 roku. Byłem wtedy biednym studentem, ale tak się zafascynowałem, że postanowiłem wydać drobne na plastikowy flet prosty i zacząłem coś tam na słuch podbierać z kupionej na koncercie płyty. Kolejne (przełomowe) spotkanie z dudami miało miejsce na Festiwalu Rekonstrukcji Historycznej pod Czernihowym w 2006 roku. Tam poznałem Rodiona, który był wykształconym flecistą, a poza tym sprawnym dudziarzem. Grał na dudach galicyjskich (Gaita Gallega) o mocnym, przenikliwym i jednocześnie subtelnym brzmieniu. Od razu zakochałem się w tych dudach. Dzięki Rodionowi dowiedziałem się też dużo nowego o muzyce na dudach i samym instrumencie. R. dał mi również namiary na producenta jego instrumentów – Mistrza Eugeniusza Ilarionowa (*www.fontegara.one), słynnego przede wszystkim ze swoich historycznych fletów prostych. Uzbierałem pieniądze pracując w kuźni u znajomego płatnerza i zamówiłem swoje pierwsze gaity. 

Tylko, że Mistrz był bardzo zajęty codziennymi sprawami i powiedział, że na uczenie mnie znajdzie czas dopiero za rok, chyba… chyba, że zostałybym u niego na wsi (60 km od Kijowa) i pomagał w codziennych obowiązkach. Powiedziałem tak – i to zmieniło moje życie. Zostałem oddany pod opiekę jego ucznia i razem z nim przygotowywałem drewno i toczyłem części do moich przyszłych dud. Dowiedziałem się też wtedy tysiąca rzeczy o budowie instrumentów, o materiałach,  sposobach ich przygotowywania i obrabiania, strojeniu i wiele innych ciekawostek. Kiedy moje dudy były gotowe, nastrojone i sprawdzone przez mojego Mistrza, zacząłem uczyć się na nich grać. Mój kolega Rodion udzielał mi dobrych rad, pomogły również nagrania muzyki dudziarskiej od Włodzimierza. Później zacząłem pomagać mu budować inne instrumenty i w taki sposób sam zostałem uczniem dudowniczego.

Z czasem założyłem swój zespół, w którym grałem na dudach. Zacząłem podróżować, a w trakcie podróży spotykałem innych muzyków, od których się uczyłem. Do dziś zresztą, staram się wybierać na różne festiwale, tabory oraz letnie szkoły muzyki, ponieważ takie wydarzenia i spotkania z innymi muzykami kształcą mnie jako muzyka. Badanie różnych instrumentów innych muzyków, pozwala mi zrozumieć, jak zbudować lepszy instrument. 

Ale to są sprawy dni minionych, teraz mieszkam w Polsce. Kilka razy zmieniałem miejsce zamieszkania i przez dłuższy czas nie miałem warsztatu. Nie budowałem instrumentów, zajmowałem się przeważnie muzykowaniem. Przełomowym momentem okazała się kolejna przeprowadzka, tym razem do Poznania. Tam znalazłem w końcu fajne miejsce na warsztat – Zakład Makerspace (który niestety zamknął z początkiem epidemii). Aktualnie mam mały, ale przytulny pokoik w kamienicy na poznańskich Jeżycach. To jest miejsce, w którym czuję się, jak w domu i mogę spokojnie realizować plany twórcze. 

Buduję różne instrumenty.  W większości są to dudy z zachodu i północy Europy. Do tej pory zrobiłem: dudy galicyjskie, szwedzkie, francuskie, niemieckie średniowieczne, a także szałamaje kapsułowe i żalejki białoruskie. Wzory bazują na instrumentach tradycyjnych: tych z muzeum oraz tych poznanych i zbadanych podczas wypraw festiwalowych. Próbuję również wnosić korekty do konstrukcji oraz używam współczesnych materiałów dla uzyskania lepszej jakości np.: twarde drewno egzotyczne, włókno węglowe na stroiki, worki z tkanin membranowych. Jestem otwarty na eksperymenty – byłem przyjemnie zaskoczony, kiedy zgłosił się do mnie brat D. z zakonu w Warszawie, żebym zbudował dla niego cornamuse renesansowy dla celów liturgicznych.

Instrumenty buduję głównie dla siebie i wąskiego grona przyjaciół, ale przyjmuję również rozmaite zamówienia. Zrobione przez mnie instrumenty są m.in. w Danii, Finlandii, Litwie, Niemczech, Polsce oraz na Ukrainie.

Na moich instrumentach grają m. in.: Józef Broda, Sebastian Wielądek, Robert Cichy, Michał Żak. Zbudowałem ponad 50 różnych instrumentów, starając się, aby każdy z nich cieszył swojego właściciela. Lubię przy różnych okazjach posłuchać, jak moje instrumenty grają i oddać się wspólnemu muzykowaniu. Zawsze cieszę się z takiego grania i dzielenia się doświadczeniami. Bardzo jest mi miło, być częścią wspólnoty twórczej Targowiska Instrumentów 🙂

fot. Anton Korolev

 

Kontakt

Anton Korolev

Poznań (pracownia)
tel: 536452549
mail: lihoy.veter@gmail.com

facebook.com/Dudelzaklad

Piotr Witek

Z wykształcenia jestem muzykiem, nauczycielem, multiinstrumentalistą. Moja przygoda z muzyką rozpoczęła się w drugiej klasie szkoły podstawowej. Wtedy to poszedłem na prywatne lekcje gry na akordeonie i uczęszczałem na nie 6 lat. Dalszą edukację muzyczną kontynuowałem w PSM I stopnia w klasie akordeonu – 4 lata. Ukończyłem również studia na Uniwersytecie Rzeszowskim, po których rozpocząłem naukę na wydziale instrumentalnym,  specjalność – gra na akordeonie. Zdobyta wiedza i umiejętności ułatwiają mi pracę przy naprawach akordeonów, którą zajmuję się od przeszło 15 lat. Wykonuję gruntowne remonty akordeonów: 

-strojenie standardowe oraz na tremolo francuskie,
-woskowanie,
-naprawa mechaniki masowej,
-oklejanie miechów,
-wymiana wentyli, skórek.

W mojej pracowni wykonuję również usługi związane z renowacją zabytkowych harmonii i heligonek, są to m.in:
-uzupełnianie forniru,
-nakładanie politury na połysk lub półmat,
-strojenie,
-przestrajanie heligonek na różne tonacje, w zależności od zapotrzebowania klienta.

Do wszystkich czynności podchodzę bardzo indywidualnie, gdyż są to zazwyczaj rękodzieła, instrumenty unikatowe, niepowtarzalne. Osoby, które stwierdzą, że ich instrument potrzebuje lekarza, zapraszam do mojej pracowni.

fot. z archiwum Piotra Witka

KONTAKT
Piotr Witek
Rzepiennik Biskupi 22
33-163 Rzepiennik Strzyżewski
tel: 784886414

hohner@onet.eu

Olga Siejna Bernady

tagi:

Z wykształcenia jestem muzykologiem. Zawsze chciałam mieć coś wspólnego z muzyką, ale nigdy,  ani jako dziecko w szkole muzycznej I stopnia, ani w szkole II stopnia, nie widziałam siebie jako artysty – muzyka – wykonawcy. Interesowały mnie zawsze w muzyce procesy rozwoju, analiza (tak – w życiu prywatnym też jestem typową osobowością analityczną). Oczywistym więc było dla mnie, że trzeba wybrać studia muzykologiczne. Tam poznałam niezwykłego wykładowcę i naukowca – pana Włodzimierza Kamińskiego, ówczesnego kierownika Muzeum Instrumentów Muzycznych w Poznaniu. Na wykładach z instrumentologii zakochałam się w instrumentach i ich historii. Moim marzeniem była praca z instrumentami, w muzeum. Pod kierunkiem doktora Kamińskiego napisałam pracę „Próba systematyki ewolucji smyczka profesjonalnego w instrumentarium europejskim”, która była wyróżniona w konkursie na najlepsze prace magisterskie na UAM w Poznaniu w roku 1983. Mojej przyszłości nie związałam jednak zawodowo z instrumentami. Los rzucił mnie do Szamotuł, do Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia (w której pracuję do dziś) jako nauczyciel przedmiotów teoretycznych i skrzypiec.

fot. z archiwum Olgi Siejnej Bernady

Równocześnie po studiach rozpoczęłam studia doktoranckie w Instytucie Sztuki PAN w Warszawie, gdzie w 1990 r. obroniłam pracę „Polskie harmonie, ich funkcja w kulturze muzycznej do 1939 roku” pisaną pod kierunkiem prof. dr hab. Ludwika Bielawskiego. Po okresie fascynacji smyczkiem i snucia hipotez dotyczących jego powstania i rozwoju, przyszedł okres zainteresowania instrumentami ludowymi. Najpierw przymierzałam się do pracy o instrumentach archeologicznych, potem o dudach, aż trafiłam na interesujący temat niezbadanych, nie spisanych, przedwojennych harmonii. Ku mojemu zdumieniu okazało się, że instrumentów fizycznie istniejących jest sporo w muzeach państwowych i w rękach prywatnych. Są pięknie zdobione, niektóre (te starsze) czarne z pięknymi intarsjami, i nowsze – kolorowe, zdobione masą perłową czy szkiełkami. Są to instrumenty proste z kilkoma basami i bardziej zaawansowane technicznie, z wieloma basami. Odkryłam też, że popularnej w Polsce harmonii pedałowej nie ma nigdzie indziej. To nasz polski instrument!

Teraz dalej przyjaźnię się z instrumentami. Moja praca:  „Polskie harmonie. Budowa – Produkcja – Funkcja w kulturze do 1939 roku” została wydana. Uczestniczyłam też w niesamowitym projekcie: Ogólnopolskiej Konferencji Instrumentologicznej z wykładem o harmoniach. Opowiadałam o harmoniach w radiu przy okazji wykładu o warszawskim budowniczym harmonii Leonardcie.  Bywam tu i tam, ale swój czas i energię od lat przede wszystkim poświęcam  dzieciom w naszej szkole muzycznej. Uczę ich słuchać muzyki i rozumieć ją, dostrzegać procesy w historii muzyki,  śledzić rozwój instrumentów, przybliżam im muzykę ludową. Działam też na rzecz lokalnych instytucji popularyzując muzykę.

fot. z archiwum Olgi Siejnej Bernady

KONTAKT
facebook.com/olga.bernady

 

 

Janusz Starzyk

Tagi: 

Bardzo późno zająłem się instrumentami muzycznymi. Skończyłem technikum elektroniczne i powinienem naprawiać telewizory. W latach 80 pracowałem w spółdzielni „Ton” jako elektronik. Tam pierwszy raz zobaczyłem stroiciela fortepianów przy pracy i bardzo spodobała mi się ta robota. Po krótkim przeszkoleniu zacząłem naprawiać zacinające się mechanizmy i klawiatury w pianinach „Legnica” i „Calisia”. Później pokazano mi, jak stroić. 

Fizyka fal akustycznych jest taka sama, jak fal elektromagnetycznych, więc sposób strojenia oktaw, kwint i tercji obliczyłem sam. Wspomagałem się kalkulatorem – w 1985 roku kalkulator to był szczyt techniki. Obliczenia pokazały mi fajny sposób strojenia, wykorzystanie dudnień tercji wielkiej. Dopiero po 15 latach dowiedziałem się, że to normalny, dokładny i często spotykany sposób strojenia koncertowego.

zdjęcia z archiwum Janusza Starzyka

Powoli zdobywałem rynek usług fortepianowych i obecnie obsługuję kilkanaście szkół muzycznych. W tym roku mija 35 lat mojej pracy z pianinami i fortepianami.  Naprawa i strojenie stało się moją pasją. Zostałem przyjęty do Stowarzyszenia Polskich Stroicieli Fortepianów, gdzie poznałem wspaniałych fachowców, od których wiele się nauczyłem. Kiedyś trafiłem na pianino „J.Stary”, które kwalifikowało się do utylizacji, jednak zbieżność nazwy z moim nazwiskiem spowodowała, że postanowiłem zabrać je i odtworzyć. Niestety konstrukcja z połowy XIX w. nie pozwala na koncertowanie na nim, ale nie szkodzi. I tak  nie umiem grać, więc stoi sobie u mnie w domu i cieszy oko.

 

zdjęcia z archiwum Janusza Starzyka

Ciekawość zaprowadziła mnie do badania historii naszych fabryk fortepianów. Fabryki odeszły w niebyt, ale zostały ich wyroby. Numer fabryczny jest takim paszportem instrumentu. Światowe fabryki sporządzają wykazy chronologii produkcji, ale w czasach PRL nikt sobie tym nie zaprzątał głowy. Spisałem kilkaset numerów spotkanych instrumentów oraz trochę posiedziałem w archiwach i udało mi się dopasować numery seryjne i lata produkcji. Na stronie SPSF zamieściłem tabele chronologii produkcji „Calisii” i „Legnicy”. Ciekawą okazała się fabryka fortepianów w Brzegu, która istniała po wojnie niecałe 5 lat. W tej fabryce właściwie tylko remontowano zniszczone podczas wojny pianina, ale jednocześnie wyprodukowano pierwsze po wojnie trzy nowe fortepiany. Jeden z nich o nazwie POLONUS udało mi się kupić. Stąd moja ciekawość jego historii.

zdjęcia z archiwum Janusza Starzyka

Poniższe zdjęcia pokazują pracę przy montażu systemu „silent”, który pozwala grać na akustycznym fortepianie, a dźwięk słychać na słuchawkach z elektronicznego urządzenia.

zdjęcia z archiwum Janusza Starzyka

Zapraszam do zapoznania się z moimi opowieściami.

„Produkcja fortepianów i pianin w PRL” – I Ogólnopolska Konferencja Instrumentologiczna, Ostromecko 2017 – film
„Fizyka drgań strun i wpływ budowy fortepianu na powszechną akceptację stroju równomiernie temperowanego” – artykuł
„Strój mezotoniczny i nierównomiernie temperowany” – artykuł
„Fortepiany koncertowe Calisia” – artykuł
„Produkcja pianin Calisia w latach 1950-59” – artykuł
„Początki produkcji pianin w fabryce Calisia” – artykuł
Adam Noworyta (1892 – 1980) Odkryty-Brzezanin – artykuł
Fabryka Fortepianów w Brzegu nad Odrą – artykuł

KONTAKT:
Janusz Starzyk
Ulów 4
22-600 Tomaszów Lubelski

tel. 604 869 299
email:  jstarzyk@op.pl

https://spsf.pl/pl/janusz-starzyk/

Korolev Anton

Jestem artystą szeroko pojętym. Trochę muzykuję, trochę tańczę, trochę tworzę oraz naprawiam instrumenty. Staram się robić te rzeczy dobrze, albo lepiej niż dotąd.

W Polsce jestem od kilku lat, pochodzę z Ukrainy. Moja przygoda z muzyką zaczęła się dość późno – miałem około 20 lat (granie na perkusji w zespole punkowym, w wieku 16 lat, się nie liczy – nie robiłem tego dobrze). Ojciec umie grać na akordeonie, ale grał na nim rzadko – był skupionym na swojej pracy inżynierem, ale lubiłem ten dźwięk. Jednak ja na akordeonie nie zacząłem grać, ale na dudach. 

Pierwsze spotkanie z dudami oraz pierwsze inspiracja do zapoznania się z tym instrumentem były na koncercie zespołu Musica Radicum podczas koncertu w muzeum im. Gonczara w Kijowie. Było to chyba w 2004 roku. Byłem wtedy biednym studentem, ale postanowiłem wydać drobne na plastikowy flet prosty i zacząć coś tam, na słuch, podbierać z kupionej na koncercie płyty. 

Kolejne (przełomowe) spotkanie z dudami odbyło się na festiwalu rekonstrukcji historycznej pod Czernihowym w r. 2006, gdzie poznałem R., który był wykształconym flecistą a poza tym sprawnym dudziarzem. Grał na dudach galicyjskich (Gaita Gallega) o mocnym, przenikliwym i jednocześnie subtelnym brzmieniu, w którym od razu się zakochałem. Dzięki R. dowiedziałem się dużo nowego o muzyce oraz samym instrumencie, dał mi również namiary na producenta jego instrumentów – Mistrza Eugeniusza Ilarionowa (*www.fontegara.one), słynnego przede wszystkim ze swoich historycznych fletów prostych. Uzbierałem pieniądze pracując w kuźni u znajomego płatnerza i zamówiłem swoje pierwsze gaity. Tylko, że pan Mistrz był bardzo zajęty codziennymi sprawami i powiedział, że na uczenie mnie znajdzie czas dopiero za rok, chyba że wolałbym zostać u niego na wsi, 60 km od Kijowa i trochę pomóc. Powiedziałem tak i to zmieniło moje życie. Zostałem oddany pod opiekę jego ucznia – W. i razem z nim przygotowywaliśmy drewno i toczyliśmy części do moich przyszłych dud. Dowiedziałem się wtedy tysiąc rzeczy o materiałach, sposobach ich przygotowywania oraz obrabiania, o budowie instrumentów oraz o sposobach ich strojenia i wiele innych ciekawostek. Kiedy moje dudy były gotowe i nastrojone/sprawdzone przez pana Mistrza, zacząłem uczyć się na nich grać. Mój kolega R. udzielał mi dobrych rad, pomogły również nagrania muzyki dudziarskiej od W. 

Z czasem założyłem swój zespół, w którym grałem na dudach. Zacząłem podróżować, a w trakcie podróży spotykałem innych muzyków, od których się uczyłem. Do dziś zresztą, staram się wybierać na różne festiwale, tabory oraz letnie szkoły muzyki, ponieważ takie wydarzenia i spotkania z innymi muzykami kształcą mnie jako muzyka. A badanie różnych instrumentów innych muzyków, pozwala mi zrozumieć, jak zbudować lepszy instrument. 

Później zacząłem pomagać W. budować inne instrumenty i w taki sposób sam zostałem uczniem dudowniczego.

Ale to są sprawy dni minionych, teraz mieszkam w Polsce, zmieniłem kilka miast i przez dłuższy czas nie miałem warsztatu i nie budowałem instrumentów, zajmując się przeważnie muzykowaniem. Przełomowym momentem była kolejna przeprowadzka, tym razem do Poznania. Tam znalazłem w końcu fajne miejsce na warsztat – Zakład Makerspace, który zresztą już się zamknął z początkiem epidemii. Aktualnie mam mały ale bardzo przytulny pokoik w kamienicy na poznańskich Jeżycach – miejsce, gdzie czuje się jak w domu i mogę spokojnie realizować swoje plany twórcze. 

Buduje różne instrumenty: są to przeważnie dudy zachodnio oraz północnoeuropejskie. Wsród zrobionych przez mnie instrumentów są dudy galicyjskie, dudy szwedzkie, francuskie, niemieckie średniowieczne, szałamaje kapsułowe oraz żalejki białoruskie. Wzory bazuje na instrumentach tradycyjnych – tych z muzeum oraz tych zbadanych w trakcie wypraw festiwalowych. Próbuję również wnosić korekty do konstrukcji oraz używam współczesnych materiałów dla uzyskania lepszej jakości – drewno twarde egzotyczne, włókno węglowe na stroiki, worki z tkanin membranowych. Jestem otwarty na eksperymenty – byłem przyjemnie zaskoczony kiedy zgłosił się do mnie brat D. z zakonu w Warszawie żebym zbudował dla niego cornamuse renesansowy dla celów liturgicznych.

Głównie robię instrumenty dla siebie oraz dla wąskiego grona przyjaciół, ale również przyjmuje zamówienia, zrobione przez mnie instrumenty są m.in w Danii, Finlandii, Litwie, Niemczech, Polsce oraz Ukrainie. Ze znanych polskich muzyków mają ode mnie instrumenty: Józsko Broda, Sebastian Wielądek, Robert Cichy, Michał Zak 🙂 oraz inni Zbudowałem w swoim życiu ponad 50 różnych instrumentów, starając się żeby z każdego nowy właściciel był zadowolony. Lubie przy okazji posłuchać jak grają oraz udzielić się wspólnemu graniu. Zawsze się ciesze możliwości razem zagrać lub podzielić się doświadczeniami, dlatego bardzo mi miło być częścią wspólnoty twórczej Targowiska Instrumentów 🙂

 

KONTAKT 
ul. Roosevelta 5, Poznań (pracownia)
 tel: 536452549
lihoy.veter@gmail.com
.facebook.com/Dudelzaklad

Dziaczyński Damian

Tagi: 

W wieku dziewięciu lat zbudowałem pierwszą gitarę. Zrobiłem ją z kartonu, tektury     i drewnianego patyka, a zamiast strun naciągnąłem żyłkę na ryby. I co dalej? I nic. Na piętnaście lat zapomniałem o robieniu instrumentów, choć zostałem gitarzystą i jestem nim do dzisiaj (dziś już gram na takiej z drewna).

Instrumenty zacząłem budować z dwóch powodów: bardzo chciałem mieć lutnię renesansową, po studiach nie miałem na nią pieniędzy. Postanowiłem, że spróbuję sam zbudować lutnię. Oczywiście nie od razu, najpierw coś prostszego. No i moje poszukiwania  twórcze, moja droga eksperymentatora – konstruktora, wyznaczyła właściwie listę instrumentów, które wykonuję do dzisiaj. Są to między innymi: gudok, fidel, rebec, tallharpa, jouhikko, suka biłgorajska, giterna, lira korbowa, lira z Kravik, oud i w końcu moja upragniona – lutnia renesansowa.  Ale też i średniowieczna. Nie pamiętam dokładnie, jak to się stało, ale dzięki lutni renesansowej zacząłem się interesować instrumentami ze średniowiecza. Paradoks. Od niedawna robię też flety, flażolety, fujary i różne odmiany dawnych i ludowych instrumentów dętych. Oczywiście zdarza się, że coś naprawiam.

Jestem też rekonstruktorem historii średniowiecza. Gram i śpiewam w zespole muzyki średniowiecznej “Żertwa”, którego jestem współzałożycielem. Poza poszukiwaniami dawnego brzmienia, badam też historię instrumentów, historię ich budowy i rozwiązań technologicznych, analizuję archeologiczne znaleziska muzyczne i ramy czasowe ich występowania. Próbuję odnaleźć i odtworzyć dźwięki historycznych instrumentów i muzykę dawnych czasów (głównie średniowieczną). Nie do końca jest to możliwe, ale dla mnie są to fascynujące i inspirujące poszukiwania, przy okazji których mogę innym umilić czas muzyką.

Kontakt:
Damian Dziaczyński
Koszalin. ul. Orla 10

dziaczynskidamian@gmail.com
tel: 661537656

facebook.com/damiandziaczynskipracownialutnicza
facebook.com/damian.dziaczynski
instagram.com/pracownialutnicza

facebook.com/Żertfa

Tomek Tulpan

Tagi: ,

Jestem muzykiem, stroicielem oraz serwisantem akordeonów i harmonii trzyrzędowych. W przyszłości, mam nadzieję, zostanę również budowniczym akordeonów – niczym mistrzowie z dawnych warszawskich manufaktur.

Moja przygoda z akordeonem zaczęła się, gdy miałem 8 lat od nauki gry na tym instrumencie.  Przez kilka kolejnych lat nabierałem wprawy w graniu. Odkąd pamiętam, jeździłem na festiwale kapel ludowych w Kazimierzu i Przysusze. Muzyka tradycyjna, grana na żywo z uczestnictwem akordeonu lub harmonii, zawsze była w moim sercu. W którymś momencie zacząłem się też interesować budową akordeonu i historią wytwarzania tego instrumentu w Polsce. I tak, w wieku 15 lat usłyszałem o Franciszku Krasnodębskim. Postanowiłem zostać jego uczniem…

Początki, jak wiadomo, do najłatwiejszych nie należą. Tym bardziej, że akordeon to bardzo skomplikowany i wymagający instrument. Na nauki u pana Franciszka poświęciłem 3 lata. Podczas tego terminowania moim marzeniem i celem, do którego nieprzerwanie dążę, stało się wskrzeszenie świetności przedwojennych warszawskich manufaktur. Te manufaktury, jeszcze przed II wojną i zaraz po niej, produkowały jedne z najlepszych instrumentów, nie tylko w Europie, ale i na świecie.

Jakiś czas temu rozpocząłem budowę pełnowymiarowego akordeonu, który nazwałem od mojego nazwiska “Tulpan”. To pierwszy krok do budowy na większą skalę instrumentów języczkowych. Naprawa akordeonów to moja pasja i hobby. Na pracę przy instrumentach poświęcam kilka godzin dziennie. Moimi klientami są głównie tradycyjne ludowe kapele i akordeoniści m.in.  Henryk Gwiazda, Tomasz Stachura, Janusz Prusinowski. Jednym z najbardziej satysfakcjonujących momentów związanych z pracą przy instrumentach jest widok radości na twarzy klienta, który odbiera akordeon po naprawie. Jedną z najważniejszych osób, które spotkałem na mojej drodze jako budowniczego i serwisanta akordeonów jest pan Franciszek Krasnodębski. Bez niego nic by się w tej kwestii nie udało.

Jako jeden z nielicznych serwisantów w Polsce staram się jak najwięcej działać na polskich produktach, a nie na włoskich częściach. Żadna naprawa nie jest mi obca. Podejmuje się każdego remontu, również wymiany masy perłowej. 

KONTAKT

Nr telefonu: 507 402 912
E-mail: tomek_tu@poczta.fm
facebook.com/tomasz.tulpan.5
Miejscowość: Grądy gm. Chodel
Kanał z prezentacją instrumentów na YT

Joanna Gul

Tagi: 


Zajmuję się instrumentologią – działem muzykologii, dotyczącym powstania instrumentów muzycznych, rozwoju ich konstrukcji, właściwości akustycznych, odtwórczych, historii i technologii wytwarzania oraz klasyfikacji. Szczególnie interesuje mnie wytwórstwo instrumentów profesjonalnych w XIX wieku na Dolnym Śląsku oraz konteksty muzyczne wystaw rzemieślniczo-przemysłowych. W praktyce oznacza to zamiłowanie do grzebania w bibliotekach i archiwach, jednak najbardziej satysfakcjonujące jest badanie zabytkowych instrumentów, które są cennym świadectwem rzemiosła i sztuki danego czasu. Dzięki zachowanym instrumentom dowiadujemy się więcej o tym, jak różnorodna była audiosfera danej epoki. Nie zawsze można dotrzeć do prawdziwego brzmienia instrumentu z przeszłości, czasem bardziej ciekawa jest jego konstrukcja, pochodzenie (niekiedy własność znanego muzyka), zachowane inskrypcje, techniki zdobienia… 

Historia budownictwa instrumentów muzycznych na Dolnym Śląsku pasjonuje mnie, odkąd, kończąc studia z teorii muzyki w Akademii Muzycznej im. Karola Lipińskiego we Wrocławiu, obroniłam pracę magisterską pod kierunkiem śp. Profesor Marii Zduniak na temat historii wytwórni fortepianów „Eduard Seiler” oraz przemysłu fortepianowego w przedwojennej Legnicy (nie opublikowaną i de facto muzykologiczną). Zainteresowania techniką i wystawami rzemieślniczo-przemysłowymi zawdzięczam Tacie. Po studiach moim mentorem został Profesor Beniamin Vogel, którego rozległe badania instrumentologiczne bardzo mnie inspirują. Mam niekiedy okazję i przyjemność współpracować jako redaktorka przy niektórych książkach Profesora (tj. Kolekcja Zabytkowych Fortepianów im. Andrzeja Szwalbego w Ostromecku, MCK, Bydgoszcz 2016, czy Słownik lutników działających na historycznych i obecnych ziemiach polskich oraz lutników polskich działających za granicą do 1950 roku, wyd. 2, MCK, Bydgoszcz 2019). Moim autorytetem w dziedzinie instrumentologii i etnomuzykologii jest Profesor Zbigniew J. Przerembski, opiekun mojej pracy naukowej.

Należę do zespołu, który przygotowuje treści do portalu www.instrumenty.edu.pl Instytutu Muzyki i Tańca. Razem z inicjatorką tego przedsięwzięcia, muzykolog Agatą Mierzejewską, Profesorami Beniaminem Voglem i Zbigniewem Przerembskim oraz fotografem Waldemarem Kielichowskim odwiedziliśmy liczne polskie muzea i kolekcje, dokumentując setki obiektów – od ludowych instrumentów muzycznych (ludowe.instrumenty.edu.pl) przez profesjonalne instrumenty lutnicze (skrzypce.instrumenty.edu.pl), następnie fortepiany, pianina i klawiszowe hybrydy (fortepian.instrumenty.edu.pl), aż po dyrygenckie, zabytkowe batuty (batuty.instrumenty.edu.pl). Bardzo zachęcam do obejrzenia efektów naszych działań, które są dostępne w wersji polskiej i angielskiej pod podanymi linkami. Jako zespół mamy nadzieję na kontynuowanie rozwoju portalu Instrumenty.edu.pl, który świetnie wpisuje się m.in. w upowszechnianie polskiej kultury i zasobów muzealnych za granicą – dzięki naszym staraniom polskie instrumenty ludowe z wymienionego polskiego portalu są dostępne także w międzynarodowym portalu muzeów instrumentów muzycznych MIMO (Musical Instrument Museums Online), który można przeglądać m.in. w  polskiej wersji językowej

Jako sprawdzony we wspólnej pracy zespół muzykologów i instrumentologów rokrocznie organizujemy Ogólnopolską Konferencję Instrumentologiczną, która w latach 2017-19 odbywała się w Kolekcji Zabytkowych Fortepianów im. A. Szwalbego w Ostromecku, a następnie w 2020 roku była planowana w Żywcu i Jeleśni, jednak z powodów epidemicznych musiała odbyć się w wersji online (www.konferencja instrumentologiczna.pl). 

Moje życie zawodowe złączyłam z Uniwersytetem Wrocławskim, gdzie jako wykładowca prowadzę zajęcia z podstaw instrumentologii dla studentów Instytutu Muzykologii oraz na studiach podyplomowych „Dźwięk i audiosfera”. Pracuję też w Bibliotece Kulturoznawstwa i Muzykologii UWr oraz należę do Pracowni Badań Pejzażu Dźwiękowego UWr. Publikowałam artykuły w „Muzyce”, „Audiosferze”, „Pracach Kulturoznawczych”, „Ruchu Muzycznym” i in. 

Ze względu na problemy książkowe podczas epidemii, założyłam na facebooku grupę „Samopomoc muzykologiczna” – podczas gdy działalność bibliotek jest mocno ograniczona, możemy sobie pomagać, udostępniając między członkami grupy własne, domowe księgozbiory (z poszanowaniem praw autorskich). Grupa świetnie działa, w jej ramach możliwe są też wszelkie pytania czy dyskusje na muzyczne i muzykologiczne tematy.

Chociaż nie buduję instrumentów, na koniec wspomnę o „małej” przygodzie projektowo-konstrukcyjno-muzycznej, którą bardzo ciepło wspominam: w 2016 r. w Pracowni Małych Instrumentów, wspólnie z Pawłem Romańczukiem, Tomkiem Orszulakiem i Pawłem Czepułkowskim stworzyliśmy dość oryginalny, mechaniczny instrument perkusyjny w kształcie obracanego sześcianu. Owinięte włóknem kulki uderzają w szkło i metal (brzmią jakby dzwony), można też przyczepić orzechy lub szemrzące metalicznie paski, ucięte ze starej metrówki… brzmienie „szejkera” zostało nagrane na ścieżce „Mechamusic for 4 rotary constructions” na płycie Małych Instrumentów „Gruppo di Construzione – Samoróbka”.

Joanna Gul 

fot. z archiwum Joanny Gul

Kontakt:
joanna.gul@uwr.edu.pl

joannagul@wp.pl

Joanna Gul – biogram w bazie Polmic

 

Jan Puk

Tagi: 

Po II wojnie światowej, do połowy lat pięćdziesiątych, ludzie na wsiach żyli po staremu. Moja rodzinna wieś Wola Rusinowska była cała z drewna. Każdy dawny Lasowiak umiał zrobić coś z drewna. Były to beczki, cebrzyki, maślniki i mnóstwo innych rzeczy, Drewno towarzyszyło życiu lasowiaków na każdym kroku. Mój ojciec wykonywał drewniaki, w których chodzili chłopi. Pomagałem mu w tym. Pokochałem drewno od najmłodszych lat.

Jan Puk “Pierwsze lata powojenne – krótkie wspomnienia”

Zdjęcia: Piotr i Dorota Piszczatowscy

Las Jana

Byliśmy tam cały dzień.
Wieczorem, światło oparło się o ściany pracowni,
oparło o rzeźby, o narzędzia
i ten las.

Zdjęcia: Piotr i Dorota Piszczatowscy

Zdjęcia z archiwum Jana Puka

 

KONTAKT

Jan Puk

Trześń